– Owszem. Dziekuje, Monetti.

Komisarz zdjal cume z pacholka, starannie ja zwinal i powiesil na relingu. Podszedl do sternika i stanal obok niego, gdy motorowka ruszala w gore Canale Grande. Komisarza nie interesowalo to, co teraz mogl dostrzec w tej czesci miasta. Mineli budynek dworca, zdumiewajacy ponurym wygladem.

Jak wielu wenecjan, Brunetti zawsze czul sie bardzo zwiazany ze swoim miastem. Czesto, w najmniej spodziewanej chwili, dostrzegal jakies okno, na ktore przedtem nigdy nie zwrocil uwagi, czy tez lukowate sklepienie bramy w blasku slonca, a wtedy doznawal wzruszen znacznie bardziej zlozonych niz daje samo piekno. Zastanawiajac sie na tym uznal, ze to chyba ma cos wspolnego z wenecka gwara, z faktem, ze mieszka tu niespelna osiemdziesiat tysiecy ludzi, i byc moze z tym, ze w dziecinstwie chodzil do przedszkola mieszczacego sie w pietnastowiecznym palacu. Kiedy wyjezdzal z miasta, tesknil za nim niemal jak za Paola, i tylko wowczas czul sie dobrze i niczego mu nie brakowalo, gdy byl w Wenecji. Dowodzil tego wszystkiego sposob, w jaki sie rozgladal, pedzac motorowka kanalem. Nigdy z nikim na ten temat nie rozmawial – obcy by nie zrozumial, kazdy wenecjanin zas uznalby slowa za zbyteczne.

Przemkneli pod mostem Rialto i wkrotce Monetti skrecil w prawo. Przy koncu dlugiego zaulka, prowadzacego do domu komisarza, wrzucil jalowy bieg i lodz sila inercji sunela do nabrzeza, gdzie przez chwile sie kolysala. Brunetti przeskoczyl z pokladu na chodnik, ale nim zdazyl sie odwrocic, by podziekowac, Monetti juz odplynal do domu na kolacje, blyskajac niebieskim swiatlem.

Komisarz ruszyl w glab zaulka. Poniewaz czesto skakal z nabrzeza na poklad lodzi i odwrotnie, bolaly go nogi. Mial wrazenie, jakby to robil przez caly dzien od chwili, gdy ponad dwanascie godzin temu pierwsza motorowka zabrala go spod domu. Otworzyl ogromne drzwi, wszedl i cicho zamknal je za soba. Waska klatka schodowa stanowila doskonale pudlo rezonansowe, wiec nawet na czwartym pietrze slyszalo sie ich kazde trzasniecie. Perspektywa wspinaczki na czwarte pietro budzila niewesole mysli.

Zanim dotarl na ostatnie polpietro, poczul won cebuli, dzieki czemu pod koniec latwiej mu sie szlo. Wkladajac klucz do zamka, spojrzal na zegarek. Wpol do dziesiatej. Chiara jeszcze nie spi, a zatem przynajmniej pocaluje ja na dobranoc i spyta, czy odrobila lekcje. W wypadku Raffaelego pierwsze byloby ryzykowne, a drugie bezskuteczne.

– Ciao, papa! – zawolala Chiara z salonu.

Brunetti powiesil plaszcz w szafie i poszedl przywitac sie z corka. Chiara siedziala w leniwcu. Uslyszawszy kroki ojca, podniosla glowe znad ksiazki, ktora trzymala na kolanach.

Wchodzac do salonu, machinalnie zapalil swiatlo.

– Chcesz popsuc sobie oczy? – spytal, co robil juz setki razy.

– Oj, tato, przeciez jeszcze widno.

Schylil sie i pocalowal ja w nadstawiony policzek.

– Co czytasz, aniolku?

– Ksiazke, ktora dala mi mama. O takiej guwernantce, co zaczela pracowac u jednego pana i sie w sobie zakochali, ale on ma zone wariatke, zamknieta na strychu, i nie moze sie z nia ozenic, chociaz naprawde ja kocha. Akurat doczytalam do miejsca, gdzie wybucha pozar. Mam nadzieje, ze ona sie spali.

– Kto, Chiaro, guwernantka czy zona?

– Niemadry. Zona.

– Dlaczego?

– Zeby Jane Eyre mogla wziac slub z panem Rochesterem – odparla konfidencjonalnym tonem.

Juz chcial zadac nastepne pytanie, ale corka wrocila do pozaru, wiec przeszedl do kuchni, gdzie zobaczyl zone pochylona nad otwarta pralka.

– Ciao, Guido! – przywitala go Paola, prostujac sie. – Kolacja za dziesiec minut.

Pocalowala meza i odwrocila sie do kuchenki gazowej, gdzie na oliwie brazowiala cebula.

– Przed chwila dyskutowalem z nasza corka o pewnej ksiazce. Wyjasnila mi, na czym polega akcja wiekopomnego dziela klasyka literatury angielskiej. Mysle, ze byloby lepiej, gdybysmy kazali jej ogladac w telewizji brazylijska opere mydlana. Teraz tam siedzi i nie moze sie doczekac, az zona Rochestera zginie w pozarze.

– Oj, daj spokoj, Guido, wszyscy tego pragna, kiedy czytaja „Jane Eyre”. – Mieszajac cebule, dodala: – Coz, przynajmniej wowczas, gdy to czytaja pierwszy raz. Dopiero potem sobie uswiadamiaja, ze Jane Eyre jest w istocie podla i obludna spryciara.

– Czy wlasnie takie rzeczy opowiadasz swoim studentom? – zapytal otwierajac szafke, z ktorej wyjal butelke Pinot Noir.

Na blacie obok kuchenki lezal talerz z pokrajana watrobka. Paola wsunela pod nia azurowa lopatke, wrzucila polowe na patelnie i cofnela sie przed pryskajaca oliwa. Wzruszyla ramionami. Akurat rozpoczely sie zajecia na uniwersytecie i w wolnym czasie najwyrazniej nie miala ochoty myslec studentach.

– Jaka byla pani doktor kapitan? – odezwala sie po chwili, mieszajac watrobke.

Wyjal dwa kieliszki, napelnil je winem. Oparl sie o bufet, podal jeden kieliszek zonie, napil sie ze swojego i dopiero wtedy odpowiedzial:

– Bardzo mloda i bardzo zdenerwowana. – Widzac, ze Paola nie przerywa mieszania, dodal: – I bardzo ladna.

Uslyszawszy to, umoczyla usta w winie i na niego spojrzala.

– Zdenerwowana? Czym? – Wypila jeszcze jeden niewielki lyk, uniosla kieliszek, popatrzyla na wino pod swiatlo i rzekla: – Jest gorsze od tego, ktore dostalismy od Maria, prawda?

– Owszem – przyznal. – Ale twoj kuzyn Mario jest zbyt zajety wyrabianiem sobie nazwiska w miedzynarodowym handlu winem i nie ma czasu myslec o takich drobiazgach jak nasze zamowienia.

– Mialby, gdybysmy zaplacili mu w terminie – odciela sie Paola.

– Ojej, dajze spokoj. Przeciez to bylo pol roku temu.

– I pol roku czekal na pieniadze.

– Przykro mi, Paolo. Chcialem mu zaplacic, ale calkiem wylecialo mi to z glowy. W kazdym razie go przeprosilem.

Odstawila kieliszek i dzgnela watrobke.

– Paolo, chodzilo tylko o dwiescie tysiecy lirow. Z powodu takiej sumy twoj kuzyn Mario nie zbiednieje.

– Dlaczego zawsze nazywasz go moim kuzynem Mariem?

Chcial odpowiedziec, ze przeciez Mario jest jej kuzynem i wlasnie tak ma na imie, ale zamiast tego postawil kieliszek na bufecie i objal zone. Dluzszy czas sie opierala, lecz obejmowal ja coraz mocniej. Wreszcie ulegla i przytulila glowe do jego piersi.

Trwali tak, az tracila go w zebra lopatka i powiedziala:

– Watrobka sie przypala.

Puscil zone i znowu siegnal po kieliszek.

– Nie wiem, dlaczego ta Amerykanka byla zdenerwowana, ale widok trupa wytracil ja z rownowagi.

– Czyz nie kazdego widok trupa wytraca z rownowagi? Zwlaszcza gdy ma sie do czynienia z trupem osoby, ktora sie znalo.

– Nie, tu chodzilo o inne rzeczy. Na pewno miedzy nimi cos bylo.

– Na przyklad co?

– Jak zwykle.

– Hm, mowiles, ze jest ladna.

Usmiechnal sie.

– Bardzo ladna.

Teraz ona sie usmiechnela.

– I bardzo… – dodal, lecz urwal, jakby szukal wlasciwego slowa. – I bardzo przerazona.

– Dlaczego tak uwazasz? – spytala Paola, niosac patelnie do stolu i kladac ja na ceramicznej podstawce. – Bala sie, ze bedzie podejrzewana o to morderstwo?

Z blatu obok kuchenki wzial duza deske do krajania. Polozywszy ja na stole, zdjal z niej serwete, przykrywajaca pol kregu zlocistej mamalygi, jeszcze cieplej, ale juz skawalonej. Paola przyniosla salatke oraz butelke wina. Zanim usiadla, nalala mezowi i sobie.

– Nie, nie sadze – odpowiedzial, lyzka nakladajac na talerz watrobke z cebula. Dodal spora trojkatna porcje mamalygi, wbil widelec w kawalek watrobki, koncem noza nasunal nan troche cebuli i zaczal jesc. Swoim zwyczajem milczal do chwili oproznienia talerza. Skonczywszy watrobke, zebral sos tym, co pozostalo z dokladki

Вы читаете Smierc Na Obczyznie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×