– Oddaj bron – rozkazal.
Danny spojrzal na skulone cialo Rainie i poslusznie wykonal rozkaz. Richard usmiechnal sie. Wsunal bron za pasek i zostawil strzelbe Rainie na werandzie.
– Tatus pomogl ci uciec, co?
Chlopak nie odezwal sie ani slowem. Po prostu wpatrywal sie chciwie w utracony pistolet. Ale Richard nie przejmowal sie. Danny byl zbyt zahukany przez ojca, zeby sie zdobyc na samodzielne dzialanie. Na tym polegala czesc zabawy.
Mann pochylil sie i z pewna trudnoscia zarzucil sobie Rainie na plecy.
– Doniosles na mnie, co, Danny? Nie mowilem ci, ze madrzy chlopcy nie skarza? Siedza cicho, jesli nie chca narazac rodziny.
Danny nadal milczal.
– No to teraz pozostaje tylko jedno – westchnal jego przesladowca. – Bedziemy musieli zabic twoja siostre. Zasady, Danny. Zapytaj mojego staruszka. W zyciu trzeba kierowac sie zasadami.
Samolot Quincy’ego wyladowal w Portland dopiero o dziewiatej wieczorem. Na lotnisku czekal juz Luke i, zanim jeszcze doszli do nielegalnie zaparkowanego samochodu, zaczal zdawac relacje z wydarzen dnia.
– Jej sasiad uslyszal strzal tuz po osmej – opowiadal. – Szczerze mowiac, o tym zgloszeniu dowiedzielismy sie dopiero przed dziewiata.
– Czemu tak pozno?
– Bo mielismy pelne rece roboty przy innym incydencie i dyspozytorce cos sie pokrecilo. Wczoraj po poludniu zniknal Daniel Avalon. Dzisiaj pojawil sie w Bakersville i probowal ukatrupic dyrektora Vander Zandena.
– Poszkodowani?
– Na razie nie ma. Vander Zanden jest troche poobijany, ale na szczescie z Avalona kiepski strzelec. Jednak przeklenstwa i krzyki Avalona pozwolily zonie Stevena domyslic sie, o co chodzi. Nie wiadomo, jak Vander Zanden ja teraz udobrucha.
– Ze wszystkich piekielnych furii najgorsza jest odtracona kobieta – wymamrotal Quincy. Ktos pedzil prosto na nich z wozkiem zaladowanym bagazami. Rozdzielili sie na chwile, ale nie zwalniali tempa. – Kiedy policjanci dotarli do domu Rainie?
– Pietnascie minut temu. Jak na razie nie znaleziono Rainie, ale na werandzie sa slady krwi, Sanders mysli, ze wpadla w rece tego szalenca.
– Zadnych telefonow, zadnych przechwalek? On uwielbia takie posuniecia. Cala sprawa jest dla niego ekscytujaca gra.
– Probujemy zepsuc mu zabawe. Sa tez nieco lepsze wiadomosci. Okolo osiemnastej trzydziesci Sanders otworzyl koperte z danymi osobowymi Richarda Manna. Najpierw obejrzal czarnobiale zdjecie. Prawdziwy Mann wcale nie przypomina naszego psychologa. Sanders wyslal paru policjantow do domu tego drania, ale wtedy wlasnie doszlo do strzelaniny u Vander Zandenow.
Dotarli do wozu patrolowego Luke’a. Quincy rzucil torby na podloge i wsiadl do srodka. Luke wlaczyl syrene. Ruszyli.
– Co znaleziono w domu Manna? – zapytal Quincy, przytrzymujac sie deski rozdzielczej, gdy Luke bral ostro zakret.
– Komputer. Ktos nacisnal klawisz spacji. Na ekranie wyswietlil sie napis „Tez cie kocham” i zaraz wszystko eksplodowalo. Na szczescie ladunek byl maly i nikt nie zostal ranny.
– Kurwa! – Quincy uderzyl otwarta dlonia w deske rozdzielcza. – W tym cholernym tancu zawsze jestesmy w tyle o dwa kroki.
– Wlasnie, a do tego na parkiecie robi sie ciasno. Jeszcze jedna sprawa. O siedemnastej trzydziesci zniknal Danny. Dwaj gliniarze z Cabot, ktorzy przewozili go do zakladu psychiatrycznego, mieli po drodze wypadek. Twierdza, ze gdy odzyskali przytomnosc, on juz ukradl kluczyki do kajdanek i zniknal.
Quincy spojrzal na Luke’a i powiedzial:
– Shep.
Luke milczal, co w jego przypadku znaczylo „tak”.
– Aresztowano go?
– Jest przesluchiwany. Ale Danny przepadl bez sladu. Dobrze znam Shepa. Dla syna zrobilby wszystko, pewnie nawet i zorganizowal ucieczke. Ale cos poszlo nie tak. Szeryf wyglada jak wielka miska galaretki. Gdybym nie wiedzial, jaki z niego twardziel, pomyslalbym, ze jest smiertelnie przerazony.
– Myslisz, ze Danny uciekl z wlasnej inicjatywy?
– Nie wiem.
– Myslisz, ze przekradl sie do domu Rainie?
– Zbieramy odciski. Zapytaj, kiedy juz dostane raport.
– Jak dobrze Danny zna okolice?
– Polowal tam cale zycie. Poradzi sobie.
– Sprowadz Shepa. Niech spotka sie z nami u Rainie.
Luke nawet nie mrugnal okiem.
– Dobrze.
– Popros Sandersa, zeby poslal dwoch funkcjonariuszy z policji stanowej do domu O’Gradych. Sandy i Becky musza miec pelna ochrone. Wedlug wstepnych informacji Richard Mann – czy jak on sie tam nazywa – zrobil to juz trzykrotnie. Za kazdym razem dochodzilo do strzelaniny. I za kazdym razem nie bylo swiadkow. Nie sadze, zeby teraz chcial cos zmienic.
Luke pobladl, ale kiwnal przytomnie glowa.
– Luke, masz kamizelke?
– Tak.
– Zaloz ja. I dopilnuj, zeby wszyscy zrobili to samo.
– Myslisz, ze ten sukinsyn nie wyjechal z miasta?
– Wiem, ze nie wyjechal. Jest gorszy niz dzika bestia. Ciagle musi podnosic poprzeczke, zeby poczuc ten sam dreszczyk emocji. A teraz, niech go diabli, wyraznie znowu sie nudzi.
34
Abe Sanders podbiegl do Quincy’ego, kiedy tylko woz Luke’a zatrzymal sie przed domem Rainie. Technicy policyjni w poszukiwaniu sladow wyrywali deski z podlogi werandy. Podworze oswietlaly gigantyczne reflektory, a mezczyzni w granatowych kurtkach przeczesywali teren cal po calu z latarkami w rekach. Quincy widzial te scene setki razy, ale wciaz wydawala mu sie zupelnie surrealistyczna.
Nigdy dotad nie byl u Rainie. Nic wiec nie powinno mu sie tutaj z nia kojarzyc. Jednak kiedy spojrzal na strzeliste sosny, natychmiast stanela mu przed oczami i zdjal go nagly bol. Jej bezbronne oczy, dumnie uniesiona glowa. Tyle niedokonczonych spraw.
Musial wyciagnac reke, zeby nie stracic rownowagi. Po chwili calym wysilkiem woli zdolal powrocic do rzeczywistosci.
– Znalezli cos? – zapytal Sandersa.
– Tak, pod weranda.
Quincy ruszyl za detektywem. Natkneli sie na Shepa. – Stal skulony z zimna, z broda wcisnieta w kolnierz kurtki. Luke mial racje. Shep wygladal, jakby byl ciezko chory. Jesli maczal palce w ucieczce syna, akcja nie odbyla sie zgodnie z planem.
Policjanci zaczeli przekopywac obszar pod weranda, jakby prowadzili obiecujace prace archeologiczne. Zbierali odciski, gromadzili i segregowali wszelkie mozliwe slady. Wywozili stosy ziemi.
– Wyglada to na swiezy grob – wyjasnil Sanders. – Tuz pod weranda. Ale na razie znalezlismy tylko jakies stare wlokna i zwir. Chlopcy caly czas szukaja.