Zadnych bali, baletow, balang. Masz rok.

Doszedl do drzwi, otworzyl je, zamknal i juz go nie bylo.

7

A wiec znow mialem biuro.

Trzeba sie bylo brac do roboty. Podnioslem sluchawke i wystukalem numer mojego bukmachera.

– Pizzeria Tony'ego – uslyszalem.

– Tu Powolna Smierc – podalem swoja ksywe.

– Belane, wisisz mi na 475 dolcow – powiedzial. – Nie przyjme zadnego nowego zakladu, dopoki nie splacisz dlugu.

– Chce postawic 25. Jak wygram, to wygram 5 paczek i bedziemy kwita. A jak umocze, wszystko ureguluje, przysiegam na honor mojej matki.

– Belane, twoja stara wisi u mnie ma 230 dolcow.

– Taa? A twoja ma kurzajki na tylku!

– Powaznie? Sluchaj, Belane, czyzbys…?

– Nie, nie ja. Jeden gosc. To on mi powiedzial.

– Chyba ze tak.

– Dobra, chce postawic 25 gora na Burnt Butterfly w szostej.

– Niech bedzie, przyjmuje. I zycze ci szczescia. Bo ci sie konczy.

Rozlaczylem sie. Kurwa mac, czlowiek musi walczyc o kazdy centymetr. Rodzi sie, zeby walczyc, rodzi sie, zeby umrzec.

Myslalem o tym. I myslalem o tym.

Potem odchylilem sie w fotelu, zaciagnalem gleboko papierosem i wydmuchalem niemal idealne kolko.

8

Po lunchu postanowilem wrocic do biura. Otworzylem drzwi i zobaczylem faceta siedzacego przy moim biurku. Nie byl to McKelvey. Pojecia nie mialem, co to za jeden. Moje biurko robilo sie coraz bardziej popularne. Oprocz faceta za biurkiem w pokoju byl jeszcze jeden. Stal. Wygladali na twardzieli. Zimnych twardzieli.

– Nazywam sie Dante – oznajmil ten przy biurku.

– A ja Fante – oswiadczyl ten drugi.

Ja nie powiedzialem nic. Nie wiedzialem, co jest grane. Ciarki przeszly mi po grzbiecie i znikly pod sufitem.

– Przyslal nas Tony – powiedzial ten, ktory siedzial.

– Nie znam zadnego Tony'ego. Nie pomyliliscie, panowie, przypadkiem adresu?

– Bynajmniej – stwierdzil ten, ktory stal.

A potem Dante rzekl:

– Burnt Butterfly dal plame.

– Zrzucil dzokeja zaraz po starcie – dodal Fante.

– Zartujesz.

– Wcale nie. Facet zwalil sie na morde.

– Pechowo obstawiles – zawyrokowal Dante.

– I Tony twierdzi, ze jestes mu winien 5 paczek – rzekl Fante.

– Drobnostka – oznajmilem. – Mam forse w…

Ruszylem w strone biurka.

– Nic z tego, frajerze. – Dante rozesmial sie. – Skonfiskowalismy twoja pukawke.

Cofnalem sie.

– No wiec – zaczal Fante – chyba sam rozumiesz, ze nie mozemy pozwolic na to, zebys chodzil sobie po ziemi i oddychal jak gdyby nigdy nic, skoro wisisz u Tony'ego na 5 paczek?

– Dajcie mi 3 dni…

– Masz 3 minuty – rzekl Dante.

– Co z wami jest? – zapytalem. – Dlaczego ciagle gadacie na zmiane, najpierw jeden, potem drugi, i tak w kolko? Nigdy sie nie mylicie?

– Ktos inny sie tu pomylil – odpowiedzieli rownoczesnie. – Ty.

– Ladnie. Duet. Podobalo mi sie.

– Stul pysk – warknal Dante. Wyjal szluga i wsunal do ust.

– Hmm, chyba zapomnialem zapalniczki. Chodz tu, dupku, i mi przypal.

– „Dupku”? Rozmawiasz sam ze soba?

– Nie, dupku, do ciebie mowie. Chodz tu! Zapal mi fajke!

Migiem!

Postapilem kilka krokow, pstryknalem zapalniczka i zblizylem plomien do papierosa tkwiacego w chyba najohydniejszej mordzie, jaka widzialem w zyciu.

– Grzeczny chlopczyk – pochwalil Dante. – A teraz wyjmij tego peta z moich ust i wsadz sobie do geby, zarzacym sie koncem do srodka. I nie waz sie go wyjac, dopoki ci nie pozwole.

Pokrecilem glowa.

– Albo zrobisz, jak mowi, albo cie tak podziurawimy, ze myszy wezma cie za kawalek sera.

– Chwileczke…

– Masz 15 sekund – poinformowal mnie Dante, po czym wyjal i nastawil stoper. – Start. 14, 13, 12, 11…

– Chyba nie mowisz powaznie?

– 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3…

Uslyszalem trzask odbezpieczanej broni.

Wyrwalem Dantemu papierosa z ust i wsunalem we wlasne, zarem do srodka. Probowalem zebrac jak najwiecej sliny i cofnac jezyk, ale mi sie nie udalo, trafilem papierosem w sam jego srodek, trafilem tak, ze mnie porzadnie ZAPIEKLO!!! Bylo to bardzo nieprzyjemne, bardzo bolesne! Zaczalem sie krztusic i wyplulem peta.

– Brzydki chlopczyk! – skarcil mnie Dante. – A mowilem, ze masz go trzymac w ustach, dopoki nie pozwole ci wyjac! Przez ciebie musimy zaczynac od poczatku!

– Odpierdol sie! – zawolalem. – Jak chcesz, to strzelaj!

– Dobrze – zgodzil sie.

Nagle drzwi sie otworzyly i weszla Pani Smierc. Odstawiona tak, ze mucha nie siada. Prawie zapomnialem, ze mam poparzony jezyk.

– Cholera, ale laska! – zachwycil sie Dante. – Znasz ja, Belane?

– Pewnie.

Podeszla do krzesla, usiadla i skrzyzowala nogi. Kiecka podjechala jej do gory. Zaden z nas nie mogl uwierzyc, ze takie nogi istnieja. Nawet ja, choc juz je widzialem.

– Co to za pajace? – spytala.

– Przyslal ich gosc imieniem Tony.

– Odpraw ich. Ja jestem twoja klientka.

– Dobra, chlopaki – powiedzialem. – Zmywajcie sie.

– Co ty nie powiesz? – zdziwil sie Dante.

– Co ty nie powiesz? – zdziwil sie Fante.

Obaj zaczeli sie smiac. I nagle przestali.

– Zabawny z niego gosc – rzekl Dante.

– Nawet bardzo – dodal Fante.

– Ja ich wykurze – oznajmila Pani Smierc.

Вы читаете Szmira
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×