Kiedy wrocilem, oboje rodzice byli juz w domu, a obiad prawie gotowy. Poszedlem do swojej sypialni i czekalem, az mnie zawolaja. Zawolali mnie. Zasiadlem do stolu.
– No i jak tam? – zagadnal ojciec. – Znalazles jakas robote?
– Nie.
– Posluchaj… Jesli ktos chce znalezc prace, to ja znajdzie.
– Moze i tak.
– Trudno mi uwierzyc, ze jestes moim synem. Nie masz odrobiny ambicji, nie masz w sobie biglu, energii. Jak ty, do diabla, zamierzasz dac sobie rade w zyciu?
Wlozyl do ust kilka ziaren fasoli i mowil dalej:
– Co ma znaczyc ten dym papierosowy?
11
Nastepnego dnia po ich wyjsciu wrocilem na troche do lozka. Potem wstalem, przeszedlem do frontowego pokoju i wyjrzalem zza firanki. Ta mloda mezatka znowu siedziala na schodkach po przeciwnej stronie ulicy. Miala na sobie jakas inna sukienke, w ktorej wydala mi sie jeszcze bardziej ponetna. Patrzylem na nia przez dlugi czas. A potem powoli, bez pospiechu sie onanizowalem.
Wzialem kapiel, wlozylem ubranie. W kuchni znalazlem troche pustych butelek, ktore sprzedalem w sklepie spozywczym. Znalazlem bar przy naszej ulicy i zamowilem piwo beczkowe. Byla tam cala masa pijaczkow. Wrzucali monety do szafy grajacej, rozmawiali glosno, zartowali. Co jakis czas pojawialo sie przede mna kolejne piwo. Ktos stawial, a ja pilem. Zaczalem rozmawiac z ludzmi.
Po pewnym czasie wyjrzalem na dwor. Byt wieczor, prawie ciemno. Piwa nadal skads sie zjawialy. Gruba kobieta, do ktorej nalezal bar, i jej chlopak byli przyjazni.
Raz tylko wyszedlem, zeby sie z kims bic. Ale nie byla to udana bojka. Obaj bylismy zbyt pijani, a w asfaltowej nawierzchni parkingu byly wielkie dziury i ledwo moglismy utrzymac rownowage. Dalismy spokoj…
W jakis czas potem obudzilem sie w obitej tapicerka, czerwonej lozy na tylach baru. Wstalem i rozejrzalem sie dokola. Wszyscy juz sobie poszli. Zegar wskazywal 3.15. Nacisnalem klamke w drzwiach. Byly zamkniete. Wszedlem za bar, wzialem sobie butelke piwa, otwarlem ja, wrocilem na sale i usiadlem. Potem przynioslem jeszcze cygaro i torebke frytek. Skonczylem piwo, wstalem, znalazlem butelke wodki i druga szkockiej whisky, po czym usiadlem z powrotem. Mieszalem te alkohole z woda, palilem cygara, przegryzalem suszona wolowina, frytkami i jajkami na twardo.
Pilem do 5 rano. Potem posprzatalem bar, odlozylem wszystko na miejsce, podszedlem do drzwi i wydostalem sie na zewnatrz. Wychodzac spostrzeglem nadjezdzajacy woz policyjny. Szedlem chodnikiem, a oni jechali powoli za mna.
Za najblizsza przecznica zrownali sie ze mna i staneli przy krawezniku. Jeden z funkcjonariuszy wychylil glowe z samochodu.
– Hej, kolego!
Zaswiecili mi w oczy.
– Co robisz o tej porze?
– Ide do domu.
– Mieszkasz tu w poblizu?
– Tak.
– Gdzie?
– Longwood Avenue 2122.
– Wyszedles przed chwila z tamtego baru. Co tam robiles?
– Jestem strozem.
– Kto jest wlascicielem?
– Pani, ktora nazywa sie Jewel.
– Wsiadaj.
Wsiadlem.
– Pokaz nam, gdzie mieszkasz.
Odwiezli mnie do domu.
– Dobra. Wysiadaj i zadzwon…
Poszedlem pod gorke podjazdem, wszedlem na ganek i nacisnalem dzwonek. Nikt nie otwieral.
Zadzwonilem ponownie, kilka razy z rzedu. Wreszcie uchylily sie drzwi. Matka i ojciec stali w progu w pizamach i szlafrokach.
–
– Owszem.
– Skad wziales na wodke? Przeciez nie masz zadnych pieniedzy!
– Znajde sobie jakas robote.
–
Na glowie ojca sterczaly idiotyczne kepki wlosow. Brwi mial wsciekle nastroszone, a twarz obrzekla i zaczerwieniona od snu.
– Co sie takiego stalo? Zamordowalem kogo, czy co?
–
– …uuch… O, kurde!
Wzielo mnie tak nagle, ze zwymiotowalem na ten ich perski dywan z
– Wiesz, co robia z psem, ktory nasral na dywan?
– Wiem.
Chwycil mnie za kark i zaczal przyginac mi glowe do podlogi. Szamotalem sie zgiety wpol. Probowal powalic mnie na kolana.
– Zaraz ci pokaze…
– Nie rob mi… – nie skonczylem. Dotykalem juz niemal do tego twarza.
– Pokaze ci, co robia z psem, ktory…
Poderwalem sie z podlogi, wyprowadzajac cios z dolu, znad samej ziemi. Trafilem w punkt. Odrzucilo go do tylu. Cofal sie zataczajac przez caly pokoj, az usiadl na tapczanie. Ruszylem za nim.
– Wstawaj!
Nie ruszyl sie z miejsca. Uslyszalem glos matki:
–
Nie przestajac krzyczec, rozorala mi paznokciami policzek.
– Wstawaj! – powtorzylem, nachylajac sie nad nim.
–
Znowu poczulem jej paznokcie. Obrocilem glowe, by na nia spojrzec – i wowczas obrobila moj drugi policzek. Krew sciekala mi z szyi, plamiac koszule, spodnie, buty i ten dywan. Opuscila rece i wpatrywala sie we mnie, stojac jak wryta.
– Skonczylas?
Nie odpowiedziala. Powedrowalem do swej sypialni, myslac po drodze o tym, ze chyba trzeba bedzie znalezc sobie jakas robote.
12
Nastepnego ranka zostalem w moim pokoju, dopoki oboje nie wyszli. Potem wzialem gazete i odszukalem strone z rubryka „Pracownicy poszukiwani”. Twarz mialem obolala i nadal mnie mulilo. Zakreslilem jakies oferty, ogolilem sie – na tyle, na ile sie dalo – polknalem kilka aspiryn, ubralem sie i ruszylem piechota w kierunku Bulwaru. Co chwila podnosilem dlon z odgietym do gory kciukiem. Samochody mijaly mnie i jechaly dalej. Wreszcie ktorys sie zatrzymal. Wsiadlem.
– Hank!
To byl moj stary znajomy; Timmy Hunter. Chodzilismy kiedys razem do koledzu.
– Co tu robisz, Hank?
– Szukam pracy.
– A ja studiuje na Uniwersytecie Poludniowej Kalifornii. Co sie stalo z twoja twarza?
– Kobieta mi ja zalatwila. Paznokciami.
– Serio?
– Taa. Sluchaj Timmy, musze sie czegos napic.
Kolega zaparkowal przy najblizszym barze. Weszlismy i zamowilismy dwie butelki piwa.
– Jakiej szukasz pracy?