wykonano dwa razy wiecej kranow, odplywow, umywalek i tych wszystkich innych urzadzen sanitarnych.

– I komu przeszkadza podwojna liczba kranow? Przeciez zuzycie wody przez to nie wzrasta!

– Oni tez tak mysla, wiesz! Ale… jest jedno ale… krany odstaja za bardzo od scian! Ludzie czesto sie o nie zaczepiaja.

– To niech ludzie wiecej uwazaja, gdzie leza…

– Dobra, dobra! Ale wyobraz sobie, ze jeden z naszych pracownikow, namowiony przez szczwanego adwokata ubezpieczyc sie gdziekolwiek i to wysoko, na okolicznosc zagrazajacych jego zyciu wszelkich urzadzen sanitarnych, montowanych w scianach, a odstajacych od tych scian i utrudniajacych mu jego drogi sluzbowe. To nie wszystko! Wyobraz sobie, ze taki ubezpieczony zasuwa pchajac przed soba wozek pelen przesylek i zahacza o kran albo inna rure…

Powoli zaczynalem to rozumiec. Kranow nie powinno byc w ogole, a poczta, za budowe wykonana niezgodnie z planem, moglaby byc zaskarzona i musialaby bulic niezle odszkodowania.

– Dokladnie tak!

– Parker, skladam ci podziekowanie za spoznione, lecz wyczerpujace wyjasnienie dreczacego mnie problemu.

– Zwiazki zawodowe zawsze stoja do twoich uslug, Hank!

Jesli on te bzdure wymyslil, to byla ona warta te 624 dolary! W „Playboyu” drukuja slabsze i o ilez glupsze!

5

Po dlugim okresie doswiadczen na samym sobie doszedlem do wniosku, ze zawroty glowy mijaja, jesli w regularnych odstepach czasu wstaje z taboretu i prostuje dolne konczyny. Maly spacerek tez robil swoje, i to bardzo skutecznie.

Fazzio, jeden z tych ambitnych pilnowaczy, zobaczyl, jak w ramach uzdrawiajacego mnie rozprostowywania kosci, udalem sie niby po wode do jednego z bardzo juz nielicznych kranow.

– Ty, Chinaski – huknal jak zwykle – zawsze kiedy civ widze, leziesz na jakis spacer!

– No i co z tego – odpowiedzialem. – A ja tez odnosze wrazenie, ze pan nic nie robi tylko szwenda sie dokola.

– To jest czesc mojej pracy. Ja robie obchod i jestem za to oplacany. To sa moje regulaminowe obowiazki.

– A wie pan co! – tez huknalem. – To, ze ja teraz leze w tamta strone, jest takze czescia mojej pracy. Ja to musze robic. Bo jesli za dlugo kiwam sie na tym taborecie, to nagle wskakuje na te jebane przegrodki, zaczynam po nich biegac, czasami uda mi sie wcisnac w jedna z nich, a wtedy gwizdze na palcach te wszystkie swinskie piosenki jakie poznalem w dziecinstwie. Wydaje mi sie wtedy, ze jestem bardzo grozny, moze nawet za bardzo! Chyba odbija mi niezla szajba, co!!! A wydajnosc tez cierpi na tym!

– Chinaski, nie mowmy juz wiecej o tym – zawsze odpowiadal tonem psychologa znajacego wszystkie tajemnice kazdej pracowniczej osobowosci. Mojej chyba tez!

6

Kiedys nad ranem, wracalem z kantyny, do ktorej udalo mi sie wsliznac niepostrzezenie po paczke papierosow, caly napiety i skupiony na tym, zeby stac sie niewidzialny i nieslyszalny, i nagle przed nosem zjawila sie znajoma twarz.

Tom Moto! Ten sam, z ktorym zaczynalem prace pomocnika za czasow Stone'a.

– Moto, stary chuju – wyszeptalem.

– Hank! – odpowiedzial.

Podalismy sobie rece.

– Sluchaj, wlasnie myslalem o tobie. Jonstone odchodzi w tym miesiacu na emeryture. Chcemy mu zrobic pozegnalny bal. Wiesz, to ten, ktory tak chetnie lowil ryby. Wynajmujemy lajbe i wyplywamy na jezioro. Moze pojechalbys z nami. Moglbys wreszcie popchnac go za burte! Moze by utonal! Wybralismy juz jedno bardzo piekne i bardzo glebokie jezioro.

– Ach, nie, nie rob mi tego stary, na tego wala nie moge wiecej patrzec.

– Ale ty jestes tez ZAPROSZONY!

Moto wyszczerzyl sie w tym swoim dlugim i waskim usmiechu, siegajacym od tylka az po sterczace nad oczami brwi. I dopiero teraz spojrzalem na jego koszule, a raczej na oznake na niej. Byl pilnowaczem!

– Tom – spytalem – to prawda!

– Hank – jak sie ma czworo dzieci… a te ciagle sa glodne!

– No to – strapilem sie, czy tez tylko udalem strapienie! Odwrocilem sie do niego plecami i odszedlem.

7

Przestalem sie juz zastanawiac, jak ludzie ciagneli do konca miesiaca. Ja wiedzialem tylko tyle, ze musze placic regularnie na dziecko, ze potrzebuje forsy na picie, czynsz, koszule, skarpetki i te inne duperele. Tak jak wszyscy pozostali nie moglem obejsc sie bez jedzenia, bez uzywanego samochodu i paru innych rzeczy, jak kobiety i zaklady na wyscigach konnych. Lecz w chwili, kiedy postanawia sie ryzykowac wszystkim, wiedzac ze innego wyjscia nie ma, przestajemy sie nad tym zastanawiac, bo to staje sie malo wazne, a nawet zupelnie niewazne.

Zaparkowalem samochod naprzeciwko budynku Stanowego Zarzadu Poczt, poczekalem chwile na zielone swiatlo i przeszedlem na druga strone. Obrotowe drzwi przerazily mnie predkoscia ruchu. Przylgnely do mnie, jakbym mial wszyty kawalek magnesu. Przez chwile nie potrafilem sie z tym uporac. Wkroczylem na pierwsze pietro, otworzylem kolejne drzwi, i pojawili sie oni. Urzednicy tej instytucji. Pierwsza kobieta, ktora tam namierzylem, byla mloda dziewczyna, biedne stworzenie bez jednej reki, chyba zostanie tu juz do konca – pomyslalem. Przegwizdana sprawa! No coz – jak to mowili moi koledzy – gdzies trzeba ten szmalec tluc! I tacy jak ona, i jak ja, najczesciej nie maja wyboru. Musza akceptowac to, co im sie daje!

– Ach, to taka przypadkowa refleksja bialego niewolnika – pomyslalem sobie, i chyba bylem juz pewien, ze ja sam zaliczylem sie do tych niewolnikow. Mloda, czarna dziewczyna podeszli do mnie. Byla bardzo dobrze ubrana i prawdopodobnie swietnie sie czula w tym urzedniczym swiecie. Ja bym zwariowal, ale ucieszylem sie, jak zobaczylem jej szczerze zadowolony wyraz twarzy.

– Slucham pana – spytala wdziecznie.

– Jestem pracownikiem jednego z urzedow pocztowych – odpowiedzialem. – Chcialbym zlozyc wymowienie z pracy.

Wyciagnela z biurka kupe jakichs formularzy.

– I ja mam to wszystko wypelnic?

Usmiechnela sie.

– Moge panu pomoc!

– Nie, nie, dam sobie jakos rade sam.

8

Trzeba bylo wypelnic wiecej papierow rezygnujac z pracy niz podejmujac prace!

Na samym wierzchu lezal kiepsko skopiowany pozegnalny list szefa tej instytucji, zaczynajacy sie od slow: „Bardzo zalujemy, ze rezygnuje Pan z pracy z nami… itp… itp… itp…”.

A czego moze on tak zalowac? Nawet nigdy mnie nie widzial!

A potem jakis kwestionariusz z samymi pytaniami.

„Czy praca naszych sluzb kontrolnych w urzedach pocztowych znalazla panska akceptacje, czy nie? Czy nawiazal pan rzeczowy i przyjazny kontakt z przedstawicielami sluzb kontrolnych, nadzorujacymi sprawnosc i wydajnosc pracy urzednikow pocztowych?”

Tak – odpowiedzialem.

„Czy przedstawiciele sluzb kontrolnych, nadzorujacy sprawnosc i wydajnosc pracy urzednikow pocztowych, demonstrowali postawy rasistowskie, ranili uczucia religijne, publicznie wykorzystywali dane zawarte w kartotekach osobowych kazdego urzednika poczty?”

Nie – odpowiedzialem.

„Czy bedzie pan radzil swoim przyjaciolom i znajomym, zeby podjeli prace na poczcie?”

Oczywiscie – napisalem.

„Jezeli ma pan jakies uwagi, skargi, spostrzezenia czy zazaleniu odnosnie pracy w naszej instytucji, prosze przedstawic je na odwrocie tego formularza, w mozliwie jasny i krotki sposob”.

Zadnych skarg ani zazalen – odpowiedzialem.

A potem ta usmiechajaca sie, czarna dziewczyna zjawila sie znowu.

– Juz pan wszystko wypelnil?

Вы читаете Listonosz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×