temperatura – slupek rteci zatrzymal sie na wysokosci trzydziestu szesciu i pieciu. Zaklinanie termometru, jak to maja w zwyczaju leniwi uczniowie, Wlad uwazal za ponizej swojej godnosci.

Wstawac mu sie nie chcialo. Przykre okreslenie – „rezim poscielowy”, zamienilo sie tym razem w schronienie, w cos przyjemnego, chomikowa nore pod tonami sniegu i Wlad lezal w tej norze, z przyciagnietymi do brzucha kolanami i z ukryta glowa. Kiedy myslal o szkole, chwytala go za serce jakas tesknota, widziana w szarobrunatnych kolorach, podobna do starej, spalonej fotografii.

Mama, jak dawniej, o nic nie pytala. Czekala, az Wlad sam zacznie mowic. Ale tym razem nie bylo to takie proste i Wlad wahal sie. Nie chcial przerzucac swoich problemow na barki mamy. Przeciez ona nie pojdzie za niego bic sie z Kukulka, to oczywiste...

Dymek dzwonil codziennie, ale Wlad prosil go, aby na razie nie przychodzil. Dymkowi nie trzeba bylo dwa razy czegos powtarzac, znal takt i wiecej nie nalegal.

Lekarz takze byl dobrze wychowany, ale od jego wizyty wykrecic sie nie udalo.

– Jak sie czujesz – spytal?

Wlad wzruszyl ramionami.

– Dobrze, moge dac ci jeszcze trzy dni zwolnienia – powiedzial lekarz polglosem, kiedy mama wyszla po cos do kuchni. – Ale ani dnia wiecej, rozumiesz? Z problemami trzeba sobie, tak czy owak, jakos samemu radzic...

Wlad kiwnal glowa. Lekarz wstal, w przedpokoju pozegnal sie jeszcze z mama i wyszedl.

– Moze zadzwonisz do kogos i odpiszesz lekcje? – spytala mama.

– Dobrze – odparl Wlad.

W tym momencie zadzwieczal telefon.

– Do ciebie – powiedziala mama.

– Dymek?

– Nie, jakas dziewczyna...

Z jakims nieprzyjemnym przeczuciem Wlad wzial z jej reki ciezka, nie nagrzana jeszcze sluchawke.

– Czesc – odezwal sie znajomy, ale jakby napiety glos. – Mowi Marta Czysta... Co tam u ciebie, jak sie czujesz?

– Dobrze – powiedzial Wlad. – Mam angine.

– Aha – glos nie wiadomo czemu, posmutnial. – A kiedy przyjdziesz do szkoly?

– Nie wiem, chyba niepredko – sklamal Wlad.

– Rozumiem – glos po drugiej stronie wprost zadrzal od napiecia.

Wlad wyobrazil sobie, jak zupelnie czysta, bez winy, Marta, siedzi przywiazana do stolu i z przylozona lufa pistoletu do glowy, zadaje mu glupie pytania.

– Naprawde jestes ciezko chory, powiedz?

– Mowie ci, mam angine...

– To moze przyniesc ci zeszyty?

Wladowi wydalo sie to smieszne. Zakochala sie, czy co? Czysta?!

– Nie trzeba – powiedzial sztywno. – Sorry, nie moge dluzej rozmawiac.

I odlozyl sluchawke.

* * *

Telefon od Marty nie dawal mu spokoju chyba z poltorej godziny – do samego zmroku. Chociaz, z drugiej strony, humor mu sie poprawil – wyobrazil sobie, ze jego slawa mimo wszystko istnieje, ze rozeszla sie po klasie i szkole, ze kazdego ranka dziewczyny czekaja na niego przy wejsciu i wzdychaja – a moze wreszcie przyjdzie?! A w oczach pierwszoklasistow wyglada nie jak pobity szczeniak, a jak czlowiek, ktory stanal przeciwko Kukulce, smialek, ktory wcale nie boi sie stawic czola calej tej zgrai...

O osmej wieczorem znowu odezwal sie telefon. Druga kolezanka z klasy, Danka Stasow, pytala sie o jego zdrowie.

„Umowily sie, czy co?”, prawie z radoscia pomyslal Wlad, powtarzajac prawie slowo w slowo to, co powiedzial Marcie Czystej.

Mama przestala sie krzatac i usiadla pograc z Wladem w szachy. Dziwne, ale oprocz przyzwyczajenia, nie odczuwal zadnej przyjemnosci z gry – caly czas o czyms myslal, nie mogl opedzic sie od myslenia, ktora z dziewczyn jest ladniejsza... Marta, czy Danka, ktora ma wieksze oczy, no i w ogole...

– Twoj ruch – kolejny juz raz napomknela mama. – Grasz czy nie, co z toba?

W tym momencie telefon znowu zadzwonil.

– Wlad, to ty? Jak sie czujesz?

Juz prawie sie nie zdziwil.

Dzwonily jedna za druga – dziewczyny z jego klasy, zarowno te, z ktorymi sie przyjaznil, jak i te, z ktorymi nie zamienial ani slowa, te, ktore potajemnie wzdychaly do niego i te, ktore nie przegapialy zadnej okazji, zeby zmieszac go z blotem. Dzwonily i pytaly, jak sie czuje. Prawie wszystkie – Wlad zwrocil na to uwage – mialy wystraszone, niekiedy, jak mu sie wydawalo, na granicy placzu glosy.

W koncu zdenerwowal sie. Kpia sobie, czy co? Pewnie podjudzone przez Kukulke. Ale przeciez polowa z nich nigdy nie uslugiwala Kukulce...

Potem zadzwonil Zdan. Dlugo tlumaczyl sie ze swojego zdenerwowania. Chcial biegac za lekarstwami, przyniesc zeszyty, czy cos jeszcze. Miod na przyklad – mowil – jest dobry na...

A jednak slawa, uznanie?!

Wlad podziekowal uprzejmie Zdanowi za troske i, narzekajac na bol gardla, czym predzej przerwal rozmowe. Cos w glosie Zdana... cos pokornego, tkliwego... przeszkadzalo mu cieszyc sie jak nalezy swoim triumfem.

Ledwo pozegnal sie ze Zdanem, a juz przekrecil do Dymka:

– Czesc stary, sluchaj no, gadaj, co tam w szkole?

– Eee, nic ciekawego – odezwal sie troche zdziwiony Dymek. Ale to zdziwienie Dymka wydalo sie Wladowi tez podejrzane...

Wlad chwile wahal sie, mowic mu o telefonach od dziewczyn czy nie mowic?

– Ile mozna siedziec przy telefonie? – odezwala sie mama.

– Sorry – szybko powiedzial Wlad. – Odganiaja mnie od telefonu... No to na razie, czesc!

I odlozyl sluchawke.

Mama tymczasem poszla do kuchni, a o szachach jakos oboje zapomnieli. Wlad polozyl sie z ksiazka, ale doslownie po paru minutach telefon znowu zawarczal.

– Witaj moj kochanienki, czy to od ciebie wszyscy nauczyli sie calowac, powiedz?

Glos Lenki Rybolow byl bardzo wesoly, jakis taki celuloidowo – radosny, jak u gadajacej lalki.

– Dajcie mi wszystkie swiety spokoj! – wybuchnal Wlad i odlozyl sluchawke.

– A ty co? – oburzyla sie mama, kiedy wrocila do pokoju. – Do dziewczyny, takim tonem?!

– To Lenka Rybolow – wycedzil przez zeby Wlad.

I w tym momencie po raz kolejny zadzwonil telefon. Wladem wstrzasnelo.

– Odbierz! – poprosil mame i ukryl glowe pod poduszka.

– Tak – dziwila sie mama, stojac za cienkimi scianami jego legowiska. – Nie, jeszcze kilka dni bedzie w domu... A kto pyta? Lina? Ach, Lina...

Wlad zatkal uszy.

Wszystko to jest ukartowane. To glupie przedstawienie przygotowane przez Kukulke. Nawet w domu go dopadli, nie mogli trzy dni poczekac... I Zdan razem z nimi! Chociaz, nie ma czemu sie dziwic... Ale – Marta? Z Kukulka?! Brednie, wyssane z palca.

I nawet Dymek! Nie, Dymek nie odwazylby sie mu sklamac. I nie mogl niczego nie zauwazyc, przeciez nie jest slepy...

O wpol do dziesiatej znowu trzeba bylo odebrac telefon.

– Co ty sie tak dziwisz? – ze zdziwieniem pytala mama. – W moich czasach bylo normalne, zeby uczniowie z jednej klasy pytali sie o swoje zdrowie... Bywalo, ze dzwonili wiele razy w ciagu dnia...

– Wszyscy? – sarkastycznie rzucil Wlad.

– Moze nie wszyscy – spokojnie odpowiedziala mama. – Ale przeciez i do ciebie nie wszyscy dzwonili, prawda?

Wlad zamyslil sie. Zadzwonily do niego prawie wszystkie dziewczyny z klasy... Z chlopakow tylko Zdan, jesli nie liczyc Dymka.

– Widze, ze masz powodzenie u dziewczyn – dalej ciagnela mama. – Wedlug mnie, to bardzo dobrze, ciesze sie, przeciez zwykle mlode dziewczyny wola starszych chlopakow...

– Ale mamo, oni sobie kpia ze mnie – nie zgodzil sie Wlad.

– Wcale tak nie mysle – po krotkiej przerwie dodala mama. – I nie jestem, chyba az taka glupia, prawda? Ta dziewczyna, ktorej ty tak nie lubisz, Lina, zdaje sie, tak?... Ona sie nie wysmiewala. Byla raczej zmieszana... Bylo jej niezrecznie, udawala wesola, chociaz slychac bylo, ze nie jest jej do smiechu... Nie wyglupiala sie. W kazdym badz razie, tak mi sie zdawalo.

Wlad wiedzial, ze normalna dziewczyna, nawet bardzo zadurzona, nigdy by do niego nie zadzwonila po tym jego „Dajcie mi wszystkie swiety spokoj!” A Lina, czemu do niego zadzwonila, hm?

„Przyloz mu, przyloz mu jeszcze!”

Nie podobalo mu sie to nagle, ogolne zainteresowanie jego osoba. Postanowil jak najszybciej zasnac.

* * *

Nastepnego dnia rano mama poszla do pracy, a Wlad zostal sam w domu. Pod nieobecnosc mamy nie myslal, zeby lezec w lozku, tym bardziej, ze z choroby, prawde mowiac, dawno juz sie wyleczyl. Siadajac przy biurku, wyjal z gornej szuflady gruby zeszyt w zoltej, ceratowej okladce, przekartkowal pierwszych kilka stron, zapisanych drobnym, nierownym pismem, przeczytal ostatnie linijki:... chlopcy pobiegli do domu, zeby zdazyc na czas. Nagle, cyferblat na rece Jurki zaplonal czerwonym swiatlem i znajomy glos odezwal sie: Mamy awarie, jestesmy na dachu! Potrzebujemy waszej pomocy! Koniec trzeciej czesci.

Wlad usmiechnal sie, czujac jak podnosi sie w nim przyjemna, przeszywajaca go dreszczem, fala. Od jakiegos czasu pisanie historii bylo dla niego nie mniej interesujace, jak ich czytanie. A moze nawet bardziej...

Nerwowo zacierajac dlonie i zagryzajac wargi, zapisal na srodku nastepujaca tresc:

Czesc czwarta.

Na ostatnim polpietrze, przed samym wyjsciem na dach, stal czlowiek w skorzanym plaszczu. Chlopcy odskoczyli, ale bylo juz za pozno. Mezczyzna odwrocil glowe

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×