trzodki. Tymczasem jednak skonczylo sie na dwoch corkach, nieszczegolnie przepadajacych za soba nawzajem: Margaret, pieknej, bardzo lubianej „duszy towarzystwa' oraz Jane. Dom stal sie spokojnym miejscem pelnym slonca i cieplych barw, w ktorym cisze przerywalo jedynie lopotanie bialych zaslon, poruszanych przez morska bryze i nieustanne dazenie Dorothy Lauterbach do perfekcji we wszystkim.

Dzisiaj – rankiem po drugim wakacyjnym przyjeciu Lauterbachow – zaslony wisialy bez ruchu, czekajac na wietrzyk, ktory nie zamierzal sie pojawic. Slonce palilo, nad zatoka drzalo rozgrzane powietrze. Bylo parno.

W sypialni na gorze Margaret Lauterbach- Jordan zdjela koszule nocna i usiadla przed toaletka. Szybko rozczesala popielatoblond wlosy z pasemkami rozjasnionymi przez slonce. Nosila niemodna, krotka fryzurke, ktora za to byla wygodna i latwa do ulozenia. Poza tym Margaret podobal sie sposob, w jaki wlosy okalaly jej twarz, podkreslajac dluga, smukla szyje.

Przyjrzala sie sobie w lustrze. Wreszcie zgubila te pare upartych funtow, ktorych nie mogla sie pozbyc po ciazy. Rozstepow juz prawie nie widac, brzuch miala opalony na braz. Tego lata moda nakazywala odslaniac brzuch i wszyscy zdumiewali sie, jak szczuplo Margaret wyglada. Tylko piersi jej sie powiekszyly, ale Peterowi to sie podobalo.

Ubrala sie w biale bawelniane spodnie, bluzke bez rekawow zawiazala nad pepkiem, na nogi wsunela sandaly na plaskim obcasie. Ostatni raz przejrzala sie w lustrze. Byla piekna – wiedziala o tym – choc nie ta ostentacyjna uroda, ktora sprawia, ze dziewczyna nie moze przejsc spokojnie po ulicach Manhattanu. Nie, Margaret byla piekna subtelna uroda – wymarzona dla kogos obracajacego sie w sferach, w ktorych przyszla na swiat.

I niedlugo znowu bede wygladac jak baryla! – pomyslala.

Odwrocila sie od lustra i odslonila okna. Do pokoju wpadly ostre promienie slonca. Na trawniku panowalo zamieszanie. Wlasnie zwijano namiot, ludzie pakowali stoliki i krzesla, deska po desce rozbierali parkiet. Trawa, jeszcze wczoraj bujna i gesta, teraz byla zdeptana. Margaret otworzyla okno i wciagnela w nozdrza mdlawy zapach rozlanego szampana. To wszystko dziwnie ja przygnebilo. „Moze Hitler sie szykuje do zaanektowania Polski, ale wszyscy, ktorzy pojawili sie w sobote na dorocznej sierpniowej fecie, wydanej przez Brattona i Dorothy Lauterbachow, bawili sie swietnie'. Margaret moglaby sama pisac artykuly do kolumny towarzyskiej.

Wlaczyla radio, ktore stalo na jej szafce nocnej, poszukala nowojorskiej stacji WNYC. Rozlegly sie ciche dzwieki melodii „I'll Never Smile Again'. Peter poruszyl sie przez sen. W ostrych promieniach slonca jego porcelanowa cera prawie nie odcinala sie od bialej satynowej poscieli. Kiedys Margaret uwazala, ze wszyscy inzynierowie gladko zaczesuja wlosy, na nosie nosza grube okulary, a z kieszeni stercza im niezliczone olowki. Peter wcale nie wygladal na inzyniera z jej wyobrazen – wyraziste kosci policzkowe, silna broda, lagodne zielone oczy, niemal czarne wlosy. Kiedy tak lezal z odslonietym torsem, kojarzyl sie Margaret z postaciami z obrazow Michala Aniola. W niczym nie przypominal mieszkancow polnocnej czesci Long Island, w niczym nie przypominal jasnowlosych mlodziencow, ktorzy urodzili sie w bogactwie i zamierzali spedzic zycie w lezakach. Peter byl inteligentny, ambitny i blyskotliwy. Wszystkich ich przerastal o glowe.

Spojrzala na niewyrazne niebo i zmarszczyla brwi. Peter nie znosil takiej sierpniowej pogody. Bedzie rozdrazniony i czepliwy. Prawdopodobnie rozpeta sie burza, ktora zrujnuje przyjemnosc powrotu do miasta.

Moze powinnam poczekac, nie mowic mu dzisiaj – rozwazala w duchu.

– Wstawaj, Peter, albo to sie nigdy nie skonczy – odezwala sie, szturchajac meza palcem u nogi.

– Jeszcze piec minut.

– Nie mamy pieciu minut, kochanie. Peter nawet sie nie ruszyl.

– Kawy – blagal.

Pokojowki zostawily kawe pod drzwiami sypialni. Dorothy Lauterbach nie znosila tego obyczaju; uwazala, ze korytarz na gorze upodabnia sie wtedy do hotelu Plaza. Ale tolerowala go pod warunkiem, ze dzieci podporzadkuja sie jedynemu weekendowemu obowiazkowi i zejda na sniadanie punktualnie o dziewiatej.

Margaret nalala kawy do filizanki i podala Peterowi. Przekrecil sie na bok i wypil odrobine. Potem usiadl i spojrzal na zone.

– Jak ty to robisz, ze wygladasz tak cudownie w dwie minuty po wyjsciu z lozka?

Margaret odetchnela z ulga.

– Widze, ze dopisuje ci humor. Balam sie, ze bedziesz mial kaca i bedziesz sie zachowywal jak zwierzak.

– Owszem, mam kaca. Benny Goodman gra mi w czaszce, a jezyk mam taki chropowaty, ze trzeba by go ogolic. Ale bynajmniej nie zamierzam sie zachowywac jak… – Zawahal sie. – Jak to powiedzialas?

– Jak zwierzak. – Przysiadla na brzegu lozka. – Musimy cos omowic, a wydaje mi sie, ze ten moment jest rownie dobry jak kazdy inny.

– Hmmm. To brzmi groznie, Margaret.

– Zobaczymy. – Popatrzyla na niego z rozbawieniem, po czym udala irytacje. – Lepiej wstan i ubierz sie. A moze nie potrafisz rownoczesnie sie ubierac i sluchac?

– Jestem wszechstronnie wyksztalconym i wysoce powazanym inzynierem. – Peter zmusil sie do wstania i jeknal z bolu. – Moze mi sie uda.

– Chodzi o ten wczorajszy telefon.

– Ten, co to bylas taka tajemnicza?

– Wlasnie o niego chodzi. Dzwonil doktor Shipman. Peter znieruchomial.

– Jestem w ciazy. Bedziemy mieli drugie dziecko. – Margaret spuscila wzrok i bawila sie suplem bluzki. – Nie planowalam tego. Po prostu tak wyszlo. Moje cialo wreszcie doszlo do siebie po Billym i… Coz, natura zajela sie reszta. – Spojrzala mezowi w oczy. – Juz od jakiegos czasu to podejrzewalam, ale balam sie powiedziec.

– Wielkie nieba, dlaczego sie balas?

Ale sam znal odpowiedz na swoje pytanie. Juz dawno oswiadczyl Margaret, ze nie zyczy sobie wiecej dzieci, dopoki nie zrealizuje marzenia swego zycia i nie zalozy wlasnej firmy inzynierskiej. Teraz, majac zaledwie trzydziesci trzy lata, cieszyl sie reputacja jednego z najlepszych inzynierow w kraju. Zdobywszy, jako najlepszy na roku, dyplom prestizowej Politechniki Rensselaera, rozpoczal prace w Northeast Bridge Company, najwiekszej specjalizujacej sie w budowie mostow firmie konstruktorskiej na Wschodnim Wybrzezu. Po pieciu latach awansowal na naczelnego inzyniera, dopuszczono go do spolki i postawiono na czele stuosobowego zespolu. W 1938 roku Amerykanskie Towarzystwo Inzynierii Cywilnej przyznalo mu tytul inzyniera roku za jego innowacyjne rozwiazanie, wykorzystane przy konstrukcji mostu wiszacego nad Hudsonem w Nowym Jorku. W Scientific American pojawil sie artykul o Peterze. Nazywano go tam „najbardziej obiecujacym inzynierem swego pokolenia'. Jednak on chcial czegos wiecej: chcial zalozyc wlasna firme. Bratton Lauterbach obiecal w stosownej chwili, moze za rok, wesprzec ziecia finansowo, lecz widmo nadchodzacej wojny przyhamowalo te plany. Jesli Stany Zjednoczone zostana wciagniete w wojne, w jednej chwili wszystkie pieniadze przeznaczone na inwestycje publiczne pojda na wydatki wojenne. Firma Petera padnie, zanim jeszcze zdazy wystartowac.

– Ktory to miesiac? – spytal.

– Koniec drugiego.

Twarz Petera rozjasnil usmiech.

– Nie jestes na mnie zly?

– Oczywiscie, ze nie!

– A co z twoja firma i wstrzymaniem sie z dziecmi? Pocalowal ja.

– To sie nie liczy. To wszystko jest bez znaczenia.

– Ambicja to cudowna rzecz, byle nie w nadmiarze. Peter, od czasu do czasu musisz sie odprezyc, cieszyc sie zyciem. W koncu zycie to nie proba generalna.

Peter skonczyl sie ubierac.

– Kiedy zamierzasz powiedziec o tym matce?

– W swoim czasie. Pamietasz, co wyprawiala, kiedy sie spodziewalam Billy'ego. Szalu mozna bylo dostac. Jeszcze zdaze jej powiedziec.

Peter usiadl obok zony.

– Chodzmy jeszcze do lozka przed sniadaniem.

– Peter, nie mozemy. Mama nas zabije, jesli sie nie zjawimy na czas.

Pocalowal ja w kark.

– A kto to przed chwila glosil, ze zycie to nie proba generalna? Przymknela oczy, wygiela szyje.

– To nieuczciwe. Przekrecasz moje slowa.

Вы читаете Ostatni szpieg Hitlera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×