wycie turbin ucichlo i lopatki wirnika powoli przestaly sie obracac.

Komandor podszedl blizej, gdy z prawej strony otworzyly sie drzwi i wyszedl z nich Pitt.

– Jak ci sie udala podroz? – spytal Gunn.

– Interesujaca – odparl Pitt.

Zauwazyl napiecie na twarzy Gunna – mial sciagniete kaciki oczu i ponura mine.

– Rudi, wygladasz jak dziecko, ktoremu ktos ukradl prezent gwiazdkowy. Co sie stalo?

– Batyskaf „Uranusa', „Sonda Glebinowa', znalazl sie w potrzasku przy wraku.

Pitt przez chwile milczal. Potem nagle spytal:

– A admiral Sandecker?

– Przeniosl swoj sztab na „Bombergera'. Poniewaz to byla baza „Sondy Glebinowej', uznal, ze dopoki ty nie wrocisz, lepiej stamtad prowadzic akcje ratunkowa.

– Powiedziales „byla', jakbysmy juz ten batyskaf stracili.

– Sprawa dobrze nie wyglada. Chodz na gore, to ci wszystko szczegolowo wyjasnie.

W centrali operacyjnej „Koziorozca' panowala atmosfera napiecia i przygnebienia. Giordino, ktory zazwyczaj byl bardzo towarzyski, ledwie skinal Pittowi glowa, nawet bez jednego slowa powitania. Ben Drummer przez mikrofon pocieszal zaloge „Sondy Glebinowej', zmuszajac sie do optymizmu, lecz z jego oczu wyzieral strach. Rick Spencer, specjalista od sprzetu ratowniczego, w milczeniu wpatrywal sie w monitory telewizyjne. Pozostali ludzie spokojnie zajmowali sie swoimi sprawami, ale mieli zamyslone twarze.

Gunn zaczal przedstawiac sytuacje:

– Dwie godziny przed wynurzeniem dla wymiany zalog „Sonda Glebinowa' z Kielem, Chavezem i Merkerem…

– Merker bral z toba udzial w wyprawie z pradem Lorelei? – przerwal mu Pitt.

– Munk tez – powiedzial Gunn, z powazna mina kiwajac glowa. – Wyglada na to, jakby na naszej zalodze ciazylo jakies przeklenstwo.

– Co bylo dalej?

– Akurat instalowali zawor bezpieczenstwa z prawej strony pokladu dziobowego „Titanica', gdy rufa otarli sie o dzwig ladunkowy. Pekly skorodowane wzmocnienia i spadajace ramie dzwigu uszkodzilo zbiorniki wypornosciowe batyskafu. Przez wybita dziure wlalo sie ponad dwie tony wody, przygwazdzajac go do wraku.

– Kiedy to sie stalo?

– Jakies trzy i pol godziny temu.

– Wiec po co to cale zmartwienie? Zachowujecie sie, jak gdyby nie bylo wyjscia. „Sonda Glebinowa' ma dostateczny zapas tlenu, by ponad tydzien utrzymac przy zyciu trzyosobowa zaloge. Obie „Safony' maja mnostwo czasu na uszczelnienie zbiornikow i wypompowanie wody.

– To nie takie proste – odezwal sie Gunn. – Mamy wszystkiego szesc godzin.

– Jak ty to sobie wyliczyles?

– Jeszcze nie powiedzialem ci najgorszego – odparl Gunn, patrzac smutnym wzrokiem na Pitta. – Od uderzenia spadajacego dzwigu w kadlubie batyskafu pekl spaw. Pekniecie jest malenkie jak dziurka od szpilki, ale ogromne cisnienie na tej glebokosci wtlacza wode do kabiny w tempie czterech litrow na minute. To cud, ze caly spaw nie puscil, bo inaczej kadlub by sie rozwalil i z zalogi zostalaby marmolada. – Skinal glowa w strone zegara na komputerze. – Maja wszystkiego szesc godzin, zanim woda wypelni kabine i utona… a my, cholera, nic nie mozemy na to poradzic.

– A dlaczego by nie uszczelnic przecieku od zewnatrz hydrostalem?

– Latwo powiedziec. Nie mozemy sie tam dostac. Miejsce przecieku jest w czesci kadluba przycisnietej do wraku. Admiral wyslal tam pozostale trzy batyskafy w nadziei, ze wspolnymi silami uda im sie odciagnac „Sonde Glebinowa' na tyle, by dotrzec do uszkodzenia i je naprawic. Nic z tego nie wyszlo.

Pitt usiadl w fotelu, wzial olowek i zaczal cos pisac w notatniku.

– „Slimak Morski' jest wyposazony w urzadzenie do ciecia metalu. Moze by sie dobral do ramienia dzwigu.

– Nic z tego – rzekl zmartwiony Gunn, krecac glowa. – Podczas proby odciagania batyskafu „Slimak Morski' zlamal sobie manipulator. Jest teraz na pokladzie „Modoca', ale chlopcy z marynarki mowia, ze nie da sie go zreperowac na czas. – Gunn uderzyl piescia w stol nawigacyjny. – Nasza ostatnia nadzieja byla winda na „Bombergerze'. Gdyby udalo sie przymocowac line do dzwigu, to moglibysmy go odciagnac i uwolnic batyskaf.

– Nie ma ratunku – rzekl Pitt. – „Slimak Morski' jest jedynym batyskafem wyposazonym w manipulator do ciezkich prac, a bez niego nie da sie przywiazac liny.

Gunn przetarl oczy gestem znuzenia.

– Tysiace roboczogodzin pochlonelo projektowanie i budowa wszelkich ukladow bezpieczenstwa, jakie tylko dalo sie wymyslic, i przygotowanie zwiezlych opisow postepowania we wszystkich mozliwych do przewidzenia okolicznosciach, a tu pojawia sie cos nieprzewidzianego i dostajemy cios ponizej pasa, bo stalo sie to, co bylo nieprawdopodobne, bo komputery nie uwzglednily wypadku jednego na milion.

– Komputery uwzgledniaja jedynie to, co sie zaprogramuje – powiedzial Pitt.

Podszedl do nadajnika i wzial mikrofon od Drummera.

– „Sonda Glebinowa', tu mowi Pitt, odbior.

– Milo znow slyszec twoj wesoly glos – poplynely z glosnika slowa Merkera, ktory mowil tak spokojnie, jakby rozmawial przez telefon, lezac w lozku w swoim wlasnym domu. – Moze wpadniesz tu na dol, bo brak nam czwartego do brydza?

– Nie gram w brydza – odparl Pitt rzeczowym tonem. – Ile czasu pozostalo, zanim woda dotrze do waszych akumulatorow?

– Sadzac po tempie, w jakim jej przybywa, jeszcze jakies pietnascie do dwudziestu minut.

Pitt odwrocil sie do Gunna i powiedzial:

– Kiedy wysiada im akumulatory, straca z nami lacznosc. Gunn pokiwal glowa.

– Dotrzymuje im towarzystwa „Safona II'. To chyba wszystko, co mozemy zrobic.

Pitt ponownie wlaczyl mikrofon.

– Merker, a co z waszym systemem podtrzymywania zycia?

– Z jakim systemem podtrzymywania zycia? Spieprzyl sie pol godziny temu. Zyjemy tylko dzieki naszym wlasnym smrodliwym oddechom.

– Wysle wam skrzynke plynu do plukania ust.

– Lepiej sie z tym pospiesz, bo Chavez to wyjatkowo zlosliwy przypadek cuchnacego oddechu. – W tonie glosu Merkera pojawil sie teraz cien zwatpienia. – Jezeli dojdzie do najgorszego i juz was, chlopaki, nie zobaczymy, to przynajmniej bedziemy mieli tu na dole niezle towarzystwo.

Na te wyrazna aluzje do zmarlych na „Titanicu' twarze wszystkich osob w centrali operacyjnej nieco pobladly – wszystkich z wyjatkiem Pitta, ktory ponownie wlaczyl mikrofon.

– Tylko postarajcie sie nie zapaskudzic batyskafu. Moze jeszcze bedziemy chcieli go uzywac. Wylaczam sie.

Wszystkich zaskoczyla niedelikatna uwaga Pitta. Jedynie Drummer mial wsciekla mine.

Pitt dotknal ramienia Curleya, radiooperatora.

– Polacz mnie z admiralem na „Bombergerze', ale na innej czestotliwosci.

Curley podniosl wzrok.

– Nie chcesz, zeby cie slyszeli ci na pokladzie „Sondy Glebinowej'?

– Czego uszy nie slysza, o to serce nie boli – chlodno odpowiedzial Pitt. – A teraz sie pospiesz.

Po kilku slowach z glosnikow zagrzmial glos Sandeckera:

– „Koziorozec', mowi admiral Sandecker. Odbior.

– Tu Pitt, admirale.

Sandecker nie tracil czasu na uprzejmosci.

– Juz wiesz, co sie dzieje?

– Gunn pokrotce mi opowiedzial – odparl Pitt.

– A wiec wiesz, ze wyczerpalismy wszystkie mozliwosci. Jakkolwiek by do tego podchodzic, glownym wrogiem jest czas. Gdyby udalo nam sie o jakies dzisiec minut odwlec to, do czego nieuchronnie dojdzie, wowczas

Вы читаете Podniesc Tytanica
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату