– w porzadku.

– Piec minut – rzucil Bobby i wszedl do domu.

Reacher ruszyl do stajni. Mam sie wykazac? Coz, wpadles po uszy, kolego, pomyslal sobie.

Przy drzwiach znajdowal sie kontakt, przekrecil go i zolte zarowki zaplonely na wielkiej powierzchni. Srodkowa czesc stajni podzielona byla na ustawione tylnymi scianami do siebie boksy dla koni, dookola przy zewnetrznych scianach od podlogi po sufit pietrzyly sie bele siana. Obszedl dookola boksy Tylko piec bylo zajetych. Piec koni uwiazano przy scianach w oddzielnych boksach.

Dokladnie im sie przyjrzal. Pierwszy stal kucyk, prawdopodobnie nalezal do Ellie. To proste. Dwa konie byly troche wieksze niz dwa pozostale. Pochylil sie, by zajrzec im pod brzuch. W zasadzie odroznienie klaczy nie powinno sprawiac trudnosci, ale w boksach bylo ciemno, a ogony zaslanialy zwierzetom szczegoly anatomii. W koncu ustalil, ze pierwszy kon nie byl klacza ani ogierem. Brakowalo mu, bowiem tego i owego. Walach. Poszedl dalej i przyjrzal sie kolejnemu. Dobra, to jest klacz. Dalej znow stala klacz i na koncu jeszcze jeden walach.

Odsunal sie troche. Ktora klacz byla wieksza? Uznal, ze ta z lewej. Okay, to jest duza klacz. Na razie, niezle idzie.

Teraz siodlo. Przy kazdym boksie umieszczono pret biegnacy poziomo od zewnetrznej sciany, na ktorym wisialo roznorakie oprzyrzadowanie. Siodlo, to bylo oczywiste, ale takze mnostwo skomplikowanych paskow, derek i metalowych elementow. Zdjal z preta siodlo.

Otworzyl bramke. Kon cofnal sie i odwrocil do niego przysadzistym zadem. Reacher dotknal jego boku. Kon wciaz sie ruszal. Nie wolno podchodzic od tylu. Tyle wiedzial.

Klacz obracala sie na boki i szla ku niemu. Zrownal prawe ramie z jej bokiem i dal jej porzadnego kuksanca. Zwierze sie uspokoilo. Skierowal wierzch dloni ku jego nosowi. Widzial, jak to robia w filmach. Trzeba potrzec nos konia wierzchem dloni, zeby sie z nim zapoznac. Skora byla na nosie miekka i sucha.

– Dobry konik – szepnal.

Uniosl siodlo i zarzucil je na konski grzbiet.

– Zle – uslyszal glosik z gory.

Odwrocil sie i zadarl glowe. Ellie lezala na szczycie sterty siana, opierajac brode na rekach.

– Najpierw trzeba polozyc kocyk – wyjasnila.

– Jaki znowu kocyk?

– No, derke pod siodlo.

– Czy ktos wie, ze tu jestes, Ellie? – spytal.

Energicznie potrzasnela glowa.

– Schowalam sie tu.

– Umiesz siodlac konia?

– No jasne. Sama sobie radze z moim kucykiem.

– A mozesz mi pomoc? Chodz tu i osiodlaj te klacz.

Zsunela sie na dol i podeszla do niego.

– Zdejmij na razie siodlo.

Wziela z preta derke i zarzucila ja kobyle na grzbiet.

– Teraz zaloz siodlo.

Zarzucil siodlo na derke. Ellie wsunela sie pod konski brzuch, chwycila paski popregu i zaczela ciagnac.

– Sam to zrob – powiedziala w koncu. – Paski sa za sztywne.

Wlozyl jezyczki do klamerek i silnie pociagnal.

– Nie za mocno – pouczyla go Ellie. – Jeszcze nie teraz. Poczekaj az sie nadmie. Konie nadymaja brzuchy, zeby ci przeszkodzic. Ale nie moga tak wytrzymac zbyt dlugo, wiec po chwili spuszczaja powietrze.

Obserwowal brzuch klaczy. Wydymal sie coraz bardziej, stawiajac opor paskom. Potem powietrze z niego uszlo.

– Teraz mocno zacisnij – polecila Ellie.

Zaciagnal paski najmocniej, jak potrafil. Ellie trzymala w dloniach wodze.

– Odwiaz ja teraz – powiedziala. – Po prostu sciagnij line.

Zdjal line. Uszy klaczy odgiely sie do przodu, lina zsunela sie przez glowe i nozdrza na ziemie.

– A teraz wez to. – Podala mu platanine rzemykow. – To uzda.

Przekladal ja dlugo, by nabrala jakichs sensownych ksztaltow, potem przypasowal ja do konskiego pyska, az znalazla sie na wlasciwym miejscu. Usilowal wlozyc metalowa czesc miedzy zeby klaczy Kielzno. Kon ani myslal otworzyc pysk.

– Wloz kciuk do pyska, tam gdzie sie koncza zeby – tlumaczyla Ellie. – Z boku.

Jest tam szpara.

Przejechal wierzcholkiem kciuka po zebach konia. Kiedy zeby sie skonczyly i natrafil na samo dziaslo, wepchnal kciuk do srodka. Klacz jak na zawolanie otworzyla pysk. Szybko wepchnal jej kielzno, a nastepnie popuscil rzemien nad uszami i znalazl sprzaczki.

– Teraz zaczep lejce o lek – powiedziala Ellie.

Od konca uzdy biegl dlugi pasek. Domyslil sie, ze to sa wlasnie lejce. Zgadywal, ze lek to ten element sterczacy z przodu siodla. Ellie byla zajeta ustawianiem strzemion na odpowiedniej wysokosci.

– Podsadz mnie – poprosila. – Musze wszystko sprawdzic.

Posadzil ja w siodle. Sprawdzila wszystkie sprzaczki. Niektore za piela jeszcze raz. Schowala wiszace koncowki.

– Swietnie sobie poradziles – pochwalila go.

Wyciagnela rece, zeby zestawil ja na ziemie.

– Teraz ja wyprowadz – powiedziala. – Trzymaj ja z boku pyska.

– Wielkie dzieki, dziecinko. A teraz znow sie schowaj.

Ponownie wspiela sie na stos siana. Reacher wyprowadzil klacz ze stajni i przeszedl z nia przez podworze, jakby robil to od zawsze. Teraz mi mozesz naskoczyc!

Bobby Greer juz czekal na schodkach ganku. Klacz podeszla prosto do niego i zatrzymala sie. Bobby sprawdzil to samo, na co zwrocila uwage Ellie.

– Nawet niezle – zauwazyl. – Ale zajelo ci to wiecej czasu, niz sie spodziewalem.

Reacher wzruszyl ramionami.

– Konie mnie jeszcze nie znaja. Uwazam, ze za pierwszym razem nie wolno sie spieszyc. Musza sie przyzwyczaic do czlowieka.

Bobby znow kiwnal glowa.

– Mozesz odejsc. Przyprowadze ja po przejazdzce.

Reacher skinal glowa i ruszyl do baraku. Kiedy wszedl po schodach, zastal Carmen siedzaca na jego lozku ze zlozona bielizna poscielowa na kolanach.

– Przynioslam ci posciel – odezwala sie. – Z bielizniarki w lazience. Martwilam sie, ze mozesz jej nie znalezc.

Zatrzymal sie na szczycie schodow, jedna noga stal juz na podlodze, ale druga mial na ostatnim stopniu.

– Carmen, to szalenstwo – rzekl szybko. – Powinnas stad uciekac, i to juz. Zorientuja sie, ze jestem oszustem. Nie minie nawet dzien, jak mnie wywala.

Spuscila wzrok na posciel.

– Powinnas stad uciekac – powtorzyl.

– Nie moge. – Skierowala twarz ku przygasajacemu swiatlu wpadajacemu przez wysokie okna. Wlosy opadly jej na ramiona.

– Przytul mnie – poprosila. – Juz nawet nie pamietam dobrze, jakie to uczucie.

Usiadl obok i przygarnal ja do siebie. Objela go w pasie i oparla glowe o jego piers.

– Boje sie – powiedziala.

SIEDZIELI tak przez dwadziescia minut. A moze pol godziny. Reacher stracil rachube czasu. Byla ciepla i przyjemnie pachniala, oddychala miarowo. Potem odepchnela go i wstala, miala ponura mine.

– Musze poszukac Ellie – rzekla. – Trzeba ja klasc spac.

– Jest w stajni. Pokazala mi, jak zalozyc ten caly osprzet na konia. Uratowala mi tylek.

– To zlote dziecko. – Carmen podala mu posciel. – Chcesz sie jutro wybrac na konie? – spytala.

Вы читаете Plonace Echo
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×