koniecznosc respektowania praw jednostki. Niemniej energiczna obrona prawa uniwersytetu do poglebiania wiedzy powinna przysporzyc mu chwaly wsrod wszystkich myslacych ludzi.

Zatoczyl reka krag, wskazujac kampus.

– Uniwersytet Jonesa Fallsa jest wazny dla wszystkich tu obecnych. Reputacja uczonego moze rosnac lub spadac wraz z reputacja uczelni, w ktorej pracuje. Prosze, zebyscie zastanowili sie, jaki bedzie wplyw waszego werdyktu na reputacje uczelni jako wolnej niezaleznej szkoly. Czy uniwersytet cofnie sie przed intelektualnie plytkim atakiem codziennej gazety? Czy program badan zostanie przerwany po to tylko, aby nie zaszkodzic sfinalizowaniu pewnej transakcji? Mam nadzieje, ze nie. Mam nadzieje, ze czlonkowie komisji podtrzymaja reputacje uczelni pokazujac, ze liczy sie tutaj jedna prosta wartosc: prawda.

Spojrzal na nich, chcac, zeby jego slowa zapadly im w pamiec. Nie potrafil powiedziec, czy jego mowa poruszyla ich, czy wprost przeciwnie. Po chwili usiadl.

– Dziekuje – powiedzial Jack Budgen. – Na czas obrad prosze o opuszczenie sali wszystkich poza czlonkami komisji.

Steve otworzyl drzwi przed Jeannie i wyszedl za nia na korytarz. Udali sie na dwor i staneli w cieniu drzewa. Jeannie byla blada z napiecia.

– Jak myslisz? – zapytala.

– Musimy wygrac – odparl. – Mamy racje.

– Co mam zrobic, jesli przegram? Przeprowadzic sie do Nebraski? Poszukac pracy w szkole? Zostac stewardesa jak Penny Watermeadow?

– Kim jest Penny Watermeadow?

Jeannie otworzyla usta, zeby mu odpowiedziec, ale potem zobaczyla kogos za jego plecami i zawahala sie. Steve odwrocil sie i ujrzal podchodzacego do nich z papierosem w reku Henry'ego Quinna.

– Byl pan bardzo ostry – pochwalil go Quinn. – Mam nadzieje, ze nie uzna pan, iz traktuje go protekcjonalnie, gdy powiem, ze dysputa z panem byla prawdziwa przyjemnoscia.

Jeannie prychnela glosno i odwrocila sie bokiem do prawnika.

Steve zachowal sie w bardziej opanowany sposob. Tacy wlasnie sa adwokaci: poza sala sadowa staraja sie traktowac przyjaznie przeciwnika. Moze sie zdarzyc, ze pewnego dnia poprosi Quinna o prace.

– Dziekuje – odparl grzecznie.

– Pana argumenty byly bardzo mocne – kontynuowal Quinn, zaskakujac Steve'a swoja szczeroscia. – Z drugiej strony w sprawach tego rodzaju ludzie kieruja sie na ogol wlasnym interesem, a wszyscy czlonkowie komisji sa starymi profesorami. Bez wzgledu na wage argumentow, ciezko im bedzie popierac kogos mlodego przeciwko komus, kto nalezy do ich wlasnej grupy.

– Sa intelektualistami – stwierdzil Steve. – Powinny do nich trafiac racjonalne argumenty.

Quinn pokiwal glowa.

– Moze ma pan racje. – Przygladal sie przez chwile bacznie Steve'owi. – Orientuje sie pan, o co tu naprawde chodzi?

– Co pan ma na mysli? – zapytal ostroznie Steve.

– Berrington najwyrazniej czegos sie boi i na pewno nie jest to zla prasa. Myslalem, ze pan i doktor Ferrami cos na ten temat wiecie.

– Chyba wiemy – odparl Steve. – Ale nie mozemy tego jeszcze udowodnic.

– Nie poddawajcie sie – powiedzial Quinn, po czym rzucil na ziemie niedopalek i przydeptal go obcasem. – Niech Bog broni, zeby ktos taki jak Jim Proust zostal prezydentem – mruknal i odszedl.

Kto by sie spodziewal: zakamuflowany liberal, pomyslal Steve.

W drzwiach pojawil sie Jack Budgen i zaprosil ich gestem do srodka. Steve wzial Jeannie pod ramie i wrocili razem na sale.

Studiowal uwaznie twarze komisji. Jack Budgen spojrzal mu prosto w oczy. Jane Edelborough lekko sie usmiechnela.

To byl dobry znak. Wstapila w niego nadzieja.

Wszyscy usiedli.

Jack Budgen przesuwal przez chwile niepotrzebnie z miejsca na miejsce swoje papiery.

– Dziekujemy obu stronom za to, ze posiedzenie przebieglo w pelnej powagi atmosferze. Nasza decyzja podjeta zostala jednomyslnie. Komisja zwroci sie do senatu, aby udzielil dymisji doktor Ferrami. Dziekuje.

Jeannie schowala twarz w dloniach.

40

Kiedy zostala w koncu sama, Jeannie rzucila sie na lozko i zaczela plakac.

Plakala bardzo dlugo. Walila piesciami w poduszki i obrzucala wyzwiskami sciany, powtarzajac najgorsze wyrazy, jakie znala; a potem wtulila twarz w koldre i znowu plakala. Zmoczyla cala poszwe lzami i pomazala ja na czarno maskara.

Po jakims czasie wstala, umyla twarz i zrobila sobie kawy.

– Nie dostalas przeciez raka – powiedziala sobie. – Wez sie w garsc, dziewczyno.

Nie bylo to jednak takie latwe. Jeszcze nie umierala, zgoda, ale stracila wszystko, co stanowilo sens jej zycia. Pomyslala o sobie samej w wieku dwudziestu jeden lat. Ukonczyla wtedy z wyroznieniem college i w tym samym roku wygrala turniej Mayfair Lites. Przypomniala sobie, jak stala na korcie, trzymajac w triumfalnym gescie podniesiony wysoko puchar. Swiat lezal u jej stop. Teraz miala wrazenie, ze ten puchar trzymal ktos zupelnie inny.

Siadla na kanapie i zaczela popijac malymi lyczkami kawe. Jej ojciec, ten stary lajdak, ukradl jej telewizor i nie mogla obejrzec nawet durnego serialu, zeby zapomniec o tym, co sie stalo. Zjadlaby tabliczke czekolady, gdyby jakas miala. Zastanawiala sie, czy nie napic sie wodki, ale to jeszcze bardziej by ja przygnebilo. Zakupy? Zalalaby sie pewnie lzami w przymierzalni, a poza tym byla teraz bardziej splukana niz kiedykolwiek.

Kolo drugiej zadzwonil telefon.

Jeannie nie miala ochoty go odbierac.

Ten, kto telefonowal, byl jednak wyjatkowo uparty, i zmeczona brzeczeniem dzwonka podniosla w koncu sluchawke.

To byl Steve. Po posiedzeniu wrocil do Waszyngtonu na spotkanie ze swoim adwokatem.

– Jestem teraz w jego kancelarii – powiedzial. – Chcemy, zebys wystapila na droge prawna przeciwko uniwersytetowi, zadajac oddania tej listy z FBI. Moja rodzina pokryje wszystkie koszty. Uwazaja, ze jesli uda sie odkryc trzeciego blizniaka, gra jest warta swieczki.

– Mam w dupie trzeciego blizniaka – poinformowala go Jeannie.

W sluchawce zapadla cisza.

– To dla mnie wazne – stwierdzil po chwili cicho Steve.

Jeannie westchnela. Miala tyle wlasnych klopotow, a on chcial, zeby sie o niego troszczyla. A potem zrobilo jej sie wstyd. Steve troszczyl sie o nia.

– Wybacz, Steve – powiedziala. – Za bardzo sie nad soba uzalam. Oczywiscie, ze ci pomoge. Co mam zrobic?

– Nic. Adwokat pojdzie do sadu, jesli dasz mu upowaznienie.

Zaczela sie zastanawiac.

– Czy to nie jest troche niebezpieczne? Chodzi o to, ze uniwerek zostanie prawdopodobnie powiadomiony o naszych zadaniach. Berrington bedzie wtedy wiedzial, gdzie na pewno znajduje sie lista. I odzyska ja przed nami.

– Do diabla, masz racje. Musze mu to powiedziec.

Chwile pozniej w sluchawce odezwal sie inny glos.

– Dzien dobry, doktor Ferrami, mowi Russell Brewer, jestesmy teraz na linii konferencyjnej razem ze Stevenem. Gdzie dokladnie znajduja sie te dane?

– W szufladzie biurka, na dyskietce oznaczonej ZAKUPY.LST.

– Mozemy zazadac dostepu do gabinetu, nie wyszczegolniajac, czego konkretnie szukamy.

Вы читаете Trzeci Blizniak
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату