mnie osmielic, abym cos od niego wyciagnela.

– Nazwisko? – powtorzylam z nadzieja, ze glos zalamuje mi sie tylko w wyobrazni.

Mow mi Patch. Serio. Tak mnie nazywaj. Mowiac to, lekko mrugnal, uznalam wiec, ze ze mnie kpi.

– Co robisz w wolnym czasie? – zapytalam.

– Nie miewam wolnego czasu.

– Mysle, ze to jest zadanie na ocene, wiec moze zechcesz byc mily?

Wychylil sie do tylu, krzyzujac rece za glowa.

– Mily?

Przekonana, ze to znow aluzja, stwierdzilam, ze bezpieczniej bedzie sie wycofac.

– W wolnym czasie, powiadasz – rzeki w zadumie. – Robie zdjecia.

Drukowanymi literami zapisalam: FOTOGRAFIA.

– Jeszcze nie skonczylem – ciagnal. – Szykuje duzy cykl fotek felietonistki pewnego e-zinu, ktora propaguje zywnosc ekologiczna, potajemnie para sie poezja i drzy na sama mysl, ze bedzie musiala wybierac miedzy Stanford, Yale i… zaraz, jak sie nazywa ten wielki na „H'?

Patrzylam na niego przez chwile, wstrzasnieta, ze w niczym sie nie myli. I nie odnioslam wrazenia, ze tylko zgaduje. Wszystko wiedzial. A ja chcialam sie dowiedziec skad. Natychmiast.

– Ale nie wyladujesz na zadnym z nich – dodal.

– Doprawdy? – spytalam bez namyslu.

Chwycil moje krzeslo pod siedzeniem i przyciagnal mnie do siebie. Niepewna, czy mam dac drapaka, pokazujac, ze sie boje, czy nie robic nic i udawac znudzenie, wybralam druga opcje.

– Mimo ze bylabys prymuska na kazdym z tych trzech uniwersytetow, gardzisz nimi, bo powszechnie kojarzy sie je z sukcesem. Ferowanie wyrokow to trzecia z twoich najwiekszych slabosci.

– A druga? – spytalam z lekka furia. Kim jest ten facet? Czy to ma byc jakis wkurzajacy dowcip?

– Nie wiesz, komu zaufac. Nie: odwoluje. Ufasz ludziom, tyle ze zawsze niewlasciwym.

– No, a pierwsza? – zapytalam.

– Trzymasz zycie bardzo krotko.

– A coz to ma znaczyc?

– Boisz sie wszystkiego, nad czym nie masz kontroli.

Zjezyly mi sie wlosy na karku, a sale ogarnelo lodowate zimno. Normalnie w takiej sytuacji podeszlabym do biurka trenera i poprosila go o zmiane miejsca, ale nie mialam zamiaru dac odczuc chlopakowi, ze moze mnie zastraszyc. W irracjonalnym odruchu samoobrony postanowilam, ze nie wycofam sie pierwsza.

– Sypiasz nago? – zapytal.

Myslalam, ze padne, ale jakos sie opanowalam.

– Nie jestes osoba, ktorej chcialabym sie z tego zwierzac.

– Bylas kiedys u psychiatry?

– Nie – sklamalam. Tak naprawde chodzilam na terapie do szkolnego psychologa, doktora Hendricksona. Bynajmniej nie z wyboru, no i nie lubilam rozmawiac na ten temat.

– Popelnilas przestepstwo?

– Nie – odparlam. Fakt, ze pare razy przekroczylam dozwolona szybkosc, nie zrobilby na nim wrazenia. – Moze bys mnie zapytal o cos normalnego? Sama nie wiem… O ulubiony rodzaj muzyki.

– Nie bede pytal o to, czego sie domyslam. -Nie masz pojecia, czego slucham.

– Baroku. Twoj swiat to przeciez lad, porzadek. Pewnie grasz… na wiolonczeli? – powiedzial to lak, jakby odpowiedz przyszla mu z powietrza.

– Mylisz sie – kolejne klamstwo, lecz tym razem dreszcz przeszedl mi po ciele. Skad sie w ogole wzial ten facet? Skoro wie, ze gram na wiolonczeli, to o czym jeszcze moze wiedziec?

– Co to? – Paten dotknal piorem wewnetrznej strony mojego przegubu. Odsunelam sie odruchowo.

– Znamie.

– Wyglada jak blizna. Noro, masz sklonnosci samobojcze? – Nasze oczy sie spotkaly i fizycznie poczulam, ze on sie smieje. – Rodzice sa razem czy sie rozwiedli?

– Mieszkam z mama.

– A ojciec?

– Tato zmarl w ubieglym roku.

– Na co?

Wzdrygnelam sie.

– Zostal… zamordowany. Wybacz, ale to sa jednak sprawy osobiste.

Na chwile zapadlo milczenie, a bezwzglednosc w jego wzroku jakby nieco zlagodniala.

– Na pewno jest ci ciezko – zabrzmialo to szczerze. Zadzwonil dzwonek i Patch wstal, kierujac sie do drzwi.

– Poczekaj! – zawolalam, ale sie nie odwrocil. – Patch! -Byl juz za drzwiami. – Przeciez ja nie mam nic o tobie!

Zawrocil i podszedl do mnie. Ujmujac moja reke, napisal cos na niej, zanim pomyslalam, zeby mu ja wyrwac.

Spojrzalam na siedem cyfr skreslonych na dloni czerwonym atramentem – i zacisnelam ja w piesc. Chcialam mu powiedziec, zeby nie liczyl na moj telefon dzis wieczorem. Chcialam powiedziec, ze przez te jego pytania zmarnowalam cala lekcje. Chcialam mase rzeczy, ale stalam bez slowa, jakby mnie zamurowalo.

– Dzis wieczor jestem zajeta – odezwalam sie wreszcie.

– Ja tez. – Usmiechnal sie szeroko i juz go nie bylo. Sterczalam jak zakleta, probujac zrozumiec to, co zaszlo.

Czyzby celowo wypytywal mnie do konca zajec, zebym nie mogla odrobic zadania? Czyzby sadzil, ze zrehabilituje go jeden promienny usmiech? Tak – pomyslalam – jasne.

– Nie zadzwonie! – krzyknelam za nim. – W zyciu!!!

– Skonczylas ten felieton na jutro? – spytala Vee. Zblizyla sie, notujac cos w skoroszycie, z ktorym nigdy sie nie rozstawala. – Bo ja zamierzam napisac o niesprawiedliwosci tego rozsadzenia. Dostala mi sie dziewucha, ktora wlasnie dzis rano skonczyla leczyc wszawice.

– Moj nowy kolega – powiedzialam, wskazujac korytarz za plecami Patcha. Chod mial wkurzajaco pewny, w stylu „wyblakle dzinsy i kowbojski kapelusz'. Tyle ze tak sie nie ubieral. Patch nalezal do facetow, ktorzy nosza ciemne lewisy, ciemne T-shirty na guziki i ciemne buty do kostek.

– Ten kiblujacy? Pewnie nie przykladal sie do nauki. Kto wie, moze repetuje juz drugi raz. – Popatrzyla na mnie porozumiewawczo. – Za trzecim razem to sam miod.

– Przyprawia mnie o gesia skorke. Wie, czego lubie sluchac. Bez zadnych wskazowek, od razu powiedzial: „baroku' – proba nasladowania jego niskiego glosu wyszla mi fatalnie.

– Pewno zgadl.

– Wie tez… o innych sprawach.

– Na przyklad?

Westchnelam. Wiedzial znacznie wiecej, nizbym chciala. -Jak mnie wnerwic – odparlam w koncu. – Powiem trenerowi, zeby nas rozsadzil.

– Popieram. Mialabym swietny naglowek do nastepnego artykulu: „Dziesiatoklasistka kontratakuje'. Albo jeszcze lepszy: „Rozsadzaj, a dadza ci po nosie'. Mmm, cos fantastycznego.

Ostatecznie jednak po nosie dostalam ja. McConaughy odrzucil moja prosbe o przeniesienie na poprzednie miejsce. Najwyrazniej zostalam skazana na siedzenie z Patchem.

Na razie.

ROZDZIAL 2

Mama i ja mieszkamy na peryferiach Coldwater, w osiemnastowiecznym wiejskim domu. w ktorym ciagle wieje. Jest to jedyny budynek przy Hawthorne Lane, tak ze najblizszych sasiadow mamy w odleglosci prawie mili. Nieraz sie zastanawiam, czy jego budowniczy, majac do wyboru mnostwo dzialek wokol, swiadomie stawial

Вы читаете Szeptem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×