– Dosc tej histerii! Jeszcze za wczesnie na mowy pogrzebowe.

Z wyrazem przerazenia, zastyglym na poszarzalej twarzy, Drummer zwiesil ramiona. Potem w milczeniu skinal glowa i chwiejnym krokiem podszedl do komputerow.

– Woda w kabinie batyskafu musi juz byc tylko kilkadziesiat centymetrow od sufitu – odezwal sie Giordino glosem wyzszym niz zwykle, podniesionym prawie o pol oktawy.

– Gdyby pesymizm sprzedawano na kilogramy, to obaj bylibyscie milionerami – powiedzial Pitt oschlym glosem.

– „Safona I' osiagnela strefe bezpieczenstwa na glebokosci dwoch tysiecy metrow – zakomunikowal operator sonaru.

– Jeden z glowy, jeszcze dwa – mruknal Sandecker.

Teraz nie pozostawalo im juz nic innego, jak tylko czekac, az kolejne batyskafy opuszcza niebezpieczna strefe oddzialywania fal uderzeniowych. Minelo osiem minut, osiem nie konczacych sie minut, w czasie ktorych kropelki potu zaczely sie pojawiac na czolach dwudziestu czterech mezczyzn.

– „Safona II' i „Slimak Morski' zblizaja sie do strefy bezpieczenstwa.

– Stan morza i pogody? – spytal Pitt.

– Metrowa fala, czyste niebo, wiatr z polnocnego wschodu o predkosci pieciu wezlow – odparl Farquar. – Nie moglbys sobie wymarzyc lepszych warunkow.

Przez kilka chwil nikt sie nie odzywal.

– No, panowie, nadszedl czas – powiedzial wreszcie Pitt glosem rownym i spokojnym. – Dobra, Spencer, odliczaj. Spencer zaczal odliczanie z regularnoscia zegarka.

– Trzydziesci sekund… pietnascie… piec… sygnal… zero. – Potem nagle zmienil sposob odliczania: – Osiem sekund… cztery… sygnal… zero.

Wszyscy zgromadzili sie przy monitorach telewizyjnych i operatorze sonaru – obecnie bowiem byl to ich jedyny kontakt z tym, co dzialo sie pod woda.

Od pierwszej eksplozji „Koziorozec' lekko zadrzal. Odglos wybuchu dotarl do ich uszu jak daleki grom. Napiecie doszlo do zenitu. Wszyscy wlepiali oczy w monitory, ktorych ekrany po kazdym odpaleniu ladunkow pokrywaly sie skaczacymi kreskami. Spieci i skupieni, stali bez ruchu jak sparalizowani, a w ich pelnych oczekiwania spojrzeniach malowala sie obawa przed najgorszym i nadzieja. Spencer monotonnym glosem kontynuowal odliczanie.

Kolejne fale uderzeniowe coraz mocniej wstrzasaly statkiem, docierajac do powierzchni oceanu. Nagle wszystkie monitory zamigotaly kolorowym swiatlem i zgasly.

– Cholera! – mruknal Sandecker. – Wysiadl obraz.

– Pewnie fale uderzeniowe zerwaly polaczenie z glownym przekaznikiem – stwierdzil Gunn.

Wszyscy natychmiast skupili uwage na sonarze, ale tylko niewielu moglo cos zobaczyc, operator bowiem tak blisko przysunal sie do ekranu, ze zaslanial go glowa. Spencer wyprostowal sie, westchnal gleboko, z tylnej kieszeni spodni wyjal chusteczke do nosa i zaczal nia wycierac sobie twarz i kark.

– To wszystko – powiedzial chrapliwym glosem. – Nie ma juz wiecej ladunkow.

– Wciaz lezy – stwierdzil operator sonaru. – „Titanic' w dalszym ciagu lezy…

– Rusz sie, maly! – blagalnie odezwal sie Giordino. – Podnies dupsko!

– O moj Boze – mruknal Drummer. – Ale sie zassal.

– No, do cholery! – przylaczyl sie Sandecker. – Podnies sie… podnies!

Gdyby w ludzkiej mocy lezalo wyrwanie czterdziestu szesciu tysiecy trzystu dwudziestu osmiu ton stali z grobu, w ktorym przelezaly siedemdziesiat szesc dlugich lat, i wyniesienie ich na swiatlo dzienne jedynie sila woli, to mezczyzni stloczeni przy sonarze z pewnoscia by tego dokonali. Jednakze nie doszlo do pokazu zjawiska psychokinezy. „Titanic' uparcie trzymal sie dna.

– Co za parszywy pech – powiedzial Farquar. Drummer ukryl twarz w dloniach, odwrocil sie i chwiejnym krokiem wyszedl na poklad.

– Woodson z „Safony II' prosi o pozwolenie, zeby mogl zejsc na dno i sie rozejrzec.

Pitt wzruszyl ramionami.

– Zezwalam.

Znuzony Sandecker powoli opadl na fotel.

– Jaka jest cena przegranej? – szepnal.

Zapanowala atmosfera rozgoryczenia i beznadziejnosci, wywolana poczuciem calkowitej porazki.

– I co teraz zrobimy? – spytal Giordino ze wzrokiem wbitym w podloge.

– Bedziemy dalej robic to, po co tu przyjechalismy – zmeczonym glosem odparl Pitt. – Jutro zaczniemy od nowa…

– Ruszyl sie!

W pierwszej chwili nikt nie zareagowal.

– Ruszyl sie – powtorzyl operator sonaru drzacym glosem.

– Jestes pewien? – szepnal Sandecker.

– Jak pragne zdrowia.

Spencera az zatkalo. Wytrzeszczonymi oczami wpatrywal sie w ekran sonaru. W koncu odzyskal mowe.

– Odbite fale uderzeniowe! – powiedzial. – To one spowodowaly te opozniona reakcje.

– Unosi sie! – wykrzyknal operator sonaru. – Ta superlajba pelna nitow uwolnila sie! Wyplywa!

48.

Z poczatku wszyscy byli tak oslupiali, ze nikt sie nie poruszyl. Chwila, o ktora sie modlili, o ktora walczyli przez osiem miesiecy potwornych zmagan, nadeszla zbyt nieoczekiwanie. Jakos dziwnie powoli docieralo do nich to, ze stala sie faktem. Potem nagle dotarla do ich swiadomosci elektryzujaca wiesc i wszyscy jednoczesnie zaczeli krzyczec, jak technicy kierujacy lotami kosmicznymi, kiedy wystartuje rakieta.

– Dawaj, dawaj! – wrzeszczal Sandecker radosnie jak uczniak.

– Ruszaj sie, mamuska! – pokrzykiwal Giordino. – W gore, jazda!

– No dalej, ty wielki plywajacy palacu, moj ty piekny, choc zardzewialy – mruczal Spencer.

Nagle Pitt podskoczyl do nadajnika i scisnal ramie Curleya niczym w imadle.

– Natychmiast polacz sie z „Safona II' i powiedz Woodsonowi, ze sa na drodze wyplywajacego „Titanica'. Niech pryskaja, gdzie pieprz rosnie, bo ich rozjedzie.

– Ciagle sie wynurza z rosnaca predkoscia – oznajmil operator sonaru.

– To jeszcze nie koniec – rzekl Pitt. – W kazdej chwili moze sie wydarzyc wiele roznych rzeczy. Jezeli tylko…

– No pewnie – przerwal mu Giordino. – Jezeli tylko wytrzymaja plastry z hydrostalu, jezeli tylko zawory bezpieczenstwa nadaza za gwaltownie spadajacym cisnieniem wody, jezeli kadlub nie peknie i z trzaskiem sie nie rozleci… „Jezeli' to cholernie wazne slowo.

– Wciaz szybko sie wynurza – zakomunikowal operator sonaru, patrzac na oscyloskop. – Dwiescie metrow w ciagu ostatniej minuty.

Pitt odwrocil sie do Giordina.

– Al, poszukaj doktora Baileya i pilota helikoptera. Wystartujecie tak szybko, jakby was gonil wsciekly byk. Potem, jak tylko „Titanic' ustabilizuje sie na powierzchni, dostaniecie sie na przedni poklad. Nie obchodzi mnie, w jaki sposob… mozecie uzyc drabinki linowej albo windy i krzeselka ratowniczego… w razie koniecznosci ladujcie awaryjnie, ale ty i doktor musicie jak najszybciej dotrzec do „Sondy Glebinowej', otworzyc pokrywe luku i wyciagnac zaloge z tego piekla.

– Juz nas nie ma – odparl Giordino z szerokim usmiechem. Zniknal za drzwiami, nim Pitt zdazyl wydac nastepny rozkaz, tym razem Spencerowi:

– Dick, przygotuj sie do wciagniecia na wrak przenosnej pompy dieslowskiej. Im szybciej zabezpieczymy sie przed przeciekami, tym lepiej.

– Beda potrzebne palniki do ciecia, zeby dostac sie do srodka.

– No to sie o nie postaraj.

Вы читаете Podniesc Tytanica
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату