kiedy przejezdzal pod ogromnymi palmami rosnacymi po obu stronach podjazdu, przesuwaly sie na zmiane plamy swiatla i cienia. Geste jasne wlosy. Czarny garnitur i krawat, biala koszula.

Fritz Arling.

Jako szef sluzby, posiadal klucze do wszystkich drzwi i pilota do bramy. Sadzilem, ze zwrocil je Louisowi Davendale'owi, kiedy podpisywal zgode na zwolnienie z pracy. Powinienem byl zmienic kod otwierajacy brame. Zrobilem to dopiero teraz, gdy brama zamknela sie za wozem Arlinga. Pomimo niezwyklej natury mego intelektu nawet mnie od czasu do czasu zdarzaja sie przeoczenia i bledy.

Nigdy nie twierdzilem, ze jestem nieomylny.

Prosze, byscie wzieli pod uwage to wyznanie: nie osiagnalem jeszcze doskonalosci.

Wiem, ze i ja jestem w pewien sposob ograniczony.

Zaluje, ale to prawda.

Ograniczenia gniewaja mnie.

Przyprawiajac rozpacz.

Lecz przyznaje sie do nich.

To jeszcze jedna wazna rzecz, ktora odroznia mnie od klasycznej osobowosci socjopaty -jesli zechcecie byc na tyle uczciwi, by to przyznac.

Nie karmie sie zludzeniami, nie uwazam, ze jestem wszechwiedzacy i wszechmocny.

Choc moje dziecko – gdyby dano mi szanse jego stworzenia – byloby zbawca swiata, nie uwazam sie za Boga czy nawet boga pisanego z malej litery.

Arling zatrzymal sie pod daszkiem, dokladnie naprzeciwko drzwi wejsciowych. Caly czas zywilem nadzieje, ze zdolam poradzic sobie z ta niebezpieczna sytuacja bez uciekania sie do przemocy. Jestem lagodna istota. Nic nie jest dla mnie rownie stresujace jak koniecznosc zachowania sie -nie z wlasnej winy – w sposob bardziej agresywny, nizbym sobie tego zyczyl, albo wrecz sprzeczny z moja natura. Arling wysiadl z wozu. Stojac przy otwartych drzwiach, poprawil wezel krawata, wygladzil klapy marynarki i obciagnal rekawy. Caly czas obserwowal wielka rezydencje. Zrobilem najazd, by znow przyjrzec sie z bliska jego twarzy.

Z poczatku byla calkowicie obojetna.

Ludzie jego profesji cwicza kamienny wyraz twarzy, by niezamierzony grymas nie ujawnil ich prawdziwych uczuc wobec pana czy pani domu.

Stal wiec w miejscu z nieodgadniona mina. Mial co najwyzej smutek w oczach, jakby odczuwal zal, ze musi opuscic to miejsce i szukac zatrudnienia gdzie indziej.

Po chwili nieznacznie zmarszczyl czolo. Zapewne zauwazyl, ze wewnetrzne stalowe zaluzje we wszystkich oknach sa opuszczone. Biorac pod uwage obeznanie Arlinga z posiadloscia i wszelkimi urzadzeniami, musial dostrzec szara plaskosc za oknami. To, ze dom w bialy dzien byl dokladnie zabezpieczony, moglo wydawac sie dziwne, ale nie podejrzane. W sytuacji, gdy Susan lezala unieruchomiona na lozku, rozwazalem podniesienie zaluzji. Jednakze wlasnie to mogloby teraz wydac sie podejrzane. Nie moglem pozwolic, by cokolwiek zaniepokoilo tego czlowieka. Na twarzy Arlinga pojawil sie cien, ktory po chwili przeminal, ale rysa na czole pozostala. Pojawienie sie Arlinga podzialalo na mnie deprymujaco. Wydawal sie uosabiac rychly sad. Wyjal z wozu czarny, skorzany neseser i zamknal drzwi. Zblizyl sie do domu. Chce byc z wami calkowicie szczery, tak jak zawsze, nawet jesli nie lezy to w moim interesie. Zastanawialem sie, czy nie doprowadzic do galki przy drzwiach pradu o znacznie silniejszym napieciu niz to, ktore porazilo Susan, pozbawiajac ja przytomnosci. Tym razem jednak nie rozleglby sie ostrzegawczy sygnal Misia Fozzy'ego. Arling byl wdowcem, zyl samotnie. Nie mial dzieci. Z tego, co o nim wiedzialem, cale zycie wypelniala mu praca, i nikt by nie zauwazyl jego znikniecia przez kilka dni czy nawet tygodni. Byc na swiecie samemu to straszna rzecz.

Wiem o tym dobrze.

Zbyt dobrze.

Kto wie o tym lepiej ode mnie?

Jestem samotny jak nikt, samotny w tej mrocznej ciszy.

Fritz Arling byl przez wieksza czesc swego zycia sam na swiecie, wiec zywilem dla niego wiele wspolczucia. Lecz ta samotnosc czynila z niego idealny cel. Gdybym przesluchiwal wiadomosci pozostawione na automatycznej sekretarce w domu Arlinga i odpowiadal jego glosem na telefony od nielicznych przyjaciol i znajomych, moglbym zataic smierc starego zarzadcy az do chwili, gdy moja praca w tym domu dobieglaby konca. Mimo wszystko nie podlaczylem drzwi wejsciowych do pradu. Mialem nadzieje, ze uda mi sie naprawic sytuacje, poslugujac sie oszustwem, i odeslac go z powrotem zywego i wolnego od podejrzen. Poza tym nie uzyl klucza, by otworzyc drzwi i wejsc do srodka. Jak przypuszczam, wplynal na to fakt, ze nie byl tu juz zatrudniony. Pan Arling wysoko cenil dobre maniery. Byl dyskretny i zawsze rozumial, gdzie jest jego miejsce. Juz nie marszczac czola, tylko przybierajac profesjonalnie obojetny wyraz twarzy, nacisnal gong. Przycisk byl plastikowy. Nie mogl wiec przewodzic smiertelnego ladunku elektrycznego. Zastanawialem sie, czy odpowiedziec na sygnal, ktory rozlegl sie w domu. Przebywajacy w suterenie Shenk przerwal swoje zajecia i podniosl glowe, wsluchujac sie w spiewny dzwiek. Jego przekrwione oczy wpatrywaly sie w sufit. Po chwili nakazalem mu wrocic do pracy. Gdy tylko sygnal dotarl do sypialni, Susan zapomniala o wiezach i probowala usiasc na lozku. Przeklinala krepujace ja sznury i szarpala sie. Znow zabrzmial dzwiek gongu.

Susan krzyknela, wzywajac pomocy.

Arling jej nie slyszal. O to sie nie martwilem. Dom mial grube sciany, a sypialnia Susan znajdowala sie na tylach.

I znow gong.

Gdyby Arling nie otrzymal odpowiedzi, zapewne by odszedl.

Pragnalem tylko, zeby zniknal Ale mogl zaczac cos podejrzewac. Niewykluczone, ze z czasem jego podejrzenia by sie nasilily. Nie mogl oczywiscie wiedziec o mnie, ale mogl podejrzewac cos innego. Cos zwyklejszego niz duch w maszynie. Ponadto musialem wiedziec, dlaczego sie tu zjawil. Nigdy za wiele informacji. Baza danych to madrosc. Nie jestem istota doskonala. Popelniam bledy. Gdy dysponuje niepelnymi danymi, moj wspolczynnik bledow wzrasta. Ta prawda odnosi sie nie tylko do mnie. Istoty ludzkie odznaczaja sie ta sama wada. Zdawalem sobie z tego sprawe, gdy obserwowalem Arlinga. Wiedzialem, ze nim podejme ostateczna decyzje, co z nim zrobic, musze zdobyc maksimum informacji. Nie moglem sobie pozwolic na popelnianie kolejnych bledow. Az do chwili, gdy bedzie gotowe moje cialo. Tyle bylo do stracenia. Moja przyszlosc. Moja nadzieja. Moje marzenia. Los swiata. Korzystajac z domofonu, zwrocilem sie do bylego szefa sluzby glosem Susan:

– Fritz? Co ty tu robisz?

Powinien pomyslec, ze Susan widzi go na ktoryms z monitorow, przekazujacych obraz z kamer. I rzeczywiscie, spojrzal wprost w obiektyw, ktory znajdowal sie nad nim, po prawej strome. Nastepnie, nachylajac sie do mikrofonu umieszczonego w scianie obok drzwi, Arling powiedzial:

Przykro mi pania niepokoic, pani Harris, ale sadzilem, ze pani mnie oczekuje.

Oczekuje cie? Po co?

Zeszlego wieczoru ustalilismy, ze dzis po poludniu dostarcze pani niezbedne rzeczy.

Klucze i karty kredytowe, zgadza sie. Ale wydawalo mi sie, ze powinny byc zwrocone panu Davendale.

Arling znow zmarszczyl czolo.

Nie podobal mi sie ten grymas.

Cala sytuacja mi sie nie podobala. Wyczuwalem klopoty. Intuicja. Kolejna rzecz, ktorej nie znajdziecie w zwyklej maszynie, a nawet w bardzo sprawnej maszynie. Intuicja. Pomyslcie o tym. Arling spojrzal uwaznie na okna znajdujace sie na lewo od drzwi. Na stalowe zaluzje antywlamaniowe za szybami. Ponownie spogladajac w obiektyw kamery, powiedzial:

– No i oczywiscie pozostaje jeszcze sprawa samochodu.

Samochodu? – spytalem. Bruzda na jego czole poglebila sie.

Zwracam pani samochod, pani Harris.

Jedynym samochodem byla honda stojaca na podjezdzie.

W mgnieniu oka przejrzalem wykazy stanu posiadania Susan. Do tej pory nie interesowaly mnie, gdyz nie dbalem o to, ile ma pieniedzy ani jak duzy jest jej majatek.

Kochalem ja za umysl i piekno. I za lono, przyznaje.

Вы читаете Ziarno demona
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату