![](/pic/8/7/9/1/2//pic_1.jpg)
Ken Follett
Trzeci Blizniak
Przelozyl Andrzej Szulc
The Third Twin
Moim pasierbom:
Jann Turner, Kim Turner i Adamowi Broerowi
Z wyrazem milosci
Ksiazka ta jest dzielem fikcji. Nazwiska, postaci, miejsca, organizacje oraz wydarzenia sa wytworem wyobrazni autora badz tez pojawiaja w fikcyjnym kontekscie. Wszelkie podobienstwo do faktow, rzeczywistych organizacji, a takze osob zyjacych lub zmarlych jest calkowicie przypadkowe.
NIEDZIELA
1
Fala upalu zawisla nad Baltimore niczym calun. Zielone przedmiescia chlodzone byly setkami tysiecy zraszaczy, ale zamozni mieszkancy pochowali sie w domach z wlaczona na pelny regulator klimatyzacja. Prostytutki na North Avenue szukaly rozpaczliwie cienia, pocac sie pod swoimi perukami, a dzieciaki handlujace na rogach ulic prochami wyjmowaly je z kieszeni obszernych szortow. Byla druga polowa wrzesnia, lecz jesien wydawala sie jeszcze bardzo odlegla.
Zardzewialy bialy datsun ze stluczonym przednim kloszem, oklejonym dwoma krzyzujacymi sie paskami tasmy, przemierzal powoli lezaca na polnoc od srodmiescia, zamieszkana przez bialych dzielnice. Samochod nie mial klimatyzacji i kierowca, przystojny dwudziestodwuletni chlopak, otworzyl wszystkie szyby. Ubrany w przyciete dzinsy i czysty bialy podkoszulek, na glowie mial czerwona baseballowa czapke z wypisanym bialymi literami napisem SECURITY. Plastikowe siedzenie pod jego udami bylo sliskie od potu, ale on wcale sie tym nie przejmowal. Byl w wesolym nastroju. Radio w samochodzie nastawione bylo na stacje 92Q – Dwadziescia hitow jeden po drugim! Na fotelu obok lezal otwarty skoroszyt. Mezczyzna zerkal co jakis czas na naszpikowany specjalistycznym slownictwem tekst, uczac sie przed czekajacym go nazajutrz testem. Nauka nigdy nie sprawiala mu trudnosci; powinien opanowac material w ciagu najwyzej kilku minut.
Na swiatlach dogonila go blondynka w porsche z otwieranym dachem. Mezczyzna usmiechnal sie do niej.
– Ladny wozek – rzucil.
Blondynka odwrocila bez slowa wzrok, ale zobaczyl, ze kaciki ust zadrzaly jej lekko w usmiechu. Schowana za wielkimi ciemnymi szklami byla prawdopodobnie dwa razy starsza od niego – starsza od niego byla wiekszosc kobiet, ktore jezdzily porsche.
– Poscigajmy sie do nastepnych swiatel – zaproponowal. Slyszac to rozesmiala sie kokieteryjnym muzycznym smiechem, a potem wrzucila waska elegancka dlonia jedynke i wystrzelila z miejsca jak rakieta.
Wzruszyl ramionami. Tylko zartowal.
Mijal teraz zadrzewiony kampus Uniwersytetu Jonesa Fallsa, uczelni nalezacej do Bluszczowej Ligi, o wiele bardziej nobliwej anizeli ta, na ktorej sam studiowal. Przejezdzajac obok imponujacej bramy, minal grupke biegnacych truchtem osmiu lub dziesieciu kobiet, ubranych w stroje do joggingu: obcisle szorty, przepocone T-shirty i buty firmy Nike. Domyslil sie, ze to druzyna hokeja na trawie. Biegnaca na czele wysportowana dziewczyna musiala byc ich kapitanem, szlifujacym przed sezonem forme podopiecznych.
Dziewczeta skrecily na teren uczelni i wyobraznia podsunela mu nagle obraz tak sugestywny i podniecajacy, ze przez chwile mial trudnosci z prowadzeniem samochodu. Wyobrazil je sobie w szatni – te pulchna namydlajaca sie pod prysznicem, te ruda wycierajaca recznikiem dlugie kasztanowe wlosy, te czarnoskora wkladajaca biale koronkowe majtki, te, ktora jest kapitanem druzyny, przechadzajaca sie nago miedzy szafkami i prezaca miesnie. Nagle dzieje sie cos, co im zagraza. Dziewczyny wpadaja w panike, zaczynaja plakac, ich oczy rozszerza przerazenie. Biegaja w kolko, zderzajac sie ze soba. Ta gruba przewraca sie na podloge i lezy zanoszac sie bezsilnym placzem. Inne depcza po niej, probujac sie desperacko ukryc, znalezc drzwi, uciec przed tym, co je przeraza.
Zjechal na bok i wylaczyl bieg. Oddychal szybko i czul, jak serce wali mu w piersi. To byla najbardziej sugestywna wizja, ktora pamietal. Brakowalo w niej jednak malego szczegolu. Czego sie tak przestraszyly? Przez chwile szukal odpowiedzi w swej bujnej wyobrazni, a potem westchnal z rozkoszy, kiedy przyszla mu do glowy: pozar. W szatni szaleje pozar, a one boja sie ognia. Krztuszac sie i kaszlac, drepcza w kolko, polnagie i oglupiale.
– Moj Boze – szepnal, patrzac prosto przed siebie, widzac cala scene, tak jakby projektor wyswietlal ja na przedniej szybie datsuna.
Po kilku chwilach ochlonal. Wciaz byl podniecony, ale sama wizja przestala mu wystarczac; podobnie jak mysl o kuflu piwa nie wystarcza komus, kogo pali silne pragnienie. Podniosl skraj podkoszulka i wytarl nim pot z twarzy. Wiedzial, ze powinien zapomniec i odjechac, ale wizja byla zbyt wspaniala. Jej urzeczywistnienie wiazalo sie z wielkim ryzykiem – gdyby go zlapano, trafilby na dlugie lata do wiezienia – ale zagrozenie nigdy jeszcze nie powstrzymalo go przed tym, na co mial ochote. Staral sie opanowac pokuse, lecz trwalo to tylko sekunde.
– Chce tego – mruknal, po czym zawrocil o sto osiemdziesiat stopni i wjechal przez majestatyczna brame na teren kampusu.
Byl tutaj juz wczesniej. Uniwersytet zajmowal sto akrow bloni, ogrodow i lasow. Budynki wzniesiono na ogol ze standardowej czerwonej cegly, ale bylo rowniez kilka nowoczesnych gmachow ze szkla i betonu; wszystkie laczyly sie ze soba platanina waskich alejek, obstawionych parkometrami.
Druzyna hokeja na trawie zniknela, ale znalezienie sali gimnastycznej nie sprawilo mu wiekszych trudnosci. Miescila sie w niskim budynku obok biezni; przed wejsciem stala figura dyskobola. Mezczyzna zatrzymal sie przy parkometrze, ale nie wrzucil do niego monety; nigdy nie wrzucal monet do parkometrow. Muskularna kapitan druzyny hokejowej stala na stopniach sali, rozmawiajac z facetem w porozpruwanej bluzie. Mezczyzna z datsuna wbiegl po stopniach, usmiechnal sie po drodze do dziewczyny i pchnal drzwi prowadzace do budynku.
W hallu roilo sie od wchodzacych i wychodzacych dziewczat i chlopcow w szortach i opaskach na wlosach, z rakietami w rekach i sportowymi torbami zawieszonymi na ramieniu. Dla wiekszosci druzyn uniwersyteckich niedziela byla dniem treningu. Siedzacy za biurkiem straznik sprawdzal legitymacje studenckie; ale kiedy do srodka wbiegla razem duza grupa biegaczy i czesc z nich zapomniala je pokazac, straznik wzruszyl po prostu ramionami i wsadzil z powrotem nos w czytana ksiazke.
Nieznajomy odwrocil sie i zaczal ogladac stojace w gablocie srebrne puchary zdobyte przez miejscowych sportowcow. Chwile pozniej do hallu wbiegli pilkarze – dziesieciu chlopakow i klocowata dziewczyna w butach z kolcami – i szybko sie do nich przylaczyl. Przecial szybkim krokiem hali i zbiegl razem z nimi szerokimi schodami na dol. Pilkarze, ktorzy rozmawiali o meczu, cieszac sie ze zdobytej bramki i oburzajac na zlosliwy faul, w ogole nie zwrocili uwagi na nieznajomego.
Szedl lekkim niedbalym krokiem, ale oczy mial szeroko otwarte. Na dole byl kolejny maly hali z maszyna do coca-coli i platnym telefonem w oslonie akustycznej. Do meskiej szatni wchodzilo sie bezposrednio z hallu, ale gruba dziewczyna skrecila w dlugi korytarz. Zenska szatnie architekt dolaczyl pewnie do projektu w ostatniej