To mial byc dlugi wieczor. Gadalismy bez konca, nie bardzo wiem o czym. Ostatecznie wypilismy z Sara tyle, ze nie bylismy w stanie wracac samochodem. Uprzejmie zaoferowano nam sypialnie.
W tej wlasnie sypialni, w ciemnosciach, kiedy na dobranoc nalewalismy sobie porzadnego czerwonego wina, Sara spytala mnie, czy napisze scenariusz.
– Ani mi sie sni – odpowiedzialem.
2
Po 3 czy 4 dniach Jon Pinchot odezwal sie znowu. Jego znajomy, Danny Server, mlody rezyser i producent, mial w Venice cale studio filmowe. Danny obiecal udostepnic sale projekcyjna, zebysmy mogli obejrzec dokument Pinchota
Otworzyl Jon. Weszlismy z Sara do srodka. Jon nie byl sarn. Stal przy nim jakis facet. Mial zadziwiajaca czupryne – sprawiala jednoczesnie wrazenie siwej i blond. Twarz rozowa, a wlasciwie czerwonawa, niesamowite, okragle niebieskie oczka, bardzo okragle i bardzo niebieskie. Wygladal jak uczniak, ktory szykuje tegiego psikusa. Z czasem przekonalem sie, ze zawsze mial taka mine. Wzbudzal sympatie od pierwszego wejrzenia.
Francois Racine – przedstawil go Jon. – Grywal w wielu filmach, moich i cudzych.
– W cudzych mi
Jon wyszedl po drinki.
– Przepraszam was na chwilke – powiedzial Francois. – Zaraz skoncze.
Na stole stala mala elektryczna ruletka. Krecila sie za przycisnieciem guzika. Obok lezal stos zetonow i dlugi arkusz papieru z obliczeniami. Byla tez tabela zakladow. Francois ulozyl zetony i nacisnal guzik.
– Moja Pani z Wirujaca Glowa. Kocham ja – wyznal.
Wylonil sie Jon z drinkami.
– Kiedy Francois nie gra, to cwiczy, a przynajmniej mysli o ruletce.
Kolo zatrzymalo sie. Francois zgarnal wygrana.
– Udalo mi sie rozgryzc permutacje kola – odezwal sie Francois. Wygrywam, bo zawsze przewidze, gdzie sie zatrzyma.
– Jego system sie sprawdza – dorzucil Jon – tylko ze czasem po wejsciu do kasyna lubi sie przerzucic na inny system.
– Czesto padam ofiara Checi Samounicestwienia – wyjasnil Francois.
– Hank tez lubi hazard – powiedziala Sara. – Gra na wyscigach. Nie opuszcza ani jednej gonitwy.
– A, konie! – Francois przyjrzal mi sie. – Wygrywasz?
– Tak mi sie przynajmniej wydaje…
– Musimy sie kiedys wybrac razem!
– Jasne.
Francois z powrotem zajal sie swoim kolkiem, a my siedlismy popijajac.
– Wygral i przegral setki tysiecy – poinformowal Jon. – Zgadza sie wystepowac, tylko kiedy jest splukany do suchej nitki.
– Bardzo rozsadnie pochwalilem.
– A propos wtracil Jon – rozmawialem z producentem Haroldem Pheasantem. Zainteresowal sie scenariuszem. Gotow zainwestowac w film.
– Harold Pheasant! ucieszyla sie Sara. – Slyszalam o nim. Jeden z najpowazniejszych producentow w branzy.
– Zgadza sie – potwierdzil Jon.
– Przeciez nie
– Niewazne. Pheasant wie, ze piszesz. Jest zdecydowany.
– To chyba niezbyt uczciwe.
– Zawsze dziala w ten sposob i zawsze wychodzi na swoje.
Jon poszedl po butelke.
– Moze jednak powinienes napisac jakis scenariusz – podsunela Sara.
– Przypomnij sobie tylko, jak pisanie scenariusza posluzylo F. Scottowi Fitzgeraldowi.
– Nie jestes Fitzgeraldem.
– Nie, bo on przestal pic. To go zabilo.
Francois dalej sterczal przy miniaturowej ruletce. Jon wrocil z butelka.
– Jeszcze po jednym i bedziemy musieli leciec.
– O.K.
– Francois, zabierzesz sie z nami? – spytal Jon.
– Bardzo zaluje, ale mam jeszcze pewien problem do przestudiowania.
3
Sala projekcyjna okazala sie bardzo przyjemnym miejscem. Z jednej strony wychodzila na spory barek, w ktorym krolowal barman. W samej sali krolowal operator. Danny Server sie nie pokazal.
Przy barze siedzialo z 7, 8 osob. Przerzucilem sie na wodke 7's. Sara pila cos fioletowego czy tez zielonego, a moze zielono – fioletowego. Jon wyszedl zakladac tasme z operatorem.
Przy koncu baru siedzial jakis gosc; gapil sie na mnie bez ustanku.
W koncu popatrzylem na niego.
– Dobra, czym sie zajmujesz? – spytalem.
Chwile pomilczal, napil sie i znowu wpatrzyl sie we mnie.
– Cholernie wstydze sie przyznac, ale… robie filmy.
Gosc okazal sie Wennerem Zergogiem, znanym niemieckim rezyserem. Mial troche, jak to mowia, pojebane w glowie, przy kazdej okazji lubil narazac zycie wlasne i cudze.
– Powinienes sobie znalezc jakies uczciwe zajecie – poradzilem mu.
– Wiem – przyznal – ale nie umiem robic nic innego.
Akurat wrocil Jon.
– Chodzcie, zaraz sie zacznie…
Oboje z Sara poszlismy za nim do sali projekcyjnej. Pare osob tez wstalo od baru, miedzy innymi Wenner ze swoja towarzyszka.
– Ten facet w barze to Wenner Zergog – oswiadczyl Jon, kiedy usiedlismy. – W zeszlym tygodniu pojedynkowali sie z zona na pistolety. Wystrzelali sie do ostatniego naboju, ale nie udalo im sie ani razu trafic…
– Mam nadzieje, ze jego filmy sa celniejsze…
– Absolutnie.
Swiatla pogasly. Na ekranie ukazal sie tytul:
Jak chodzi o wzrost i ambicje, Lido Mamin byl wielkim czlowiekiem, niestety jego kraj byl nedzny i maly. Flirtowal zarowno z lewica, jak i z prawica znaczniejszych krajow, handlujac z jednymi i z drugimi, zeby zdobyc pieniadze, zywnosc i bron. Tak naprawde jednak Lido chcial rzadzic swiatem. Kawal skurwysyna, mial niebywale poczucie humoru. Wierzyl, ze wszelkie zycie, poza jego wlasnym, jest pozbawione wartosci. W jego panstwie natychmiast mordowano kazdego, na kogo padl najlzejszy cien podejrzenia. Zwloki wrzucano do rzeki. W rzece roilo sie od ludzkich cial; spasione krokodyle nie byly w stanie sie z nimi uporac.
Lido Mamin uwielbial kamere. Zezwolil Pinchotowi na sfilmowanie posiedzenia rady panstwa. Czlonkowie marionetkowego rzadu z drzeniem wpatrywali sie w Mamina, ktory zadawal pytania i deklarowal zasady swojej polityki. Z twarzy nie schodzil mu usmiech, odslaniajacy zolte popsute zeby. Chwile wolne od zabijania i wydawania wyrokow smierci uplywaly mu na pieprzeniu. Mial najmniej tuzin zon i wiecej dzieci, niz mogl spamietac.
Co jakis czas w trakcie posiedzenia Mamin przestawal sie usmiechac. Jego twarz stawala sie ucielesnieniem Woli Najwyzszego, W takich chwilach byl zdolny do wszystkiego. Zdawal sobie sprawe z postrachu, jaki sial w swojej ekipie, plawil sie w nim i wiedzial, jak go wykorzystac.
Posiedzenie dobieglo korku. Tym razem obylo sie bez trupow.
Potem Mamin zwolal posiedzenie wszystkich lekarzy swojego kraju. Zgromadzil ich w sali operacyjnej najwiekszego szpitala.
Doktorzy siedzieli kregiem na podwyzszeniu, patrzac z gory na Mamina, ktory przemawial do nich z dolu.
– Jestescie lekarzami a zarazem nikim, dopoki wam nie powiem, ze jestescie kims. Wydaje sie wam, ze umiecie to i owo. Mylicie sie. Macie tylko specjalistyczne wyksztalcenie, ktore ma sluzyc waszemu krajowi, a nie wam samym. Zyjemy w swiecie, w ktorym racje przyznaje sie zwyciezcom. To ja decyduje, jaki uzytek zrobicie z waszego zycia i z waszych lancetow. Miejcie dosyc rozumu, zeby nie sprzeciwiac sie moim zyczeniom. Szkoda byloby, gdyby wasze wyksztalcenie i umiejetnosci mialy pojsc na marne. Nie wolno wam nigdy zapomniec, ze wiecie tylko to, czego was nauczono. Ja wiem
Cisza.
– A moze – podjal Mamin – ktos z obecnych jest odmiennego zdania?