Quincy zerknal na Shepa. Szeryf zaciskal usta. Agent nagle zrozumial. Patrzyli na miejsce ostatniego spoczynku czlowieka, ktory zabil matke Rainie. Quincy wiedzial juz, kto go tam zakopal.

– Cos jeszcze? – zapytal.

– Znalezlismy stara strzelbe – powiedzial Sanders. – Shep juz ja rozpoznal. Czternascie lat temu zabito z niej Molly Conner. Teoretycznie sledztwo nie zostalo zamkniete, wiec wszystkie dowody przechowywano w policyjnym magazynie w Portland. Ale dwa dni temu jakis mlody czlowiek, rzekomo z biura szeryfa w Bakersville, odebral strzelbe. Podal numer odznaki Rainie, ktorego kretyn pelniacy sluzbe w magazynie, nie sprawdzil. Nie musze dodawac, ze wyglad tego „policjanta” odpowiada rysopisowi Richarda Manna.

– Dobrze to sobie wykombinowal.

– Owszem. Mamy tone odciskow palcow z jego mieszkania, ale przepuszczenie ich przez katalog troche potrwa. Nadal nazywamy go Mannem, chociaz wyglada na to, ze prawdziwy Mann uczy w jakiejs zabitej dziurze na Alasce i nie ma pojecia, ze ktos sie pod niego podszywa. Kiedy wroci do cywilizacji, czeka go mala niespodzianka.

– Mann ciagle jest w okolicy – oswiadczyl Quincy.

– Bylby idiota, gdyby zostal. Wszedzie roi sie od policji.

– Jest uzalezniony od adrenaliny. Zaszedl zbyt daleko. Bedzie chcial doprowadzic sprawy do samego konca.

– Jak myslisz, co on knuje?

– Nie jestem juz pewien. Na poczatku chyba planowal rutynowe przedstawienie. Znalazl zagubionego dzieciaka. Wyszukal czlowieka, pod ktorego mogl sie podszyc. Wszystko spokojnie, z rozmyslem. Ten szaleniec dokonal trzech skomplikowanych zbrodni w przeciagu dziesieciu lat. Nie spieszy sie. Jest ostrozny. Pomysl, o czym mowilismy wczesniej: zawsze ma plan awaryjny. Nawet jesli sforsujemy pierwszy mur, trafimy na kolejna przeszkode.

– Pewnie za dobrze mu szlo – ciagnal dalej Quincy. – Dwie zbrodnie i nikt nawet nie podejrzewa prawdy. A gdzie emocje? Gdzie niebezpieczenstwo? Wiec tym razem zaryzykowal bardziej. Pozostal na miejscu po strzelaninie. Dal nam wiecej wskazowek, ale ja, glupi, ich nie zauwazylem. Te jego uwagi o cechach dobrego ojca. Oczywiscie nawiazywal do wlasnych problemow z ojcem. Potem rozmowa po pogrzebie. Powiedzial, ze jego zdaniem Danny nie mogl strzelac, bo jest za inteligentny, za pomyslowy, zeby uciekac sie do przemocy fizycznej. Mowil o sobie. No i dochodzimy do sprawy Rainie. Podrzucil jej strzelbe, z ktorej, jak sadzi wiekszosc miejscowych, osobiscie zabila wlasna matke. To musialo go zafascynowac. Oto kobieta, ktora zrobila to, o czym on fantazjowal kazdego dnia swego dziecinstwa. Pewnie Rainie byla dla niego bohaterka.

– I chcial, zeby uciekla z nim? Zostala jego partnerka? – zapytal z niedowierzaniem Sanders.

Quincy pokrecil glowa.

– Nie. Mysle, ze popelnil ten sam blad, co wiekszosc mieszkancow Bakersville. Rainie nie zastrzelila matki. Gleboko go tym rozczarowala…

Sanders dopowiedzial sobie reszte.

– A jesli jest rozczarowany…

– Jesli szybko ich nie znajdziemy – powiedzial cicho Quincy – watpie, czy Rainie przezyje te noc.

Z lasu dolecial nagle czyjs krzyk.

– Tutaj, tutaj! – wolal technik. – Mam cos!

Puscili sie biegiem. Na ziemi lezal skrawek bialej bawelny, jakby oddarty z podkoszulka.

– Wiec tedy uciekl – oznajmil triumfalnie Sanders. – Szybko, niech ktos sprowadzi psy.

– Obsadzic okoliczne drogi – zarzadzil natychmiast Quincy. – Wszystkie, lacznie z wiejskimi. Pieszo nie zajda przeciez daleko.

Abe zaczal goraczkowo telefonowac, a potem zapuscili sie w zarosla, desperacko szukajac tropu. Desperacko szukajac Rainie.

– Cholera! – zaklal Richard Mann po raz piaty w ciagu mniej wiecej tylu minut. Zatrzymal sie, ocierajac z czola obfity pot, i rzucil Rainie spojrzenie, w ktorym narastala irytacja.

Policjantka udawala, ze nie zauwaza jego nienawisci. Ostroznie osunela sie na ziemie, co nie jest najlatwiejsze przy zwiazanych z tylu rekach. Bolala ja glowa. Szybko odzyskala swiadomosc, ale nie byl to powod do radosci. Szczeka pulsowala jej z bolu od uderzenia kolba. Rainie podejrzewala zlamanie. Oko spuchlo i nie mogla go otworzyc. Bala sie, ze oczodol zostal powaznie uszkodzony. Zaczynala widziec podwojnie, a bol stawal sie coraz ostrzejszy. Moze to krwotok? Skrzep? Ewentualnosci bylo nieskonczenie wiele.

Ale tez z pewnego drobiazgu mogla sie w duchu cieszyc. Kiedy Richard Mann zamierzyl sie na nia kolba, strzelila na oslep i trafila go w prawy posladek. Zignorowal drasniecie, lecz po krotkiej wspinaczce stromym zboczem, zaczal oszczedzac prawa noge. Nie szedl juz miarowym krokiem i poczerwienial na twarzy. Czesciej robili teraz przerwy i zatrzymywali sie na coraz dluzej. W ciemnosci trudno bylo sie upewnic, ale podejrzewala, ze Mann mocno krwawi. Wcisnal kurtke do spodni, zeby zatamowac uplyw krwi. Chyba jednak zaczal powatpiewac w skutecznosc tego opatrunku, bo co chwila przystawal i wypatrywal na ziemi brunatnych sladow.

Zadrzyj ze mna, a jeszcze dostaniesz w dupe, pomyslala Rainie. Rozbawil ja wlasny czarny humor, chociaz po chwili skrzywila sie z bolu.

Danny wciaz byl z nimi i teraz siedzial cicho obok Rainie. Nie powiedzial jeszcze ani slowa. Szedl tylko z pochylona glowa i rekami wcisnietymi w kieszenie niebieskiego kombinezonu. Noc byla zimna. Chlopak caly czas nerwowo szarpal bialy podkoszulek, jakby probowal staranniej sie nim okryc. Rainie zalowala, ze nie moze wiecej dla nieszczesnika zrobic.

Do diabla, w tym momencie, gdy drzewa kolysaly sie przed nia, przyprawiajac ja o mdlosci, zalowala, ze nie moze zrobic wiecej dla samej siebie.

Jak Danny wydostal sie z poprawczaka? I dlaczego przybiegl do niej? Podejrzewal, ze pojawi sie tam Richard Mann? Chcial jej pomoc?

A moze wciaz byl pomocnikiem Richarda? Pomyslala o tym, co wczoraj powiedzial Quincy. Gdy dominujacy partner skloni drugiego do zabojstwa, ten slabszy nie potrafi odejsc. A Danny zabil. Wyznal jej to dzisiaj cienkim, wysokim glosem, ktory brzmial jak pisk.

Nie wiedziala juz. Starala sie zebrac mysli, uporzadkowac je, stworzyc jakis plan. Twarz palila ja zywym ogniem. Bol wzmagal sie i wzmagal.

Mann chwiejnie stanal na nogi. Latarka zakolysala sie gwaltownie. Oswietlila na piaszczystym szlaku dwie ciemne plamy, na widok ktorych tylko zaklal. Krwawil coraz bardziej. Stopa probowal przygarnac piasek. Galazka pozacieral slady i rzucil Rainie nienawistne spojrzenie.

– Wstawac – warknal.

– Chyba zaraz sie porzygam – wymamrotala Rainie.

– No juz!

– Dobrze – powiedziala. Pochylila sie i zwymiotowala mu na buty.

– Ja pierdziele! – Mann odskoczyl pol metra do tylu i na prozno probowal pozbyc sie wymiocin, kopiac wsciekle w krzaki. Mlocil rekami powietrze. Jego twarz zrobila sie purpurowa. Rainie nie wahala sie. Moze nie byl to elegancki plan, ale lepszego nie zdolala wymyslic.

– Uciekaj – zawolala do Danny’ego. – Uciekaj!

I rzucila sie na Manna.

Gdy toczyli sie bezwladnie, wyslizgnela mu sie bron. Rainie slyszala, jak Mann rzuca sie i przeklina. Wydawalo jej sie, ze jego kolana i stopy sa wszedzie. Instynktownie probowala oslonic glowe. Oko, jej oko. O Boze, czula, jakby policzek zajal sie ogniem. Ale nie mogla podniesc rak. Byly zwiazane z tylu, wiec tylko wila sie na ziemi jak bezbronny robak.

Richard usilowal dosiegnac ja silnym kopniakiem. Ledwie zrobila unik, przetaczajac sie kawalek dalej, gdy nagle ja zostawil.

Cholera. Chcial odzyskac bron. Przeturlala sie z powrotem i kopnela go z calej sily w zgiecie kolana. Zachwial sie, upadl. Wierzgajac, zaatakowala jego ranny posladek.

Nie widziala nigdzie Danny’ego. Oby tylko udalo mu sie uciec. Gdyby mogla dac mu wiecej czasu…

Richard znow probowal sie podniesc. Widziala, jak jego wzrok pada na odebrany Danny’emu pistolet, ktory lezal teraz poltora metra dalej w piasku. Mann zgrzytnal zebami i rzucil sie do przodu. Rainie jak najszybciej przetoczyla sie w prawo. Udalo jej sie kopnac go w glowe.

Вы читаете Trzecia Ofiara
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×