Kasjer pognal za mna z wrzaskiem:

– Ej, ty!

Patcha na sto procent nie bylo na glownym poziomie, wiec zbieglam po schodach na dol, podazajac za napisami, ktore kierowaly do Sali Bilardowej Ozza. U podnoza schodow, w przycmionym swietle halogenowych reflektorkow zobaczylam kilka stolikow do pokera. Wszystkie miejsca byly pozajmowane. Pod niskim stropem wisial klab dymu z cygar, prawie tak gesty jak mgla otaczajaca moj dom. Miedzy stolikami do pokera i barem ledwie miescil sie rzad stolow do bilardu. Pochylony nad tym stojacym najdalej ode mnie, Patch szykowal sie do skomplikowanego zagrania po bandzie.

– Patch! – zawolalam.

W tej samej chwili dzgnal kijem, wbijajac go w blat stolu. Blyskawicznie podniosl glowe i spojrzal na mnie, zdumiony i zaciekawiony.

Kasjer, ktory zbiegl za mna ciezkim krokiem, scisnal mi ramie jak w imadle.

– Na gore. Juz!

Patch znow wykrzywil usta w ledwie dostrzegalny usmieszek. Trudno mi bylo stwierdzic: kpiacy czy przyjazny.

– Ona jest ze mna.

Musialo to wywrzec wrazenie na kasjerze, ktory rozluznil uscisk. Zanim zdazyl sie rozmyslic, strzasnelam z siebie jego reke i przemknelam miedzy stolami w strone Patcha. Probowalam stawiac wielkie kroki, ale zblizajac sie do niego, stopniowo tracilam pewnosc siebie.

Natychmiast dotarlo do mnie, ze zachowuje sie inaczej niz w szkole. Nie umialam okreslic, na czym polega ta odmiennosc, ale poczulam ja jak prad.

Czyzby przyplyw zlosci?

Pewnosc.

Wieksza swoboda bycia. I te czarne oczy, wbite we mnie. sciagajace kazdy moj ruch jak magnes. Dyskretnie przelknelam sline i staralam sie zignorowac mdlace plasy zoladka.

Z Patchem cos bylo nie w porzadku, ale co – nie wiedzialam. Mial w sobie cos nienormalnego. Cos… groznego.

– Sorry, ze cie zatrzymali – powiedzial, stajac przy mnie. – Nie grzesza tutaj goscinnoscia. A jakze.

Przechylajac glowe, dal wspolgraczom znak, zeby sie oddalili. Zanim ktokolwiek sie poruszyl, zapadla nieprzyjemna cisza. Facet, ktory odszedl pierwszy, mocno naparl na mnie barkiem. Aby odzyskac rownowage, zrobilam krok do tylu, a kiedy podnioslam wzrok, zauwazylam, ze pozostali dwaj gracze poczestowali mnie na odchodne lodowatymi spojrzeniami.

Pieknie. Przeciez to nie moja wina, ze trener posadzil mnie z tym typem.

– Osemka? – unioslam brwi, udajac, ze jestem w stu procentach pewna siebie i oswojona z klubem. Moze Patch mial racje i Bo`s Arcade nie bylo miejscem w moim stylu. Tak czy siak, nie zamierzalam teraz rzucic sie do wyjscia. – Jak duza stawka?

Usmiechnal sie szeroko. Tym razem bylam pewna, ze ze mnie kpi.

– Nie gramy o pieniadze. Polozylam torebke na krawedzi stolu.

– Szkoda. Bo juz chcialam postawic przeciwko tobie wszystko, co mam – podsunelam mu arkusz z zadaniem, z dwiema zapisanymi juz linijkami. – Pare szybkich pytan i sie stad wynosze.

„Palant'? – odczytal glosno Patch, wspierajac sie na kiju. – „Rak pluc'? Coz to ma byc, przepowiednia?

Powachlowalam sie kartka.

– Rozumiem, ze przyczyniasz sie do stworzenia tutejszej atmosfery, ile cygar na wieczor? Jedno? Dwa?

– Nie pale – zabrzmialo szczerze, ale tego nie kupilam.

– Akurat – odparlam i umiescilam kartke miedzy fioletowa a czarna bila. Piszac w trzeciej linijce: „Zdecydowanie cygara', przypadkiem potracilam fioletowa.

– Psujesz rozgrywke – rzekl Patch, nadal usmiechniety.

Napotkawszy jego wzrok, nie moglam powstrzymac przelotnego usmiechu.

– Oby na twoja niekorzysc. Najwieksze marzenie? Z tego pytania bylam bardzo dumna, bo wiedzialam, ze jego z tropu. Wymagalo przemyslenia.

– Zeby cie pocalowac.

– Nie ma w tym nic smiesznego – rzucilam, wciaz wpatrzona w jego oczy, dziekujac Bogu, ze sie nie zajaknelam.

– Owszem, ale sie zarumienilas.

Przysiadlszy na kancie stolu, probowalam przybrac obojetna mine. Zakladajac noge na noge, zaczelam pisac na kolanie.

– Pracujesz?

– Kelneruje w Granicy. Najlepsza meksykanska knajpa miescie.

– Wyznanie?

– Pytanie chyba go nie zaskoczylo, ale tez nie byl nim specjalnie ucieszony.

– Mialo byc pare prostych pytan, a doszlas juz do czwartego.

– Wyznanie? – spytalam bardziej stanowczo. W zadumie przesunal dlonia po podbrodku.

– To nie wyznanie… tylko sekta.

– Nalezysz do sekty? – Zbyt pozno dotarlo do mnie. ze mimo woli spytalam o to z zaskoczeniem.

– Tak sie sklada, ze potrzebuje zdrowej kobiety na ofiare, Zamierzalem ja uwiesc, stopniowo wzbudzajac w niej zaufanie, ale skoro jestes juz gotowa…

Resztka usmiechu zniknela z moich ust.

– Wcale mi nie imponujesz.

– Jeszcze nie podjalem takiej proby. Odsunawszy sie od stolu, stanelam z nim twarza w twarz. O glowe wyzszy.

– Wiem od Vee, ze repetujesz. Ile razy w dziesiatej klasie oblewales biologie? Raz, czy moze dwa?

– Vee nie jest moja rzeczniczka.

– Zaprzeczasz, ze oblewales?

– Zapewniam cie, ze w zeszlym roku nie chodzilem do szkoly.

Drwil ze mnie w zywe oczy, tak ze nakrecilam sie jeszcze bardziej.

– Wagarowales?

Patch odlozyl kij w poprzek stolu i pokiwal palcem, dajac mi znak, zebym sie do niego przyblizyla. Ani drgnelam.

– Powierze ci pewien sekret – szepnal poufnym tonem. -Dotad w ogole nie chodzilem do szkoly. I jeszcze jeden: nie jest w niej az tak nudno, jak mi sie wydawalo.

Klamal. Do szkoly chodzi kazdy, bo takie jest prawo. Klamal, zeby mnie rozdraznic.

– Myslisz, ze klamie – dodal z usmiechem.

– W zyciu nie chodziles do szkoly? Jesli to prawda, a badz pewny, ze ci nie wierze, co cie sklonilo do zapisania sie w tym roku?

– Ty.

Ogarnelo mnie przerazenie, ale stwierdzilam, ze Patchowi o to wlasnie chodzi. Nie ustepujac, staralam sie udawac poirytowana, ale i tak glos odzyskalam dopiero po chwili:

– Klamiesz.

Musial zblizyc sie o krok, bo nagle nasze ciala przestalo dzielic nawet powietrze.

– Te twoje oczy. Noro. Te zimne, bladopopielate oczy maja nieodparty powab. – Przekrzywil glowe, jakby chcial mi sie przyjrzec pod innym katem. – I te zabojczo wygiete wargi.

Zdumiona nie tyle jego slowami, ile tym, ze wlasciwie odebralam je pozytywnie, cofnelam sie.

– Dosyc. Wychodze.

Juz wypowiadajac te slowa, wiedzialam, ze sa falszywe, i odczulam chec dodania czegos jeszcze. Pogrzebalam w plataninie mysli w nadziei znalezienia czegos stosownego. Dlaczego tak ze mnie szydzi, no i czemu zachowuje sie tak, jakbym sobie na to zasluzyla?

– Jak widac, wiesz o mnie wiele – oznajmilam, bijac rekord w dziedzinie niedomowien. – Wiecej, niz powinienes. Doskonale wiesz, jak mnie speszyc.

– W twoim przypadku nie jest to zbyt trudne. Zaplonela we mnie iskra gniewu.

Вы читаете Szeptem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×