wiecej niz szescset mil dziennie, kiedy sam prowadze.

– Wiec dlaczego Courtney nie pojechala z nami? – spytal Colin.

– Urzadza dom. Czekala, az przywioza meble, a teraz zajmuje sie zaslonami i dywanami – calym tym balaganem.

– Kiedy lecialem do Bostonu, do ciotki Pauliny, podczas gdy wy spedzaliscie miesiac miodowy – czy wiedziales, ze to byla moja pierwsza podroz samolotem?

– Tak – powiedzial Alex.

Colin mowil o tym przez cale dwa dni po powrocie z Bostonu.

– To mi sie naprawde podobalo.

– Wiem.

Colin zmarszczyl brwi.

– Dlaczego nie sprzedalismy samochodu i nie polecielismy do Kalifornii razem z Courtney?

– Znasz odpowiedz – powiedzial Alex. – Samochod ma tylko rok. Nowy woz najbardziej traci na wartosci wlasnie w pierwszym roku. Jesli chcesz wyjsc na swoje przy sprzedazy, to musisz nim jezdzic przez trzy albo cztery lata.

– Mogles sobie pozwolic na te strate – powiedzial Colin, zaczynajac wybijac palcami cichy, ale uparty rytm na swoich opietych dzinsem kolanach. – Slyszalem jak rozmawiales z Courtney. Bedziesz zarabial w San Francisco fortune.

Alex wyciagnal spocona dlon, by wysuszyc ja w cichym strumieniu powietrza plynacym z nawiewu w desce rozdzielczej.

– Trzydziesci piec tysiecy dolarow rocznie to nie fortuna.

– Ja dostaje tylko trzy dolary kieszonkowego – powiedzial chlopiec.

– To fakt – stwierdzil Alex. – Ale mam nad toba przewage dziewietnastu lat doswiadczenia i nauki.

Opony szumialy przyjemnie.

Ogromna ciezarowka przemknela po drugiej stronie drogi, zmierzajac w kierunku miasta. Byl to pierwszy pojazd, oprocz furgonetki, jaki ujrzeli tego ranka.

– Trzy tysiace sto mil – powiedzial Colin. – To mniej wiecej jedna osma trasy dookola swiata.

Alex musial pomyslec przez chwile.

– Slusznie.

– Gdybysmy kontynuowali jazde i nie zatrzymywali sie w Kalifornii, potrzebowalibysmy okolo czterdziestu dni, by okrazyc ziemie. – powiedzial Colin, obejmujac dlonmi wyimaginowany globus, w ktory wpatrywal sie z uwaga.

Alex przypomnial sobie chwile, gdy chlopiec po raz pierwszy poznal slowo „okrazac” i zafascynowal sie jego brzmieniem oraz znaczeniem. Przez cale tygodnie nie chodzil po pokoju czy domu – wszystko „okrazal”.

– Chyba potrzebowalibysmy wiecej niz czterdziesci dni – powiedzial Alex. – Nie wiem ile czasu zabraloby mi przejechanie Pacyfiku.

Colin pomyslal, ze to niezly dowcip.

– Mialem na mysli to, ze moglibysmy tego dokonac, gdyby byl most na oceanie.

Alex spojrzal na szybkosciomierz i zobaczyl, ze jada z umiarkowana predkoscia piecdziesieciu mil na godzine, o dwadziescia mniej, niz planowal osiagnac w pierwszym etapie jazdy. Colin byl dobrym towarzyszem podrozy. Nawet zbyt dobrym. Gdyby wciaz rozpraszal uwage Alexa, potrzebowaliby miesiaca, by przejechac ten cholerny kraj.

– Czterdziesci dni – zastanawial sie Colin. – To polowa czasu, jakiego bohaterowie Juliusza Verne potrzebowali na okrazenie ziemi.

Alex wiedzial, ze Colin poszedl rok wczesniej do szkoly i ze swoim oczytaniem wyprzedzal o pare lat innych uczniow, ale zakres wiedzy chlopaka wciaz go zaskakiwal.

– Czytales „W 80 dni dookola swiata”, co?

– Pewnie – powiedzial Colin. – Dawno temu. – Wyciagnal dlonie w kierunku nawiewu i suszyl je tak, jak to zaobserwowal u Alexa.

Choc nie mialo to wielkiego znaczenia, ten drobny gest zrobil na Doyle’u wrazenie. On takze byl niegdys chudym, nerwowym dzieciakiem, ktorego dlonie byly zawsze wilgotne. Byl, podobnie jak Colin, niesmialy w towarzystwie nieznajomych, nie osiagal dobrych wynikow w sporcie i czul sie wsrod rowiesnikow jak wyrzutek. W college’u zaczal z uporem trenowac podnoszenie ciezarow, zdecydowany wyrosnac na kolejnego Charlesa Atlasa *. Zanim miesnie jego klatki piersiowej zaczely sie odznaczac a bicepsy stwardnialy, znudzil sie podnoszeniem ciezarow i skonczyl z tym. Mierzac piec stop i dziesiec cali i wazac sto szescdziesiat funtow, nie mogl sie rownac z Charlesem Atlasem. Ale byl szczuply i wytrzymaly i nigdy juz nie przypominal chudego dzieciaka. Wciaz jednak czul sie niepewnie w towarzystwie nowo poznanych ludzi i czesto pocily mu sie ze zdenerwowania rece. W glebi duszy wciaz pamietal, co znaczy wieczna niesmialosc i brak pewnosci siebie. Obserwujac, jak Colin suszy swe szczuple dlonie, Alex zrozumial, dlaczego od razu polubil tego chlopca i dlaczego, od dnia, w ktorym sie poznali, osiemnascie miesiecy wczesniej, bylo im ze soba dobrze. Dzielilo ich dziewietnascie lat zycia. Ale niewiele wiecej.

– Wciaz tam jest? – spytal Colin, przerywajac tok mysli Alexa.

– Kto?

– Ten facet w furgonetce.

Alex spojrzal w lusterko.

– Jest. FBI nie ustepuje tak latwo.

– Moge spojrzec?

– Nie odpinaj pasa.

– Zapowiada sie koszmarna podroz – powiedzial Colin posepnie.

– Owszem, jesli nie zaakceptujesz pewnych zasad juz na samym poczatku – zgodzil sie Alex.

Ruch na drugim pasie autostrady nasilal sie, gdy spieszacy do pracy o tak wczesnej godzinie zaczeli juz swoj dzien i gdy od czasu do czasu przejezdzala z halasem jakas ciezarowka, pokonujaca ostatni etap dlugiej podrozy. Ich samochod i furgonetka byly jedynymi widocznymi pojazdami na zachodnim pasie drogi.

Slonce znajdowalo sie za thunderbirdem, dzieki czemu nie bylo dokuczliwe. Niebo, ktore widzieli przed soba, skazone bylo tylko dwiema chmurami. Po obu stronach drogi ciagnely sie zielone wzgorza.

Gdy w Valley Forge wjechali na platna droge i skierowali sie na zachod, w strone Harrisburga, Colin spytal: – Co z naszym ogonem?

– Wciaz sie za nami ciagnie. Jakis nieszczesny agent FBI na blednym tropie.

– Pewnie straci prace – powiedzial Colin. – Zwolni sie miejsce dla mnie.

– Chcesz byc agentem FBI?

– Myslalem o tym – przyznal Colin.

Alex zjechal na lewy pas i wyprzedzil samochod ciagnacy przyczepe dla konia. Z tylu wozu siedzialy dwie dziewczynki w wieku Colina. Przycisnely sie do bocznej szyby i zamachaly do chlopca, ktory zaczerwienil sie i spogladal uparcie przed siebie.

– Nie byloby nudno w FBI – powiedzial.

– Och, trudno powiedziec. Wydaje sie, ze to dosyc nuzace sledzic drania przez cale tygodnie, zanim zrobi cos niezwyklego.

– No coz, nie moze byc to nudniejsze niz jazda w zapietym pasie az do Kalifornii.

Boze, pomyslal Alex, sam sie o to prosilem. Ponownie zjechal na prawy pas i ustawil dzwignie automatycznego gazu na predkosci siedemdziesieciu mil, by utrzymac przyzwoite tempo, nawet gdyby Colin zbytnio odciagal jego uwage.

– Kiedy ten facet z tylu dopadnie nas na pustym odcinku drogi i zepchnie do rowu, bedziesz mi dziekowal, ze kazalem ci zapiac pas. To ci uratuje zycie.

Colin odwrocil glowe i spojrzal na Alexa przez szkla okularow, ktore jeszcze bardziej powiekszaly jego duze oczy.

– Obawiam sie, ze nie masz zamiaru ustapic!

– Nie mylisz sie.

Colin westchnal.

– Jestes wlasciwie moim ojcem, prawda?

Вы читаете Groza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату