– Czy ma pan pracownika o nazwisku Henry King?

– Zgadza sie. Co znowu nabroil?

Wygladalo na to, ze Henry King mial juz klopoty z policja.

– Moze nic takiego. Kiedy pan go ostatnio widzial?

– Dzisiaj, to znaczy w sobote. Pracowal na dziennej zmianie.

– A przedtem?

– Chwileczke, niech pomysle. W zeszla niedziele. Pracowal od czwartej do polnocy.

– Czy moze pan potwierdzic to przed sadem, gdyby okazalo sie to konieczne?

– Jasne, dlaczego nie? Cokolwiek sie stalo, Hank nie zrobil tego.

– Dziekuje za informacje.

– Nie ma sprawy. Zawsze do uslug.

Kierownika najwyrazniej ucieszylo, ze to wszystko, czego od niego chciala. Gdybym byla prawdziwa policjantka, tlumaczyla sobie, domyslilabym sie, ze ma nieczyste sumienie.

– Potwierdzil jego alibi – powiedziala.

– Nie upadaj na duchu – pocieszyla ja Lisa. – Spisalysmy sie na medal, tak szybko go eliminujac… zwlaszcza ze to takie pospolite nazwisko. Sprobujmy teraz z Perem Ericsonem. Nie powinno ich byc tak wielu.

Wedlug informacji z Pentagonu Per Ericson urodzil sie w Fort Rucker, ale po dwudziestu dwoch latach w Alabamie nie bylo ani jednego Pera Ericsona.

Lisa napisala „P* Erics?on” na wypadek, gdyby nazwisko pisalo sie przez dwa „s”, potem sprobowala „P* EricsSn”, zeby uwzglednic pisownie „Ericsen” i „Ericsan”, ale komputer niczego nie znalazl.

– Sprawdz Filadelfie – zaproponowala Jeannie. – Tam mnie zaatakowal.

W Filadelfii bylo trzech Ericsonow. Pierwszy mial na imie Peder, drugi odezwal sie drzacym starym glosem z automatycznej sekretarki, trzeci okazal sie kobieta, Petra. Jeannie i Lisa zaczely sprawdzac wszystkich trzydziestu trzech P. Ericsonow, mieszkajacych w Stanach Zjednoczonych.

Drugi P. Ericson Lisy okazal sie zlosliwym chamem i odkladajac sluchawke byla blada jak sciana, ale po filizance kawy zabrala sie z powrotem do roboty.

Kazdy telefon byl malym dramatem. Jeannie musiala zebrac cala odwage, zeby udawac policjantke. Za kazdym razem bala sie, ze uslyszy w sluchawce glos czlowieka, ktory powiedzial: „Teraz mnie pobranzluj, bo inaczej zrobie z ciebie mokra plame”. Potem czekala ja meka podszywania sie pod policjantke i przezwyciezania nieufnosci i chamstwa ludzi, ktorzy odebrali telefon. I wiekszosc rozmow konczyla sie rozczarowaniem.

– Strasznie pania przepraszam – uslyszala nagle glos Lisy, kiedy konczyla swoja szosta bezproduktywna rozmowe. – Nasze informacje musza byc nieaktualne. Prosze wybaczyc, ze pania niepokoilam, pani Ericson. – Lisa odlozyla sluchawke zupelnie zdruzgotana. – To byl on – stwierdzila. – Ale zginal w zimie tego roku. Rozmawialam z jego matka. Wybuchnela placzem, kiedy o niego spytalam.

Ciekawe, kim byl, pomyslala Jeannie. Psychopata jak Dennis, czy normalnym czlowiekiem jak Steve?

– Jak zginal? – zapytala.

– Byl chyba narciarzem i zlamal sobie kark, probujac jakiegos niebezpiecznego zjazdu.

Zawadiaka nie znajacy leku.

– To na pewno nasz czlowiek.

Jeannie nie przyszlo dotychczas do glowy, ze ktorys z osmiu klonow moze juz nie zyc. Teraz zdala sobie sprawe, ze moglo byc ich wiecej niz osmiu. Nawet obecnie, kiedy dosc dobrze opanowano technike zabiegu, niektore embriony po prostu sie „nie przyjmowaly”. Nie mozna bylo takze wykluczyc, ze kilka matek poronilo. Genetico moglo eksperymentowac na pietnastu, dwudziestu albo nawet wiekszej liczbie kobiet.

– Ciezko jest rozmawiac z tymi ludzmi – stwierdzila Lisa.

– Chcesz, zebysmy zrobily przerwe?

– Nie. – Lisa potrzasnela glowa. – Dobrze nam idzie. Wyeliminowalysmy dwoch z pieciu, a nie ma jeszcze trzeciej. Kto nastepny?

– George Dassault.

Jeannie zaczela wierzyc, ze uda im sie znalezc gwalciciela, przy nastepnym nazwisku nie mialy jednak tyle szczescia. W calych Stanach bylo tylko siedmiu George'ow Dassaultow, lecz trzech nie odbieralo telefonu. Zaden nie mial nic wspolnego z Baltimore ani Filadelfia – jeden mieszkal w Buffalo, jeden w Sacramento, jeden w Houston – to jeszcze jednak o niczym nie swiadczylo. Nie bylo innego wyjscia: musialy sprawdzac nastepnych. Lisa wydrukowala numery telefonow, zeby wrocic do nich pozniej.

Pojawil sie kolejny problem, z ktorego nie zdawaly sobie wczesniej sprawy.

– Nie ma chyba gwarancji, ze facet, ktorego szukamy, jest na CD-romie – stwierdzila Jeannie.

To prawda. Moze nie miec telefonu. Albo miec zastrzezony numer.

– Zamiast imienia mogl podac przezwisko. Spike Dassault albo Flip Jones.

Lisa zachichotala.

– Mogl zostac rapperem i zmienic nazwisko na Icey Creamo Creamy.

– Lub zapasnikiem i nazywa sie Iron Billy.

– Moze pisac powiesci z Dzikiego Zachodu pod nazwiskiem Buck Remington.

– Albo pornografie jako Heidi Whiplash.

– Dick Swiftly.

– Henrietta Pussy.

Ich zarty przerwal nagle brzek tluczonego szkla. Jeannie zeskoczyla ze stolka i pobiegla do skladzika. Zamknela za soba drzwi i nasluchiwala, stojac w ciemnosci.

– Kto tam? – zapytala nerwowo Lisa.

– Ochrona – uslyszala glos mezczyzny. – To pani postawila ten wazon?

– Tak.

– Moge zapytac dlaczego?

– Zeby nikt nie mogl sie do mnie zakrasc. Denerwuje sie, pracujac tutaj w nocy.

– Ja nie bede tego sprzatal. To nie nalezy do moich obowiazkow.

– Dobrze, niech pan to zostawi.

– Jest pani tu sama?

– Tak.

– Troche sie rozejrze.

– Prosze bardzo.

Jeannie zlapala oburacz klamke. Jesli bedzie probowal ja przekrecic, nie pozwoli mu na to. Uslyszala, jak ochroniarz chodzi po laboratorium.

– Swoja droga, co pani tutaj robi? – zapytal. Jego glos zabrzmial bardzo blisko.

– Chetnie bym z panem porozmawiala, ale jestem naprawde zajeta – odparla Lisa. Stala gdzies dalej.

Gdyby nie byla zajeta, ciolku, nie siedzialaby tutaj w srodku nocy, wiec moze sie od niej odwalisz?

– W porzadku, nie ma sprawy. – Straznik stal tuz przy drzwiach do skladzika. – Co tam jest?

Jeannie zacisnela mocniej palce na klamce i szarpnela ja w gore, gotowa stawic opor.

– Trzymamy tam radioaktywne chromosomy wirusowe – oswiadczyla Lisa. – Ale chyba nic panu nie grozi, moze pan tam wejsc, jesli jest otwarte.

Jeannie zdusila w gardle histeryczny smiech. Nie bylo czegos takiego jak radioaktywne chromosomy wirusowe.

– Chyba sobie daruje – stwierdzil straznik. Jeannie miala zamiar puscic klamke, kiedy poczula nagly nacisk. Pociagnela ja z calej sily w gore. – Zreszta i tak jest zamkniete – uslyszala.

Przez chwile nic sie nie dzialo. Kiedy ochroniarz odezwal sie ponownie, jego glos dochodzil z daleka i Jeannie odetchnela z ulga.

– Jesli poczuje sie pani samotna, prosze wpasc do nas. Zrobie pani filizanke kawy.

– Dziekuje – odpowiedziala Lisa.

Jeannie nie ruszala sie z miejsca, czekajac na odwolanie alarmu. Po kilku minutach Lisa otworzyla drzwi.

– Wyszedl z budynku – oznajmila.

Usiadly z powrotem przy telefonach.

Murray Claud byl kolejnym facetem z rzadkim nazwiskiem i szybko go wytropily. Udalo sie to Jeannie. Murray Claud senior poinformowal ja z gorycza i oburzeniem, ze jego syn zostal aresztowany przed trzema laty w Atenach,

Вы читаете Trzeci Blizniak
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату