kazdy najdrobniejszy szczegol.

W tym czasie Sassa, bezpieczna w objeciach J1, nie mogla oderwac oczu od fascynujacego, przypominajacego przemarsz lemingow pochodu malych larw, ktore kierowaly sie w strone zasypanego wyjscia. Larwy pelzly najszybciej jak umialy, pragnac wolnosci, a Sassa strasznie sie bala, ze ktos we wnetrzu przerazajacych gor zorientuje sie, co sie stalo, i zechce je powstrzymac.

– Spieszcie sie, spieszcie, male robaczki – szeptala. – Dolina Roz jest teraz wolna od zla, znajdziecie tam dobra kryjowke i nigdy juz nie wpadniecie w szpony swoich przesladowcow.

Byly to raczej pobozne zyczenia, choc nie do konca pozbawione podstaw. Marco, Dolg i Shira dokonali bowiem wielkiego dziela w Dolinie Roz, zlamali jej zla moc.

Sassa starala sie nie pociagac nosem, byla jednak bardzo wystraszona i nieszczesliwa i nieustannie zalowala, ze nie usluchala ostrzezen i nie zostala w domu. Hubert Ambrozja… Gdy przypomniala sobie ukochanego kota, z oczu znow poplynely jej lzy, wiec zmusila sie, by myslec o czyms innym.

Siska zostala w schronie przy Tsi, skulila sie przy nim, by ogrzewac go swoja bliskoscia, dodawac sil. Marco nie czynil jej wielkich nadziei, teraz nic wiecej nie mogl juz zrobic dla Tsi. „Wydaje mi sie, Sisko, ze jedynie jasna woda moze go uratowac” – rzekl z powaga. – „Ciernie roz pokluly go zbyt gleboko, a przesycone byly do glebi zadza niszczenia, liscie zas sparalizowaly jego oddech. Ale Tsi wywodzi sie z silnego rodu i niemal cale swoje zycie spedzil w dobroczynnych promieniach Swietego Slonca. Badz przy nim, on zapewne wyczuje twoja obecnosc i byc moze dzieki temu obudzi sie w nim tesknota za zyciem”.

Siska nie odstepowala wiec zielonobrunatnego lesnego elfa, szeptem proszac, by wytrzymal do czasu, az odnajda zrodlo jasnej wody. Nie wiedziala, czy Tsi ja slyszy, wciaz jednak nie przestawala do niego przemawiac, glaskac po ukochanej fascynujacej twarzy, wijacych sie zielonych wlosach i calowac zamkniete powieki.

Sol z Ludzi Lodu takze postanowila sie do czegos przydac. Kategorycznie odmowila pozostania w schronie. „Jestem przeciez duchem, do diaska!” – zaprotestowala. „Owszem – zgodzil sie Marco – ale tylko czesciowo, badz wiec ostrozna”. Sol w odpowiedzi jedynie prychnela.

W grocie niezle sie bawila. Probowala pomoc najpowolniejszym z malych larw, zupelnie zapominajac o tym, ze jeszcze przed chwila byly groteskowymi monstrami, wiekszymi od niej samej, gotowymi zmiazdzyc ja zarlocznymi szczekami. Teraz staly sie bezbronne i tylko to ja obchodzilo. Chyba wolno troche sobie z nimi pozartowac? Delikatnie popychala je od tylu, poganiala lekko, przemawiala do nich wesolo, zanoszac sie przy tym smiechem. Przenosila tez te, ktore nie zdazyly zejsc z pojazdow, zwlaszcza z J1. J2 byl juz oczyszczony i gotow do dalszej drogi, lecz przy J1 wciaz pozostawalo duzo do zrobienia.

Kiro i Armas reperowali pojazd tuz obok.

– Zamierzasz urzadzic wyscigi larw, Sol? – zapytal Armas z usmiechem.

Sol natychmiast podchwycila:

– Oczywiscie, stawiam na tego zielonego, ma cos w sobie.

– A moze to ona?

– Na pewno on. Obstawiam tylko meskich uczestnikow. No, pospiesz sie, nie widzisz, ze ta biala kobitka zaraz cie wyprzedzi? „Dwa szybkie po wewnetrznej i koniec z nim”, jak mawiaja norwescy lyzwiarze, tego nauczyla mnie Indra. Doskonale wyrazenie, uzyteczne w wielu zyciowych sytuacjach.

Kiro przyniosl w reku jakas larwe.

– Masz tu jeszcze jedna, wila sie na grzbiecie w lozysku J1.

Sol wziela stworzonko do reki, wbijajac szelmowskie spojrzenie zoltych oczu w czarne oczy Straznika. Armas popatrzyl na pare z usmiechem i zaraz wrocil do pracy przy uszczelnianiu spojenia.

– To chyba byla ostatnia na J1. Popros, zeby troche przyspieszyla.

Sol zaniosla ostatnia gasienice do pochodu, ktory oddalal sie wzdluz skalnej sciany. Wrocila i zapytala:

– W czym moge teraz pomoc?

Armas, ktory mial najwieksza ochote powiedziec, by trzymala sie z daleka i nie platala pod nogami, laskawie przydzielil jej jednak funkcje instrumentariuszki. Sol przyjela propozycje z takim zadowoleniem, ze chlopak zawstydzil sie niewypowiedzianego zyczenia. Kiedy zabrala sie do pracy z wielkim skupieniem i powaga, i Armas, i Kiro wkrotce sie zorientowali, ze jej pomoc naprawde im sie przydaje. A ilez przy tym sprawia radosci pieknej czarownicy z Ludzi Lodu!

Wrociwszy zakleciami olbrzymim larwom ich normalne niewielkie rozmiary i wyprowadziwszy je z tunelu, Marco poczul, ze osiagnal granice. Jego samego to zaskoczylo. Nie przypuszczal, ze jest zdolny do tak ludzkich reakcji, jak zmeczenie.

Taka jednak byla prawda. Dolg kazal mu sie polozyc i odpoczac, calej wyprawie mogly wszak juz wkrotce przydac sie jego zdolnosci. Marco usluchal tej rady, zawsze zreszta byl posluszny Dolgowi.

Nagle zorientowal sie, jak niebiansko cudownie jest moc wyciagnac sie na lozku, zamknac oczy i wylaczyc sie ze wszystkiego. Moze zbytnio przejmowal sie spoczywajaca na nim odpowiedzialnoscia, ale wiedzial wszak, jak wielkim zaufaniem darza go przyjaciele. Zawsze gdy jakis problem wydawal sie nierozwiazywalny, zwracali sie do niego albo do Dolga. Do syna czarnoksieznika, ktory mial swe drogocenne szlachetne kamienie, i do Marca, obdarzonego magicznymi mocami. To bardzo przyjemne i budujace moc pomagac, wlasciwie ogromnie sie cieszyl ze swych niezwyklych zdolnosci, lecz nie w tej chwili.

Nagle uderzyla go niepokojaca mysl. Dlaczego poczul sie tak zmeczony akurat teraz, podczas tej wyprawy? Czy to dlatego, ze zmierzali do samej twierdzy, do jadra zla? Czy kryja sie tam sily potezniejsze od jego wlasnych, ktore, odgadujac jego obecnosc, chca go obezwladnic?

W takim razie marny los czeka cala wyprawe.

Z daleka, spoza pojazdu, dobiegal go wesoly glos Sol, w roztargnieniu uswiadomil sobie, ze zartuje z Armasem i Kirem.

Czy slusznie postapil, wracajac jej ludzkie zycie?

Coz, na razie stanowila przypadek z pogranicza, byla czyms w rodzaju bekarta, gdy zechciala, wciaz mogla byc jeszcze duchem, przynajmniej czesciowo.

Ale czy dobrze zrobil?

Eksperyment z Filipem zdecydowanie sie nie powiodl, choc chlopiec moze tak by tego nie osadzil, on bowiem doskonale sie czul wsrod duchow Ludzi Lodu. Nie obchodzil go jednak swiat ludzi, tak wiec Gabriel, jego ojciec, nie doznal zbyt wiele radosci z jego powrotu, przeciwnie, bardzo sie rozczarowal, a siostry, Indra i Miranda, dorastajac oddalily sie od malego chlopca, ktorym wciaz byl i na zawsze mial pozostac Filip.

Tamta proba sprawila, ze Marco stal sie ostrozniejszy. Nie umial odpowiedziec na pytanie, co zrobi Sol. Jaka przyszlosc dla siebie wybierze?

Na razie jednak wszystko wskazywalo na to, ze Sol doskonale sie bawi.

Wreszcie rozlegl sie sygnal gotowosci. Mogli jechac dalej.

Lecz jak daleko, tego nikt nie wiedzial. A Faron zabronil wyprawiania sie na zwiady pojedynczym osobom. Wszystkim nakazano przebywanie w pojazdach, nikt wiec sie nie orientowal, czy znalezli sie po prostu w glebokiej grocie, czy tez faktycznie byl to tunel prowadzacy przez gory.

Mieli jednak pewne podstawy, by sadzic, ze znajduja sie w przejsciu. Po coz bowiem umieszczono by tutaj te wielkie potwory?

Indra zeszla do schronu.

– Musisz wreszcie pojsc do kuchni i cos zjesc, Sisko, cale wieki nie mialas nic w ustach. W tym czasie Sassa moze zajac sie Tsi, prawda, Sasso?

Indra tak surowo popatrzyla na dziewczynke, ze ta nie odwazyla sie krecic nosem. Przestraszona mocno pokiwala glowa. Ratunku, powierzono jej opieke nad chorym lesnym elfem?

Siska gwaltownie protestowala, nie byla wcale glodna, nie chciala tez sprawic zawodu Tsi. Bo co sie stanie, jesli on sie obudzi, a jej przy nim nie bedzie? Albo, co gorsza, jesli w tym czasie umrze? Nie, nie moze teraz myslec o jedzeniu, i tak nie przelknelaby ani kesa.

– Jesli nie bedziesz jadla, do niczego nie przydasz sie Tsi – argumentowala Indra, ciagnac ja za soba.

Sassa zostala wiec sama, ze wzrokiem nieruchomo utkwionym w nieprzytomnego Tsi-Tsungge.

Pojazdy bardzo wolno i ostroznie zaczely sie toczyc kretym korytarzem akurat wtedy, gdy Indra z Siska wchodzily po schodach. Skalne podloze bylo tu nierowne, bezustannie musialy sie czegos przytrzymywac, zeby nie spasc. Z oczu Siski wprost bil niepokoj, twierdzila, ze nie powinna odchodzic od Tsi, ale Indra ja uspokajala. Siska

Вы читаете Strachy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×