Otworzyl zamek, wstrzymal oddech i podniosl okno. Zadnego sygnalu alarmu. Szybko wszedl do srodka i zamknal okno. Z kieszeni wyjal mala latarke, znalazl schody i wszedl na gore. Od razu zauwazyl, ze Thornhillowie mieszkaja wsrod najwiekszych wygod i luksusow. Meble byly glownie antyczne, na scianach wisialy oryginalne olejne obrazy, a stopy zanurzaly sie w grubym, z pewnoscia drogim dywanie.

Panel alarmu byl, oczywiscie, na pietrze w sypialni wlasciciela. Odkrecil plytke i znalazl przewod. Dwa szybkie ciecia i systemy dostaly naglego zapalenia gardla: teraz mogly sie wydzierac. Zszedl po schodach i przeszedl przed wykrywaczem ruchu, machajac rekami, a nawet pokazujac mu srodkowy palec. Wyobrazal sobie, ze siedzi tam sam Thornhill, bezradny wobec najscia. Wlaczylo sie czerwone swiatelko i system sie wlaczyl, choc nie mogl wykrzykiwac ostrzezen. Wkrotce komputer bedzie dzwonil do stacji kontrolnej, ale ten telefon nigdy tam nie dotrze. Zadzwoni osiem razy, nie otrzyma odpowiedzi, po czym przestanie probowac i ponownie zasnie. Tymczasem w stacji kontrolnej wszystko bedzie wygladalo calkiem normalnie. Marzenie wlamywacza.

Lee obserwowal, jak znika czerwone swiatelko. Jednak za kazdym razem, gdy bedzie kolo niego przechodzil, bedzie sie dzialo to samo i z tym samym rezultatem. Osiem razy zadzwoni, po czym przestanie. Lee usmiechnal sie: jak dotad wszystko idzie dobrze. Zanim Thornhillowie wroca do domu, zdazy ponownie polaczyc przewody: Thornhill moglby cos podejrzewac, gdyby nie uslyszal normalnego dzwieku alarmu, kiedy bedzie otwieral drzwi. Na razie jednak Lee mial robote do wykonania.

ROZDZIAL 55

Kolacja w Bialym Domu byla bardzo udana dla pani Thornhill, jej maz natomiast pracowal. Siedzial przy dlugim stole i od czasu do czasu bral udzial w niezobowiazujacych rozmowach, glownie jednak uwaznie sluchal, co mowia goscie. Tym razem bylo wielu gosci zagranicznych, a Thornhill wiedzial, ze dane wywiadowcze moga pochodzic z bardzo niekonwencjonalnych zrodel, nawet z kolacji w Bialym Domu. Nie byl pewien, czy cudzoziemcy wiedza, ze pracuje w CIA, w kazdym razie nie bylo to powszechnie wiadome. Lista gosci, ktora jutro pojawi sie w „Washington Post”, przedstawi ich po prostu jako pania i pana Thornhill.

Ironia sytuacji polegala na tym, ze zaproszenie na te kolacje nie mialo zwiazku z jego praca w Agencji. Kto i dlaczego bywal zapraszany na takie uroczystosci w Bialym Domu – bylo najwieksza z tajemnic stolicy. W tym wypadku zaproszenie dla Thornhillow bylo wynikiem szeroko znanej dzialalnosci filantropijnej pani Thornhill na rzecz biednych Dystryktu Kolumbia, poczynan charytatywnych, w ktore byla zaangazowana nawet Pierwsza Dama. Thornhill musial przyznac, ze jego zona poswiecila sie tej sprawie. Oczywiscie wtedy, gdy nie byla w klubie.

W drodze do domu rozmawiali o rzeczach przyziemnych, ale mysli Thornhilla byly skupione na telefonie od Howarda Constantinople’a. Utrata ludzi byla ciosem dla Thornhilla, zarowno zawodowym, jak i osobistym. Pracowal z nimi od lat. Nie rozumial, jak wszyscy trzej mogli zostac zabici. W tej chwili jego ludzie w Karolinie Polnocnej starali sie dowiedziec czegos na ten temat.

Od tamtego czasu nie mial wiadomosci od Constantinople’a. Nie bylo wiadomo, czy uciekl, ale przynajmniej Faith i Buchanan nie zyja, tak samo jak ta agent FBI, Reynolds.

W kazdym razie byl niemal pewien, ze nie zyja. Szczegolnie niepokojace bylo, ze nie pojawily sie zadne artykuly w prasie o znalezieniu co najmniej szesciu martwych cial w domu na plazy w znanej okolicy Outer Banks. Juz ponad tydzien i ciagle nic. Moglo to byc wynikiem dzialania FBI, ukrywajacego sytuacje, ktora bardzo by nadszarpnela i tak nie najlepsza reputacje Biura. Tak, mogl sobie wyobrazic, ze to robia. Na nieszczescie, nie majac Constantinople’a, Thornhill stracil oczy i uszy w Biurze. Bedzie musial szybko cos z tym zrobic. Trzeba czasu, zeby znalezc nowa wtyczke, ale przeciez nie jest to niemozliwe.

I tak nigdy nie znajda sladow wiodacych do niego. Trzej wyslannicy mieli tak pogmatwane zyciorysy, ze wladze musialyby miec sporo szczescia, by odslonic chocby jedna warstwe. I tak nic by nie znalezli. Tak, ci trzej zgineli jak bohaterowie. Na wiesc o ich smierci Thornhill i jego towarzysze wzniesli w podziemnym pokoju toast za ich pamiec.

Byl jeszcze jeden klopot: Lee Adams. Odjechal na motocyklu, prawdopodobnie do Charlottesville, zeby sie upewnic, ze jego corka jest bezpieczna. Thornhill wiedzial na pewno, ze nie dojechal do Charlottesville. Gdzie wiec byl? Moze wrocil i zabil ludzi Thornhilla? Ale nie do pojecia bylo, zeby zrobil to jeden czlowiek. Na dodatek Constantinople nie wspomnial slowem o Adamsie.

W miare jak samochod zblizal sie do domu, Thornhill czul sie coraz mniej pewny siebie. Bedzie musial uwaznie przyjrzec sie sytuacji. Moze w domu beda na niego czekaly jakies wiadomosci. Kiedy dojechali, spojrzal na zegarek: bylo pozno, a bedzie musial wstac wczesnie rano, bo jutro zeznaje przed komisja Rusty’ego Warda. W koncu znalazl odpowiedzi na pytania senatora, to znaczy, przygotowal sie do rzucenia mu takiej ilosci gowna, ze po jego zeznaniach beda musieli wydezynfekowac pokoj.

Rozlaczyl system bezpieczenstwa, pocalowal zone na dobranoc i patrzyl, jak idzie po schodach do swej sypialni. Wciaz byla atrakcyjna kobieta, szczupla, ladnie zbudowana. Moze wcale nie bedzie tak zle na emeryturze? Czasem mial na ten temat koszmary: siedzi na rozpaczliwie niekonczacych sie brydzach, kolacjach w klubie, zbieraniu pieniedzy albo przedziera sie przez kolejne dolki golfa, wszedzie ze swa niezmiennie blyskotliwa zona u boku.

A jednak w tej chwili, gdy tak patrzyl na ponetne ksztalty wchodzacej po schodach kobiety, nagle dostrzegl bardziej zachecajace perspektywy. Byli wzglednie mlodzi i bogaci, mogli podrozowac po swiecie. Pomyslal nawet, ze moglby wrocic wczesniej wieczorem i zaspokoic zadze, ktore nagle poczul, obserwujac, jak pani Thornhill wdziecznie zmierza do swej sypialni. Lubil, jak zdejmowala pantofle na obcasach, ukazujac stopy w czarnych ponczochach, lubil przesuwac reka po ksztaltnym biodrze, patrzec, jak wlosy zsuwaja sie w tyl, a miesnie ramion napinaja sie z kazdym ruchem. Te godziny w klubie z pewnoscia nie wszystkie byly stracone. Tylko wskoczy do gabinetu, sprawdzi wiadomosci i pojdzie na gore.

Wlaczyl swiatlo w gabinecie i podszedl do biurka. Mial wlasnie sprawdzic, czy na bezpiecznej linii telefonicznej sa jakies wiadomosci, gdy uslyszal jakis szum. Odwrocil sie do okna balkonowego. Wlasnie sie otwieralo i wchodzil przez nie mezczyzna.

Lee przylozyl palec do ust i usmiechnal sie. Jego pistolet celowal wprost w Thornhilla, ktory zesztywnial, strzelal oczami na lewo i prawo, szukajac drogi ucieczki, ale zadnej nie bylo. Jesli zacznie uciekac albo krzyczec, zginie, widzial to w oczach tego czlowieka. Lee przeszedl przez pokoj i zamknal drzwi na klucz. Thornhill spokojnie go obserwowal. Musial jednak przezyc drugi szok, gdy kolejny mezczyzna wszedl przez okno i zamknal je za soba. Danny Buchanan wygladal tak spokojnie, jakby spal, ale w jego oczach blyszczala energia.

– Kim jestescie? Co robicie w moim domu? – pytal Thornhill.

– Bob, spodziewalem sie czegos bardziej oryginalnego – odezwal sie Buchanan. – Jak czesto widujesz ducha z bardzo niedalekiej przeszlosci?

– Siadaj! – rozkazal Lee.

Thornhill jeszcze raz spojrzal na pistolet, po czym usiadl na skorzanej kanapie twarza do obu mezczyzn. Zdjal krawat i rzucil go na kanape, z pewnymi trudnosciami starajac sie ocenic sytuacje i postanowic, co robic dalej.

– Myslalem, ze dobilismy interesu, Bob – mowil dalej Buchanan. – Dlaczego przyslales nam zespol mordercow? Wielu ludzi niepotrzebnie stracilo zycie. Dlaczego?

Thornhill spojrzal na niego podejrzliwie, po czym przeniosl wzrok na Lee.

– Nie wiem, o czym mowicie. Nie wiem nawet, kim, do diabla, jestescie.

Jasne bylo, o czym myslal Thornhill: ze Lee i Buchanan chca go nagrac. Moze pracowali dla FBI? Byli w jego domu: jego zona rozbierala sie na pietrze, a ci dwaj zadawali mu takie pytania. No, nic nie zyskaja, pomimo tylu trudow.

– Ja… – Buchanan przerwal i spojrzal na Lee – my przyszlismy tu jako jedyni, ktorzy przezyli, zeby zobaczyc, jakie porozumienie uda nam sie zawrzec. Nie chce rozgladac sie wokol siebie przez reszte zycia.

– Porozumienie? A moze krzykne do zony, zeby wezwala policje? Chcecie takiego porozumienia? – Thornhill uwaznie przygladal sie Buchananowi i po chwili udal, ze go rozpoznaje. – Wiem, gdzies juz ciebie widzialem. W gazecie?

– A ta tasma, o ktorej agent Constantinople powiedzial, ze zostala zniszczona? – Buchanan sie usmiechnal. Siegnal reka do kieszeni plaszcza i wyjal z niej kasete. – No, to nie calkiem prawda.

Thornhill patrzyl na kasete, jakby to byl pluton, ktory ma za chwile polknac. Siegnal do kurtki. Lee podniosl

Вы читаете Na ratunek
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×