twarzy, nie znalazl i odetchnal z ulga. Popatrzyl na Bykowa. Bykow siedzial nieruchomo, z twarza wtulona w futrzany kolnierz grenlandzkiej kurtki.

Stewardesa wyjela z siatki swoja walizeczke i wesolo powiedziala:

— Co z wami, towarzysze? Dojechalismy! Koniec trasy.

Bykow wstal ciezko i nie wyjmujac rak z kieszeni skierowal sie do wyjscia. Zylin z teczka Jurkowskiego szedl za nim. Tlumu juz nie bylo. Ludzie grupkami szli do dworca, smiejac sie i rozmawiajac. Bykow postal chwile na sniegu, mruzac oczy przed sloncem i tez udal sie w strone dworca. Snieg skrzypial pod nogami. Obok sunal dlugi blekitny cien. Po chwili Zylin zobaczyl Daugego.

Malutki zakutany po uszy, z ciemna pomarszczona twarza, Dauge pospiesznie kustykal w ich strone, mocno opierajac sie na grubej, wypolerowanej lasce. W rece w cieplej futrzanej rekawicy z jednym palcem sciskal bukiecik zwiedlych niezapominajek. Patrzac prosto przed siebie, podszedl do Bykowa wsunal mu bukiecik i przycisnal twarz do grenlandzkiej kurtki. Bykow objal go i mruknal:

— I po co to, siedzialbys w domu, widzisz, jaki mroz…

Wzial Daugego pod reka i powoli poszli w strone dworca — ogromny, pochylony Bykow i malutki, zgarbiony Dauge. Zylin szedl za nimi.

— Jak pluca? — spytal Bykow.

— Tak sobie… — powiedzial Dauge — ani lepiej, ani gorzej…

— Powinienes wyjechac w gory. Nie jestes mlodzieniaszkiem, trzeba o siebie dbac…

— Nie mam kiedy — tlumaczyl sie Dauge. — Duzo rzeczy trzeba zakonczyc. Bardzo duzo rzeczy jest zaczetych, Alosza.

— I co z tego? Trzeba sie leczyc, bo nie zdazysz skonczyc.

— Najwazniejsze to zaczac. — Tym bardziej.

— Sa postanowienia w sprawie ekspedycji na Transpluton — powiedzial Dauge. — Nalegaja, zebys poszedl ty. Poprosilem ich, zeby poczekali, az wrocisz.

— Coz — odparl Bykow. — Pojade do domu, odpoczne… I prosze bardzo.

— Kierownikiem ma byc Arnautow.

— Wszystko jedno — powiedzial Bykow.

Zaczeli wchodzic po schodach. Daugemu bylo niewygodnie, chyba jeszcze nie przyzwyczail sie do swojej laski. Bykow podtrzymywal go za lokiec. Dauge powiedzial cichutko:

— A ja ich nie objalem, Alosza… Ciebie objalem, Wanie objalem, a ich nie…

Bykow nic nie powiedzial. Weszli do westybulu. Zylin wszedl po schodach i nagle w cieniu za kolumna zobaczyl jakas kobiete, ktora patrzyla na niego. Odwrocila sie szybko, ale zdazyl zauwazyc pod futrzana czapka jej twarz, kiedys piekna, teraz stara, obwisla, niemal brzydka. Gdzie jaja widzialem? — zastanowil sie Zylin. — Jakbym ja gdzies widzial, i to nieraz. A moze jest do kogos podobna?

Pchnal drzwi i wszedl do westybulu. Wiec teraz Transpluton, zwany Cerberem. Daleki. Od wszystkiego daleki. Od Ziemi daleki, od ludzi daleki, od najwazniejszego daleki. Znowu stalowe pudelko, znowu obce, pokryte lodem skaly. To, co najwazniejsze, zostaje na Ziemi. Jak zawsze. Ale przeciez tak nie mozna, to nieuczciwe. Trzeba sie zdecydowac, Iwanie Zylin, najwyzsza pora! Pewnie niektorzy powiedza — z zalem lub kpina — Nerwy mu nie wytrzymaly. Bywa. Aleksiej Pietrowicz moze tak pomyslec. Tak, wlasnie tak pomysli: Nerwy nie wytrzymaly. A taki byl twardy chlopak. Ale to nawet lepiej. Przynajmniej nie bedzie mu przykro, ze zostawiam go wlasnie teraz, gdy jest sam… Lzej mu bedzie myslec, ze mi nerwy nie wytrzymaly, niz widziec, ze w nosie mam te wszystkie Transplutony. On jest taki staly, taki nieugiety w swoich przekonaniach… I z takim uporem trwa przy swoich bledach. Bledach twardych jak stal…

To, co najwazniejsze, jest na Ziemi. Najwazniejsze zawsze zostaje na Ziemi i ja zostane na Ziemi. Postanowione, pomyslal. Postanowione. To, co najwazniejsze, jest na Ziemi…

1962 r.

,

1

Sigma-tester — urzadzenie przenosne do kontroli zwierciadla parabolicznego na statku fotonowym

2

Stinker — (ang.) smierdziel — wszystkie przypisy autorow.

3

(ang.) — dokumenty.

4

(ang.) — Co sie dzieje? Chlopak nie ma dokumentow?

5

Areolog — specjalista od geologii Marsa.

6

(ang.) — glowny kierownik kopalni Bambergi.

7

(ang.) — Nic nie wiem i, do licha, to nie panska sprawa.

8

(ang.)…Slyszycie mnie? Nie mam zamiaru znosic podobnej bezczelnosci… Slyszycie? Nie mam…

Вы читаете Lot na Amaltee, Stazysci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×