Malinoff jeszcze raz spojrzal na Colina, wreszcie skinal glowa.

– OK. Jestes menedzerem druzyny, synu. Przyjdz z Royem na pierwszy trening dwudziestego sierpnia. I przygotuj sie na ciezka prace.

– Tak, prosze pana. Dziekuje, prosze pana.

Idac obok Roya w strone rowerow, Colin czul sie wyzszy i silniejszy niz jeszcze pare minut wczesniej. Usmiechal sie szeroko.

– Spodobaja ci sie podroze naszym autobusem – powiedzial Roy. – Bedzie swietna zabawa.

Wsiadajac na rower, Colin wybakal”

– Roy, ja… no… mysle… jestes najlepszym przyjacielem, jakiego mozna pragnac.

– Hej, zrobilem to w takim samym stopniu dla ciebie, jak dla siebie – powiedzial Roy. – Te wyjazdy na mecze bywaja czasem nudne. Ale jak bedziemy razem, to nie bedziemy nudzic sie nawet przez chwile. No, a teraz jedziemy do mojego domu. Chce ci pokazac te kolejke.

Ruszyl przed siebie.

Jadac za Royem po zacienionym i upstrzonym slonecznymi cieniami chodniku, Colin zastanawial sie, podniecony i troche oszolomiony, czy to wlasnie funkcja menedzera byla tym, co wymagalo proby, ktorej poddawal go Roy. Czy to byl ten sekret skrywany przez przyjaciela caly ubiegly tydzien? Colin zastanawial sie nad tym przez chwile, ale zanim dotarli do domu Bordenow, uznal, ze Roy ukrywa cos innego, cos znacznie wazniejszego, tak waznego, ze on, Colin, nie okazal sie jeszcze godnym, by to poznac.

4

Weszli do domu przez drzwi kuchenne.

– Mamo? – zawolal Roy. – Tato?

– Mowiles, ze nie ma ich w domu.

– Sprawdzam tak na wszelki wypadek. Lepiej sie upewnic. Gdyby nas przylapali…

– Przylapali na czym?

– Nie wolno mi bawic sie ta kolejka.

– Roy, nie chce podpasc twoim rodzicom.

– Wszystko bedzie dobrze. Poczekaj tu. – Roy skierowal sie pospiesznie w strone salonu. – Jest tam kto?

Colin byl tu wczesniej tylko dwa razy i teraz, tak jak wtedy, byl zdumiony nieskazitelna czystoscia otoczenia. Kuchnia lsnila. Podloga byla swiezo wyszorowana i wywoskowana. Blaty szafek swiecily niemal jak lustra. Nigdzie nie zostaly zadne brudne naczynia. Stolu nie szpecily pozostawione okruchy. W zlewie nie bylo ani jednej plamki. Scian nie zdobily kuchenne drobiazgi – garnki, patelnie, lyzki i chochle pochowano starannie w szufladach i dokladnie odkurzonych szafkach. Najwidoczniej pani Borden nie przepadala za ozdobami; nigdzie nie bylo sladu zawieszonego dla dekoracji talerza, makatki z wyszyta sentencja, polki na przyprawy, kalendarza czy jakiejkolwiek zbednej rzeczy. Trudno bylo sobie wyobrazic, ze ktos przygotowuje sobie tutaj prawdziwe jedzenie. Dom wygladal tak, jakby pani Borden wykonywala bez przerwy kolejne skomplikowane zabiegi – najpierw skrobanie, potem szorowanie, nastepnie czyszczenie, mycie, plukanie, polerowanie, wygladzanie – na podobienstwo stolarza, ktory szlifuje papierem sciernym kawalek drewna, zaczynajac od gruboziarnistego, a konczac na najdelikatniejszym.

Nie mozna bylo powiedziec, by matka Colina gospodarzyla w brudnej kuchni. Zatrudniali sprzataczke. Przychodzila dwa razy w tygodniu i pomagala w porzadkach. Ale ich kuchnia nie byla tak czysta jak ta.

Roy twierdzil, ze jego matka nie zgodzila sie zatrudnic sprzataczki. Nie wierzyla, by ktokolwiek na swiecie podzielal jej poglady na czystosc. Nie mogl zadowolic jej dom, w ktorym panowal porzadek – musialo byc sterylnie.

Roy wrocil do kuchni.

– Nikogo nie ma. Pobawmy sie troche kolejka.

– Gdzie ona jest?

– W garazu.

– Do kogo nalezy?

– Do mojego starego.

– I nie wolno ci jej dotykac?

– Pieprzyc go. Nigdy sie nie dowie.

– Nie chce, zeby twoi starzy wsciekli sie na mnie.

– O rany, Colin, jakim cudem mogliby sie dowiedziec?

– Czy to wlasnie ten sekret?

Roy zdazyl juz prawie sie odwrocic. Teraz spojrzal na Colina.

– Jaki sekret?

– Skrywasz go. I nie mozesz wytrzymac, by mi go zdradzic.

– Skad wiesz?

– Widze… jak sie zachowujesz. Sprawdzales mnie, zeby sie przekonac, czy mozesz mi ufac.

Roy pokiwal glowa.

– Sprytny jestes.

Colin wzruszyl ramionami, czujac zaklopotanie.

– Nie, nie, naprawde jestes sprytny. Prawie czytasz w moich myslach.

– Wiec jednak mnie sprawdzales.

– Owszem.

– A ta glupia historia o kocie…

– …byla prawdziwa.

– Akurat.

– Uwierz w nia, radze ci.

– Wciaz mnie sprawdzasz.

– Moze.

– Wiec jest jakis sekret?

– I to wielki.

– Kolejka?

– Niezupelnie. To tylko malenka jego czesc.

– A co jeszcze?

Roy wyszczerzyl zeby.

W tym usmiechu i w tych jasnoniebieskich oczach bylo cos dziwnego, cos, co sprawilo, ze Colin chcial sie odsunac od swego przyjaciela. Ale wciaz tkwil w miejscu.

– Powiem ci – stwierdzil Roy. – Ale dopiero wtedy, gdy bede gotowy.

– Kiedy to bedzie?

– Wkrotce.

– Mozesz mi zaufac.

– Dopiero wtedy, gdy bede gotowy. A teraz chodz. Bedziesz zachwycony kolejka.

Colin podazyl za Royem i wyszli z kuchni, zamykajac za soba biale drzwi. Za drzwiami byly dwa stopnie, ktorymi schodzilo sie wprost do garazu. I jeszcze cos – miniaturowe tory kolejowe.

– O rany…

– Ale trzask, co?

– Gdzie twoj tata parkuje samochod?

– Zawsze przed garazem. Tu nie ma miejsca.

– Kiedy to wszystko zgromadzil?

– Zaczal zbierac, gdy byl jeszcze dzieckiem – powiedzial Roy. – Co roku dodawal cos nowego. To jest warte ponad pietnascie tysiecy dolarow.

– Pietnascie tysiecy! Komu chcialoby sie placic tyle pieniedzy za kilka zabawek?

– Ludziom, ktorzy powinni urodzic sie w lepszych czasach.

Вы читаете Glos Nocy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×