niekiedy zachowuja sie wrecz prowokujaco. W przeciagu kilku dni traca kwoty rowne rocznym zarobkom tutejszych mieszkancow. Miejscowi nie moga przeciez wiedziec, ze wiekszosc przyjezdnych to zwykli robotnicy, ktorzy dlugo oszczedzali na te podroz.
– To prawda.
W tej chwili, u boku Eldena, nie bala sie niczego. Oslanial ja, Sara wyraznie wyczuwala emanujaca od niego sile. Ostroznie podniosla glowe i zerknela na komisarza. Koscista, ponura twarz miala jednak w sobie wiele wyrazu, nawet mogla przyciagac. Ale sztywne, jakby automatyczne ruchy, bo tego sie Elden nie wyzbyl, sprawialy, ze przypominal raczej robota niz zywego czlowieka. Szedl teraz obok Sary, zatopiony we wlasnych myslach, a jednoczesnie ani na sekunde nie spuszczal z niej oczu. Musnela reka jego ramie i poczula przyjemne, kojace cieplo.
Pokrecila glowa i rozesmiala sie cichutko sama z siebie.
– W oknie naszego przyjaciela ciemno – zauwazyla z lekkim drzeniem w glosie.
– Tak, tez juz tam zerkalem.
– Spojrz szybko na rozek ksiezyca! – wykrzyknela raptownie. – Lezy na plecach, tak jakby byl zbyt ciezki i sie przewrocil. A dalej, do gory nogami, Orion!
– Znajdujemy sie niedaleko rownika – przypomnial. Wymienili pieniadze i umiescili je w hotelowym sejfie. Potem wrocili do pokoju, oboje niezwykle spieci.
Ale wszystko odbylo sie zupelnie normalnie. Rytual przygotowania do snu byl precyzyjnie obliczony w czasie: jedno w lazience, jedno odwrocone do sciany w chwili powrotu drugiego do pokoju. Bardzo dyskretnie udalo sie obojgu ulozyc kazde w swoim lozku. Oczywiscie Sara zaplatala sie przy tym w moskitiere i komisarz musial wstac, by jej pomoc. W koncu jednak w pokoju zapadla cisza.
Tej chwili Sara obawiala sie najbardziej: w jednym pokoju z obcym mezczyzna, ktorego w dodatku nie lubila. Moze zreszta tak bylo dla nich najlepiej.
W pomieszczeniu panowala duchota. Wentylator szumial monotonnie pod sufitem, cienki koc wydawal sie ciezszy niz powinien. Elden jeszcze raz zapalil lampke, wsta! i przekrecil wentylator na najwyzsze obroty.
Nagle Sara poderwala sie przestraszona, slyszac odglos przypominajacy mlaskanie.
– Alfredzie – szepnela w poplochu, mimowolnie zwracajac sie do niego po imieniu – na scianie siedzi zielona jaszczurka!
Elden ulozyl sie z powrotem w lozku.
– Juz dobrze, nic sie nie boj. Czytalem, ze sa pozyteczne i odstraszaja owady.
– A jesli one…
– One nie wchodza do lozek – powiedzial uspokajajaco. – Za zadne skarby. Spij juz, dobranoc!
Sara lezala sztywna ze strachu i nasluchiwala, czy to male zwierzatko jeszcze raz da o sobie znac. Na koniec usnela, wymeczona podroza i ukolysana szumem fal.
Obudzila sie w samym srodku nocy z dziwnym wrazeniem. Zapalila lampke i usiadla na lozku. Byla trzecia rano, a poslanie Eldena swiecilo pustka.
Lampa na werandzie palila sie bez ustanku ze wzgledow bezpieczenstwa i w jej swietle Sara ujrzala zza firanki profil komisarza. Wstala ostroznie i wyszla do niego.
– Czy cos sie stalo? – wyszeptala, wsluchujac sie jednoczesnie w noc pelna tajemniczych, krzykliwych spiewow ptasich dochodzacych z plazy po prawej stronie hotelu.
– Rybacy wyciagaja swoje sieci. Widzisz swiatla? Zrobila kilka krokow do przodu. Na calej dlugosci plazy jak okiem siegnac jarzyly sie pochodnie i male swiatelka.
– Jakie to piekne! – wyszeptala oczarowana. – Czy dlugo tu stoisz?
– Tylko chwile. Musialas wstac, kiedy wychodzilem.
– Dlaczego mnie nie obudziles?
– Wlasciwie juz mialem to zrobic, ale nie bylem pewien, jak zareagujesz. Moze bylabys zla?
– Obiecaj mi, prosze, jedno: nie pozbawiaj mnie nigdy przezyc zwiazanych z przyroda.
Zwrocil glowe ku Sarze i przyjrzal sie jej uwaznie.
– Zareagowalas z takim obrzydzeniem na jaszczurke, ze nie bylem pewien…
– Z obrzydzeniem? To nieprawda! Z obawa, bo nie wiedzialam, co to jest. Teraz juz mysle o niej z sympatia.
Zasmial sie krotko, unoszac jeden z kacikow ust. Sara wiedziala jednak, ze zyskala w jego oczach.
Lagodny podmuch wiatru rozkolysal galezie palm i w nieregularnych odstepach wysylal ku nim rzewna ballade.
– Gdyby Torii mogla to zobaczyc – zamruczal do siebie. Sara zerknela w jego strone. Torii? Jakos nie mogla sobie wyobrazic dziewczyny u jego boku. Czlowiek mieszkajacy w takich jak on spartanskich warunkach? Kazda kobieta w jednej chwili cos by z tym zrobila, ozywila. Nie, on nie mogl nikogo miec.
Komisarz zapomnial, ze Sara stoi tuz obok. Po raz pierwszy jakies uczucie odmalowalo sie na jego twarzy. Troska i moze nienawisc?
Czyzby historia milosna z nieszczesliwym zakonczeniem? pomyslala Sara. Byla ciekawa, czy Alfred jest kawalerem. Wlasciwie ile on ma lat? Pewnie ze trzydziesci, choc trudno to ocenic. Moze byc nieco starszy, ale tez i mlodszy. „W kazdym razie moze byc zonaty.
Stali tak, przysluchujac sie ptasim spiewom, az ucichly zupelnie i swiatelka przygasly.
– Ach, jaki piekny kraj – wyszeptala. – A przeciez wlasciwie nie widzielismy wiele za dnia.
Wtedy Elden odwrocil sie do Sary i zrobil taka mine, jakby byl zly z powodu jej obecnosci w tym miejscu.
– Czy to zimne wyrachowanie sklonilo cie do prezentowania sie w takim skapym stroju?
Sara zarumienila sie gwaltownie. Bylo tak parno, iz nie zdawala sobie sprawy, ze ma na sobie tylko cienka nocna koszule.
– Nie sadzilam, ze moze robic to na tobie wrazenie.
– Dobrze sadzilas. Ale nieodparcie nasuwa mi sie podejrzenie, ze chcesz sprawdzic moja odpornosc.
– Sam tez nie jestes w pelnej gali – zauwazyla z sarkazmem i wskazala na jego spodnie od pizamy, poza ktorymi nie mial na sobie nic.
– Nie spodziewalem sie tutaj ciebie. A tak nawiasem mowiac, ciekawe, co powiedzialby twoj narzeczony, gdyby cie ujrzal w tej chwili?
Narzeczony? No tak. W komisariacie dala im do zrozumienia, ze jest zareczona.
– Czy ta dyskusja ma w ogole jakis sens? – spytala, wycofujac sie do pokoju. Elden podazyl za nia i zamknal drzwi.
Sara rzucila sie na swoje lozko i znowu zaplatala sie w moskitierze.
– Chyba nigdy sobie z nia nie poradzisz – burknal zniecierpliwiony. – Jak on zareagowal na te podroz?
– Kto taki? – Nie wiedziala, o kogo mu chodzi. – Aha, narzeczony, Erik. Nie mowilam mu, ze mamy mieszkac w tym samym pokoju – przyznala. – Nie sadze, zeby mu sie to spodobalo.
– To zrozumiale. – Elden wsunal sie pod koc. – Czy to dobry chlopak?
– Mezczyzna – poprawila. – Owszem. To porzadny czlowiek, dobrze wychowany. I nieszczesliwy.
– Nieszczesliwy, dlaczego?
– To niech juz pozostanie jego osobista sprawa – odparla Sara chlodno. Nie miala najmniejszej ochoty zwierzac sie komisarzowi. Byloby dla niej upokarzajace opowiadac o malzenstwie Erika. Jej narzeczony jest zonatym mezczyzna! Jeszcze by tego brakowalo!
Elden juz sie nie odezwal. Zgasil swiatlo i w pokoju znowu zapanowala ciemnosc.
– Od czego zaczniemy jutro? – spytala po dluzszej chwili Sara.
– Musimy sprawdzic, kto mieszka pod numerem siodmym, i sprobujemy tego kogos sledzic. Naturalnie bardzo dyskretnie. Trzeba sie dowiedziec, co robi w wolnym czasie, o kim i o czym rozmawia i tym podobne.
– Czy nie powinnismy przylaczyc sie do jakiejs grupy wycieczkowej?
Elden chwile sie zastanawial.
– Chyba jeszcze nie czas na to. Musimy zorientowac sie w sytuacji.
– A moze uda sie nam znalezc kogos, kto zabawi sie w detektywa? – zasmiala sie.
– Niewykluczone. Ale nie bedzie to raczej zabawa.
– Nie, nie to chcialam powiedziec.
Torii… Kim jest ta dziewczyna? To pytanie nie dawalo Sarze spokoju.
Obudzila sie pierwsza. Korzystajac z tego, ze komisarz jeszcze spi, ubrala sie szybko i poszla na spacer w