Nikt nie wiedzial, gdzie znajduje sie Kiro, nawet on sam. Dosc predko bowiem zdolal uchwycic sie jakiegos drzewa i mocno sie go trzymal az do chwili, gdy lawina wielkich kamiennych blokow porwala go, juz nieprzytomnego, i poniosla daleko od przyjaciol.

19

W Juggernautach widzieli i slyszeli gwaltowna fale powodzi, ktora gnala przez doline. Nie kierowala sie w ich strone; wprawdzie w niewielkiej odleglosci, lecz ich wyminela. Patrzyli, jak woda pieni sie wsrod skal. Plynela z tak szalona sila, ze piana wzbijala sie wysoko w powietrze, a wielkie kamienie wywracaly.

Osemka pozostala w Juggernautach ogromnie sie niepokoila. Czy powinni wyjsc i odszukac przyjaciol? A jesli fala trafila na nich?

Ale Yorimoto, ktorego wyznaczono na dowodce, odradzal takie posuniecie, a Madragowie go poparli. Mieli rozkaz nie opuszczac pojazdow, bez wzgledu na wszystko.

Nie brano jednak pod uwage tego, co mialo stac sie pozniej…

Jori wezwal Marca i otrzymal od niego uspokajajaca odpowiedz. Fala cofnela sie, razem z nim byl Faron, Shira i Mar, a ponadto wiedzieli, ze Dolg i Cien sa bezpieczni. Nie przypuszczali, by inni musieli zmagac sie z jakims ogromnym problemem, wlasnie mieli wyruszyc na poszukiwania. Na szczescie lacznosc znow dzialala.

Jori uslyszal jeszcze, jak Marco rozmawia z Faronem, wychwycil cos, co brzmialo: „Wyglada na to, ze zaplanowano dla nas zupelnie co innego”, a potem Marco mowil dalej:

– Zaraz, zaraz, co to takiego? Nie, Jori, bez obawy, z tym sobie poradzimy.

Potem zapadla cisza.

Czy uspokoilo to nas, czy…? zastanawial sie Jori. Przyjaciele patrzyli na niego pytajaco.

Wciaz nie mieli pojecia, ze wlasnie ich czeka najstraszniejsza proba.

– Ho, ho – powiedziala Indra, siedzac w blocie z lbem Gerego na kolanach. – Nieproszeni goscie? Doprawdy, moglibyscie wykazac sie nieco wieksza elegancja!

W rzeczywistosci dwie istoty wygladaly wstretnie, jak gdyby tygodniami lezaly w ziemi, a teraz wydobyly sie spod niej, trupio blade, z zapadnietymi oczami, w zgnilych ubraniach, odslaniajacych odpadajaca platami skore. Z ich spojrzen bila agresja, mialy zarloczne oczy i otwarte usta.

Palcami trzesacymi sie ze zdenerwowania Indra usilowala wlaczyc aparacik, ktory sprawilby, ze ja zrozumieja. Powietrze w mrocznej dolinie zgestnialo od zlowrozbnego wyczekiwania. Dookola zapadla cisza, od ktorej az huczalo w uszach.

– Czemu zawdzieczamy ten zaszczyt, jakim jest wasza wizyta? – spytala Indra, choc tak naprawde daleko jej bylo do smialosci, jaka probowala sie wykazac. Te stworzenia bowiem przybyly tu w wojennych zamiarach.

To mezczyzna i kobieta. Tak przypuszczala, nielatwo bylo sie zorientowac, swoim wygladem przywodzili przede wszystkim na mysl rozkladajaca sie pryzme kompostowa, gdyby nie swidrujace oczy patrzace z tak wielka nienawiscia, ze Indrze ciarki przeszly po plecach. Mezczyzna wydal z siebie jakies bezdzwieczne gluche odglosy, dobywajace sie z glebi ciala, ktorego byc moze wcale nie mial. Zabrzmialo to tak, jakby chcial powiedziec:

– Zajeliscie nasza doline. Nareszcie mozemy sie na was zemscic.

– Och, alez to wcale nie my! – zaczela Indra urazona, lecz gdy straszydla sie zblizyly wolnym, kolyszacym ruchem, z rekami opuszczonymi wzdluz bokow, usunela sie.

Wtedy podniosl sie Gere. Do tej pory zlewal sie w jedno z blotem, w ktorym lezal, nie mial sily podniesc zadu, lecz mimo to byl wyzszy od dwojga napastnikow, a warczenie, jakie z siebie wydal, by bronic Indry, przerazilo postacie z otchlani.

– To jeden z n i c h! – rozlegl sie gluchy glos drugiego stwora, najprawdopodobniej kobiety. – Jeden z wilkow! Musimy stad odejsc, jak najszybciej!

Istoty oddalaly sie wolno, z wysilkiem, poruszajac sie niezwyklym kolebiacym krokiem.

– Dziekuje ci, Gere – szepnela Indra slabym glosem. – To dopiero prawdziwe straszydla. A teraz zobaczymy, czy uda nam sie znalezc kogos, kto moglby sie zajac twoja noga.

Grupka skupiona wokol Farona uslyszala wsciekle warczenie Gerego. Wciaz stali ogarnieci przerazeniem i wpatrzeni w stwory, ktore pojawily sie przed nimi. Miedzy obiema stronami trwala niema duchowa walka.

– Gere musi byc gdzies tam, w tym kierunku, pojde go odszukac – odezwal sie Freke.

– Ide z toba – natychmiast zglosila sie Sol. – Tam moze byc ktos jeszcze.

Przerazajace istoty sprawialy wrazenie, jakby odczuly ulge, gdy wilk zniknal. Faron i Marco zrozumieli wiec, ze to wlasnie obecnosc Frekego trzymala do tej pory zjawy w szachu. Teraz przysunely sie nieco blizej, wciaz jednak okazywaly pewna powsciagliwosc.

– Marco – szepnela Shira. – Stalismy sie niewidzialni, lecz one mimo to nas widza.

– To prawda – przyznal Mar. – Patrza nam prosto w oczy.

– Do diaska – zaklal Marco. – Czego one od nas chca?

– Niczego przyjemnego, zapewniam cie – odparl Mar.

Nagle jedna z istot odezwala sie grobowym glosem:

– Wreszcie zjawil sie ktos z przerazajacej gory. Od dawna juz na to czekamy. Pozalujecie tego.

– Zaraz, zaraz – rzucil Faron z cala wladczoscia, na jaka tylko bylo go stac, a to doprawdy niemalo. – Nie przybywamy stamtad, przyszlismy, by pokonac tamte zle moce.

Istoty z koszmaru wbily w niego wzrok. Staly teraz tak blisko, ze Marco moglby je dotknac, lecz wyglad stworow wcale do tego nie zachecal.

– Chyba juz rozumiem, kim i czym one sa – mruknal Marco. – To upiory. Zjawy, innymi slowy. Dlatego potrafia zobaczyc rowniez was, duchy, bo choc was nie mozna nazwac zjawami, to poruszacie sie w tym samym wymiarze.

– Bardzo dziekuje – powiedziala Shira – Nie chce byc spokrewniona z tymi tutaj.

– I wcale nie jestes. Miedzy duchem a upiorem jest wielka roznica.

– Och, zaczynaja robic sie natretni. Rozmawiaj z nimi dalej, Faronie, one cie sluchaly. Och, alez co one robia?

Ram rowniez uslyszal warkniecie Gerego.

Stojaca przed nim postac byla mezczyzna w stanie tak obrzydliwym, ze wprost nie dawalo sie na nia patrzec. A na widok jej oblicza pogromca duchow ucieklby albo zemdlal. Istota wydawala z siebie dzwieki, ktore zdawaly sie dochodzic z zasypanego grobu. Ram nie pojmowal slow, widzial tylko, ze maszkara sie zbliza. Szla, prawde mowiac, wprost na niego, z takim zdecydowaniem, jak gdyby postanowila przeniknac w Lemuryjczyka. Nie uniosla bowiem rak, by go zlapac czy chocby uderzyc, wciaz zwisaly po bokach.

Ale Ram nie mial czasu dla tego stwora, nasluchiwal glosu wilka. To w kazdym razie jakas oznaka zycia, moze wilk, wszystko jedno, ktory to byl, wie cos o Indrze?

Uciekl wiec, w ostatniej chwili uskoczyl w bok i wywinal sie od powolnych, jakby lepkich ruchow, kierujacych sie wprost na niego. Nie uciekal ze strachu, ktory przeciez bylby w pelni usprawiedliwiony, Ram myslal jedynie o Indrze. Musial odnalezc tego wilka.

Za plecami uslyszal okrzyk zawodu. Przykro mi, pomyslal, brak mi teraz czasu na zawieranie blizszych znajomosci.

Nie mial, na szczescie, pojecia, jak bliska mogla to byc znajomosc.

Czy Cienia nalezalo nazwac duchem czy upiorem, pozostawalo pytaniem otwartym. Prawdopodobnie byl i tym, i tym, albo raczej w jego przypadku nie bylo to takie istotne. Byl ostatnim z dawnych, szlachetnych Lemuryjczykow na Ziemi, pozostal tam z wlasnej woli i zawsze tego zalowal. Wciaz krazyl, nigdzie nie zaznajac spokoju, w poszukiwaniu kogos, kto zdolalby odnalezc skarby Lemurii, Swiete Slonce i szlachetne kamienie. Wreszcie trafil na Dolga, po czesci nawet przyczynil sie do jego stworzenia, a w koncu odnalazl spokoj w Krolestwie Swiatla. Stal teraz, trzymajac w ramionach na wpol przytomnego Dolga, blizej chyba niz ktokolwiek

Вы читаете Strachy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×