— Zgadza sie, zapomnialem o tym. — Parma szturchnal Carewe’a w bok. — Wpadla ci w oko, co?
— Owszem.
Carewe wrocil myslami do ciemnowlosej dziewczyny, ktora na jego oczach tak niedbale zdjela bluzke. Ogarnelo go wowczas podniecenie zmieszane z poczuciem winy, ale bylo to niczym wobec prymitywnej zadzy, ktora zaplonal teraz na sama mysl o jej obnazonym biuscie. Nie pomylili sie co do tego E.80, pomyslal, wcale nie jestem ostudzony. W kilka minut pozniej ciezarowka wjechala na zalane swiatlem ladowisko. Pilotka, ktora siedziala juz na przednich schodkach, ze zwinnoscia dzikiego zwierzecia, lyskajac opalonym cialem, wciagnela bluzke.
— Jest — szepnal Parma i, po raz pierwszy robiac aluzje do wygladu Carewe’a wskazujacego na jego stan, dodal: — Przezyles, Willy, kilkadziesiat dobrych lat. Niczego nie zalujesz?
— Troche tak — odparl Carewe — ale byc moze nie tego, o czym myslisz.
Rozdzial dziesiaty
— Dzien dobry, Colleen! — krzyknal Parma. — Nie przerywaj sobie opalania z mojego powodu.
Mruzac zalane sloncem oczy pilotka uniosla glowe i zajrzala do kabiny ciezarowki.
— Przestaje sie opalac nie ze wzgledu na ciebie, ale na siebie — odparla. — Im predzej zrobisz sobie zastrzyk, Feliksie, tym lepiej dla wszystkich.
— Mila jestes — powiedzial Parma urazonym tonem. — Oto mi podziekowanie za to, ze sie konserwuje w stanie gotowosci.
— Ciekawe co to za srodek konserwujacy?
— Jak dla mnie, to masz dzis za ostry jezyk — rzekl Parma i wysiadl z ciezarowki, a zaraz za nim Carewe. — Znasz juz Willy’ego Carewe’a, prawda?
— Tak — odparla pilotka, spogladajac na Carewe’a.
Spostrzegl, ze zrenice jej oczu, w ktorych odbijaly sie promienie slonca, blyszcza jak dwie zlote monety.
— Chcialem cie prosic, zebys podrzucila go do Kinszasy. Spieszy mu sie do domu.
— Tak? Szybko pan stad ucieka.
— Willy dostal nozem miedzy zebra od naturysty — pospieszyl z wyjasnieniem Parma. — Wlasciwie to nie powinien nawet wstawac z lozka, ale, jak powiedzialem, ma powody, zeby czym predzej stad wyjechac.
Dziewczyna popatrzyla na Carewe’a z zainteresowaniem, ale kiedy sie odezwala, w jej glosie zabrzmialo powatpiewanie. — Moge zmienic liste przewozowa, jesli sobie zyczysz, ale pamietaj, ze ja nie latam samolotem sanitarnym. Co bedzie, jak mi zemdleje w czasie lotu?
— Cos ty, taki duzy i silny chlop mialby zemdlec? Zdradze ci sekret, Colleen, ten mlody czlowiek…
— Potrafi mowic sam za siebie — wpadl mu w slowo Carewe. — Zapewniam pania, ze nie zrobi mi sie slabo, nie zemdleje, ani nie popelnie zadnego innego glupstwa. Zabierze mnie pani czy nie?
— Tylko spokojnie — powiedziala Colleen, patrzac znow na Carewe’a, ktoremu wydalo sie, ze dostrzega, na jej twarzy cien zaklopotania. — No dobrze, jezeli jest pan gotow do drogi, to prosze wsiadac.
— Dziekuje.
Zauwazywszy mine dziewczyny, Carewe poczul, jak drgnela w nim z nadzieja meska duma — czyzby zewnetrzne oznaki ostudzenia nie zdolaly ukryc jego meskosci? Usiadl na stopniu ciezarowki, obejmujac rekoma dretwiejaca klatke piersiowa, a Parma z pilotka zajeli sie wyladowywaniem dostaw z komory towarowej samolotu. Mial cicha nadzieje, ze wystartuja od razu, ale czekali jeszcze blisko godzine na inne pojazdy, ktore podjezdzaly, zabieraly albo zostawialy skrzynie i znikaly w lesie. Wiekszosc kierowcow byla zaprzyjazniona z pilotka, a z rozmow wywnioskowal, ze pracowali dla wielu kontrahentow programu Wspolnarodow, specjalistow od sterowania pogoda, zaopatrzenia, transportu naziemnego, inzynierii budowlanej i dla innych sluzb niezbednych do utrzymania zagubionej w gluszy wysepki cywilizacji technicznej. Niektorzy wchodzili do samolotu na papierosa i zamieniali pare slow z pilotka, a wowczas widzial, jak rzucaja w jego strone zaciekawione spojrzenia. Martwilo go opoznienie i to, ze nie udalo mu sie zniknac nagle i niepostrzezenie, tak jak zaplanowal. Kazdy z tych ludzi kursujacych pomiedzy baza i samolotem mogl byc agentem ukrytej potegi, ktora usilowala go zgladzic…
Slyszac niespodziewanie gromki wybuch smiechu w samolocie, zerwal sie na rowne nogi i dokonal upokarzajacego odkrycia, ze jest zazdrosny. Na podstawie kilkuminutowej rzekomej zazylosci i jednego pytajacego spojrzenia ubrdal sobie, ze ma jakies szczegolne prawo do Colleen Bourgou. Ta sama logika co w bajce o ksiezniczce, ktora podswiadomie rozpoznaje ksiecia ukrytego pod postacia zaby, a potem automatycznie wiaze sie z nim na cale zycie. Poczul do siebie takie obrzydzenie, ze az prychnal. „Nie ma co, ta rola sprawia ci wielka frajde, powiedziala mu kiedys Atena, ale to cos wiecej niz paradowanie z zarosnieta twarza i saczkiem”… Bylo to jednak, zanim jeszcze sprzeniewierzyla sie wszystkiemu, co powiedziala w swoim kazaniu na temat monogamicznych malzenstw. Tym samym utracila prawo do sadzenia jego slabostek. Podszedl do przedniego wlazu i zajrzal do samolotu. Colleen smiala sie z czegos serdecznie i szczerze, a kiedy ich spojrzenia sie spotkaly, zobaczyl, ze jej oczy jeszcze bardziej przypominaja migotliwe zlote krazki. Z wyrachowanym rozmarzeniem odpowiedzial usmiechem na jej usmiech i usiadl z powrotem w ciezarowce.
Wygladalo, ze pomimo beztroski i swobody w zachowaniu Colleen bardzo starannie zaznacza w swoim notesie przywozone i odbierane towary. Ruch przy samolocie z wolna ustawal, az wreszcie pozostala na miejscu tylko ciezarowka Parmy. Kiedy Colleen sprawdzala, czy luki ladowni sa dobrze zamkniete, Carewe pozegnal sie z Parma.
— Dziekuje za wszystko — powiedzial. — Jak tylko sie dowiem, dlaczego to zycie tak mi sie pochrzanilo, skontaktuje sie z toba i wszystko ci wyjasnie.
— Chetnie tego poslucham, Willy. Uwazaj na siebie.
Carewe uscisnal mu reke, wsiadl do samolotu i przypial sie pasami do fotela pasazerskiego w przedzie, tuz z boku za stanowiskiem pilota. Ucieszyl sie niezmiernie, kiedy okazalo sie, ze bedzie jedynym pasazerem.
— No to jazda — powiedziala Colleen zamykajac hermetyczne przednie drzwi i przypinajac sie pasami do fotela. Z imponujaca biegloscia wlaczyla systemy sterowania, zapalila rozruszniki nabojowe turbin i wolno skierowala samolot w gore. Kiedy wysuneli sie ponad linie drzew, opuscila lekko dziob i wystartowala wspinajac sie ostro wzwyz, co wywolalo u Carewe’a dziwne sensacje w pustym miejscu pod zebrami. Chwycil sie za klatke piersiowa i nie puszczal.
— Przepraszam — powiedziala pilotka ogladajac sie na niego. — Boli pana?
— Niespecjalnie, ale mam wypuszczone powietrze z jednego pluca, ktore tak silnie reaguje na przyspieszenie, ze mogloby sluzyc za bezwladnosciowy uklad sterujacy.
— Jak to sie stalo?
— To klopotliwa sprawa — odparl, a nastepnie opowiedzial jej historie pchniecia nozem, starajac sie nie przedstawiac siebie w bohaterskim swietle.
To fatalnie — powiedziala ze wspolczuciem — ale nadal nie rozumiem, dlaczego tak sie panu spieszylo, zeby uciec z bazy. Przez chwile Carewe zastanawial sie nad odpowiedzia.
— Chcial mnie zabic jeszcze ktos, wlasnie w bazie — rzekl i umilkl, ale nie uslyszal wybuchu smiechu, ktorego sie spodziewal. Colleen siedziala marszczac brwi, a on dziwil sie, jak mogl uwazac, ze jest zaledwie srednio atrakcyjna.
— Domysla sie pan, kto to mogl byc i dlaczego to zrobil?
— Hmm… nie.
W jakims zakamarku umyslu skojarzyl wiszaca mu nad glowa grozbe z faktem, ze zaaplikowal sobie dawke E.80, ale jedyna osoba, ktorej mogl sie zwierzyc z tych niepokojow, byl Barenboim.
Colleen wzdrygnela sie zachwycajaco.
— Jakie to wszystko tajemnicze i fascynujace — powiedziala.
— Tajemnicze, owszem — odparl Carewe — ale nie rozumiem zupelnie jaki przewod, to znaczy powod… przewod… przemowil do mnie przez patefon…
— Dobrze sie pan czuje? — spytala Colleen odwracajac sie w fotelu. — Niejasno sie pan wywaza… gwaltownie.
Wpatrywal sie w nia z przerazeniem. Jakies zastraszajaco dziwne rzeczy dzialy sie ze zlotymi krazkami jej