– Wiem, przez co teraz przechodzi.

– Pani Veager?

– Musisz ja odnalezc.

Porusz wszystkie sprezyny.

– Jej zdjecie jest we wszystkich mediach.

Sprawdzamy kazdy cynk, kazda wiadomosc telefoniczna.

– Westchnawszy, pokrecil glowa.

– Ale zdajesz sobie sprawe, jak malo prawdopodobne jest to, ze on ja utrzymuje przy zyciu.

– Utrzymuje.

Wiem, ze utrzymuje.

– Skad ta pewnosc?

Objela sie rekami, zeby opanowac drzenie, i spojrzala na dom.

– Tak postapilby Warren Hoyt.

Rozdzial 3

Sposrod wszystkich obowiazkow detektywa wydzialu zabojstw bostonskiej policji Rizzoli najbardziej nie lubila wizyt w skromnym, nierzucajacym sie w oczy budynku przy Albany Street. Mimo iz podejrzewala, ze nie jest bardziej wrazliwa od swoich kolegow, nie znosila mysli, ze moglaby okazac jakakolwiek niedoskonalosc.

Mezczyzni zbyt dobrze wyczuwaja slabosc psychiczna, wiec koledzy niewatpliwie probowaliby atakowac jej czule punkty swoimi niewybrednymi kawalami i przytykami. Nauczyla sie zachowywac stoicki spokoj, ogladac bez zmruzenia oka najgorsze widoki na stole w prosektorium. Nikt nie podejrzewal, ile nerwow kosztowalo ja pozornie nonszalanckie wejscie do tego budynku.

Jane Rizzoli, jedza z jajami.

Ale dzis, siedzac w swoim samochodzie zaparkowanym na tylach Urzedu Lekarza Sadowego, nie miala poczucia, ze sie nie boi, ani ze ma jaja.

Ostatniej nocy zle spala.

Pierwszy raz od wielu tygodni przysnil jej sie Warren Hoyt. Obudzila sie zlana potem, czujac w rekach bol od starych ran. Spojrzala na blizny na dloniach i nagle zapragnela zapalic silnik i odjechac, zrobic cokolwiek, byle uniknac czekajacej ja w tym budynku proby. Nie miala obowiazku przyjechac tutaj, zabojstwo popelniono w Newton, ale duma nie pozwalala jej sie wycofac: Jane Rizzoli nigdy nie byla tchorzem.

Wysiadla z samochodu, zatrzasnela z glosnym hukiem drzwi i weszla do budynku. Przybyla do prosektorium jako ostatnia. Przebywajace w niej trzy osoby skinely jej glowami na znak powitania. Korsak mial na sobie obszerny fartuch chirurgiczny i bufiasty, papierowy czepiec. Wygladal jak cierpiaca na nadwage gospodyni domowa z siatka na wlosach.

– Rozmawialiscie o czyms? – zapytala, rowniez wkladajac fartuch dla ochrony ubrania przed przypadkowym opryskaniem.

– Troche, o tasmie uzytej do skrepowania.

Sekcje robila doktor Maura Isles.

Gdy przed rokiem otrzymala funkcje lekarza sadowego stanu Massachusetts, policjanci z wydzialu zabojstw nadali jej przydomek „Krolowa Trupow”. Za namowa doktora Tierneya porzucila prominentne stanowisko wykladowcy na wydziale medycyny uniwersytetu w San Francisco i przeprowadzila sie do Bostonu. Wkrotce lokalna prasa rowniez zaczela uzywac tego samego przydomku.

Na swoje pierwsze wystapienie w sadzie w charakterze bieglego, reprezentujacego Urzad Lekarza Sadowego, przybyla ubrana w gotycka czern.

Kamery telewizyjne sledzily jej krolewska sylwetke, kiedy wstepowala po schodach do budynku sadu, pokazujac w zblizeniach jej trupio blada twarz, przecieta kreska krwistoczerwonej szminki na ustach, siegajace ramion kruczoczarne wlosy, z rowna linia grzywki nad brwiami, i mine wyrazajaca zimna obojetnosc.

W trakcie zeznawania nic nie bylo w stanie wytracic jej z rownowagi. Adwokat probowal umizgow, pochlebstw, w koncu z rozpaczy probowal ja zastraszyc, lecz doktor Isles, usmiechajac sie jak Mona Lisa, odpowiadala z niezachwiana logika na wszystkie pytania. Obroncy bali sie jej jak ognia, za to media ja uwielbialy.

Jesli chodzi o gliniarzy z wydzialu zabojstw, kobieta spedzajaca caly czas w towarzystwie zwlok w tym samym stopniu straszyla ich i fascynowala.

Doktor Isles przeprowadzala sekcje z charakterystycznym dla niej niezaangazowaniem emocjonalnym. Jej asystent, Yoshima, spokojnie rozkladal instrumenty i ustawial swiatla. Byl rownie rzeczowy jak ona. Oboje patrzyli na zwloki doktora Veagera chlodnym wzrokiem naukowcow.

Stezenie posmiertne w ciagu nocy ustapilo, doktor Veager lezal teraz plasko na stole. Tasma klejaca zostala poprzecinana, zdjeto z niego bokserki i zmyto krew z przewazajacej czesci skory. Ramiona mial ulozone z bokow, wzdluz tulowia.

Jego dlonie wygladaly jakby nalozono na nie kolorowe rekawiczki; na skutek ciasnych wiezow i posmiertnej sinicy byly spuchniete i fioletowe. Wszyscy jednak patrzyli przede wszystkim na poprzeczna rane na gardle.

– Coup de grace – powiedziala doktor Isles.

Zmierzyla linijka dlugosc rany.

– Czternascie centymetrow.

– Nie wyglada na gleboka – zauwazyl Korsak.

– Dlatego ze ciecie zostalo wykonane wzdluz linii Langera.

Napiecie skory sciaga z powrotem krawedzie, tak ze rana prawie nie jest rozwarta. Jest glebsza, niz sie wydaje.

– Szpatulka do jezyka? – zapytal Yoshima.

– Dziekuje.

– Doktor Isles wziela od niego drewniana szpatulke i ostroznie wsunela jej zaokraglony koniec do rany, mruczac pod nosem: – Ho, ho, niezle…

– Co, do diabla? – rzucil Korsak.

– Zmierzylam glebokosc rany. Prawie piec centymetrow. – Doktor Isles wziela powiekszalnik i zajrzala w glab czerwonej czelusci rany.

– Lewa tetnica szyjna i lewa zyla szyjna sa przeciete. Rowniez nadcieta jest tchawica.

Poziom przeciecia tchawicy tuz ponizej chrzastki tarczowatej wskazuje na to, ze szyja przed przecieciem zostala napieta.

Podniosla wzrok na oboje detektywow.

– Wasz nieznany sprawca odciagnal glowe ofiary do tylu, a potem wykonal dokladnie zaplanowane ciecie.

– To byla zwykla egzekucja – stwierdzil Korsak.

Rizzoli przypomniala sobie jarzace sie w swietle promieni ultrafioletowych wlosy przylepione do spryskanej krwia sciany. Wlosy doktora Veagera, wyrwane z jego czaszki w chwili, gdy ostrze przecinalo mu szyje.

– Jakie to bylo ostrze? – spytala.

Zamiast odpowiedziec, doktor Isles zwrocila sie do Yoshimy: – Skocz.

– Tam lezy.

Ucialem juz odpowiednie pasy.

– Ja sciagne brzegi, a ty je skleisz.

Вы читаете Skalpel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×