Spojrzalem.

– O rany! Naprawde tak wyglada?

– Tak.

– Staje mi na sam widok.

– Hej, prosze sobie nie pozwalac!

– A, przepraszam… Ale musze zatrzymac zdjecie. Oddam je, kiedy skoncze.

Schowalem je do portfela.

– Nadal mieszka z panem? – zapytalem.

– Tak.

– I pan chodzi do pracy…

– Tak.

– A ona zostaje sama…

– Tak.

– Ale dlaczego podejrzewa pan, ze…

– Plotki, telefony, glosy w mojej glowie, zmiany w jej zachowaniu, rozne rzeczy.

Pchnalem mu przez biurko bloczek papieru.

– Niech mi pan zapisze swoj adres, domowy i biurowy, oraz numer telefonu do domu i do biura. Moze pan na mnie liczyc.

Dobiore sie jej do tylka. Wszystko odkryje.

– Slucham?

– Biore te sprawe, panie Upek. Pomoge panu, jak ciotke kocham!

– „Ciotke”? – spytal. – Dlaczego?

– Tak tylko mi sie powiedzialo, nie jestem pedalem. A pan?

– Ja? Tez nie.

– Wiec nie ma sie pan co martwic, trafil pan pod wlasciwy adres. Dobiore sie jej do tylka!

Upek podniosl sie wolno z krzesla. Doszedl do drzwi, po czym odwrocil sie.

– Barton mi pana polecil.

– No, to sam pan widzi! Do widzenia, panie Upek.

Drzwi sie zamknely. Dobry stary Barton.

Wyjalem zdjecie z portfela i siedzialem, wpatrujac sie w nie uwaznie.

Ty dziwko, myslalem, ty dziwko.

Wstalem, zamknalem drzwi na klucz i zdjalem sluchawke z widelek. Ponownie usiadlem przy biurku i wlepilem wzrok w zdjecie.

Ty dziwko, myslalem, dobiore ci sie do tylka! Nie bede mial zadnej litosci! Zobaczysz, dopadne cie! Dopadne! Ty dziwko, ty suko, ty kurwo!

Zaczalem ciezko sapac. Rozpialem rozporek. I wtedy nastapilo trzesienie ziemi. Rzucilem zdjecie i schowalem sie pod biurko. Niezle trzeslo. 6 stopni. Mialem wrazenie, ze trwa kilka minut. Potem ustalo. Wyczolgalem sie spod biurka, wciaz z rozpietym rozporkiem. Odnalazlem zdjecie, schowalem do portfela, zapialem sie. Seks byl pulapka, potrzaskiem. Dobrym najwyzej dla zwierzat. Nie bylem glupi, zeby tracic czas na takie dyrdymaly. Odlozylem sluchawke na widelki, otworzylem drzwi, wyszedlem, zamknalem je na klucz i skierowalem sie do windy. Mialem robote. Bylem najlepszym prywatnym detektywem w Los Angeles i Hollywood. Wcisnalem guzik i czekalem, az przyjedzie pieprzona winda.

10

Pomine reszte dnia i wieczor, nic ciekawego sie nie dzialo, nie ma o czym gadac.

11

Nazajutrz o 8 rano siedzialem w swoim garbusie naprzeciwko domu, w ktorym mieszkal Al Ed Upek. Mialem kaca i czytalem „Los Angeles Times”. Zebralem nieco wiadomosci. Zona Upka miala na imie Cindy. Cindy Upek, przedtem Cindy Maybell. Z wycinkow prasowych na jej temat wynikalo, ze w 1990 roku wygrala lokalny konkurs pieknosci. Byla modelka, zagrala pare niewielkich rol w filmach. Lubila narty, baseball, pilke wodna, uczyla sie gry na fortepianie. Ulubiony kolor: czerwony. Ulubiony owoc: banan. Lubila ucinac sobie drzemki. Lubila dzieci. Lubila jazz. Czytala Kanta. Juz to widze. Miala nadzieje zostac prawnikiem, itd., itp. Ona i Upek poznali sie przy ruletce w Las Vegas. Pobrali sie 48 godzin pozniej.

Okolo 8.30 Upek wycofal mercedesa z podjazdu i pojechal pelnic swoje wazne obowiazki w Aztec Petroleum Corporation. Zostalismy ja i Cindy. Wiedzialem, ze jej nie popuszcze. Byla na mojej lasce. Wyjalem zdjecie, zeby jeszcze raz rzucic na nia okiem. Zaczalem sie pocic. Opuscilem oslone przeciwsloneczna. Dziwka, Al Ed Upek byl przez nia rogaczem.

Wsunalem zdjecie z powrotem do portfela. Czulem sie dziwnie. Co bylo ze mna nie tak? Dlaczego ta laska tak na mnie dzialala? Miala kiszki jak wszyscy. Wlosy w nosie. Wosk w uszach. Wiec o co szlo? Dlaczego przednia szyba falowala mi przed oczami jak ocean? Pewnie winien byl kac. Woda popijana piwem. Nadszedl czas rozrachunku. Nalogowe chlanie ma jedna zalete; nie miewa sie zaparcia. Czasami martwilem sie o watrobe, ale nigdy nie dawala mi sie we znaki, nigdy nie mowila: „Przestan, bo mnie wykonczysz, a ja wykoncze ciebie!” Gdybysmy mieli gadajace watroby, nie potrzebowalibysmy klubow Anonimowych Alkoholikow.

Siedzialem w samochodzie czekajac, az Cindy wyjdzie.

Byl parny letni poranek.

Musialem zasnac, kiedy tak na nia czatowalem. Nie wiem, co mnie zbudzilo. Ale zobaczylem jej mercedesa wycofujacego sie z podjazdu. Wykrecila woz i ruszyla na poludnie, a ja za nia. Czerwony mercedes. Wjechala na autostrade San Diego, po chwili znalazla sie na lewym pasie i nacisnela na gaz. A i tak jechala 120, kurde balans. Musiala byc napalona. Miec niezla chcice. Czulem, jak cos drga mi miedzy nogami. Krople potu wystapily mi na czole. Doszla do 130. Suka byla napalona, jakby miala cieczke! Cindy, Cindy! Trzymalem sie jej jak rzep, 4 wozy za nia. Dobiore sie jej do tylka, nie popuszcze jej! Nic a nic! Zlapie ja i dam jej nauczke! Nikt nie moze sie rownac ze mna, Nickiem Belane'em, superdetektywem!

Zobaczylem w lusterku migoczace czerwone swiatlo.

Kurwa mac!

Zjechalem wolno na prawy pas, potem na pobocze, zatrzymalem garbusa i wysiadlem. Gliniarze staneli 5 dlugosci wozu za mna.

Kazdy wysiadl ze swojej strony. Ruszylem do nich, siegajac po portfel. Wyzszy glina wyszarpnal spluwe i skierowal na mnie.

– Stac!

Zatrzymalem sie.

– Co, do cholery, zamierzasz zrobic, podziurawic mnie jak sito? No to juz, strzelaj!

Nizszy zaszedl mnie od tylu, zacisnal mi ramie wokol szyi, podprowadzil mnie do suki i pchnal na maske.

– Ty chuju! – ryknal. – Wiesz, co robimy z takimi gnojkami jak ty?

– Domyslam sie.

– Trafilismy na cwaniaczka! – ocenil niski gliniarz.

– Spokojnie, Louie – rzekl wysoki. – Ktos w poblizu moze miec kamere. Lepiej uwazac.

– Bili, nie cierpie cwaniaczkow!

– Zalatwimy go, Louie. Pozniej zalatwimy go tak, ze go rodzona matka nie pozna.

Wciaz lezalem na suce, z geba wcisnieta w maske. Wozy jadace autostrada zwalnialy. Gapie gapili sie.

– Spokojnie, chlopaki – powiedzialem. – Robi sie przez was korek.

– Myslisz, kurwa, ze nas to obchodzi? – spytal Bili.

– Groziles nam! Biegnac w nasza strone, siegales za pasek! – wrzasnal Louie.

Вы читаете Szmira
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×