czym kupil maly statek i pewnego ranka wyplynal w morze. Nawet nie pozegnal sie, ani nie powiedzial dokad sie wybiera. Wszyscy pomysleli, ze pewnie znow gdzies go zatrudniono. Ale kilka dni pozniej zerwal sie huragan i na Trynidadzie slyszalem plotki, ze morze wyrzucilo go na brzeg w Brazylii i poniosl smierc z rak wojowniczego plemienia, ktore tam zamieszkuje. Probowalem, ale nie udalo mi sie sprawdzic tej historii.

Jednak dwa miesiace pozniej Ricardo Bonaventura, przewodniczacy Sojuszu Przeciwnikow Postepu, frakcji Radpolu, ktora popadla w nielaske Aten, zmarl na apopleksje podczas pelnienia obowiazkow partyjnych. Cos przebakiwano o sardelach zatrutych divbanskim jadem kroliczym (George zapewnia mnie, ze to grozna trucizna), a nazajutrz nowy kapitan Gwardii Palacowej zniknal w tajemniczych okolicznosciach, wraz ze slizgowcem i protokolami z trzech ostatnich tajnych posiedzen SPP (nie wspominajac o zawartosci malego sejfu sciennego). Mowiono, ze byl nim duzy mezczyzna o zoltych oczach i orientalnych rysach twarzy.

Jason nadal wypasa swoje wielonozne owce w gorach, tam gdzie palce jutrzenki najwczesniej rozposcieraja roze: na niebie, i niewatpliwie demoralizuje mlodziez swoja piesnia.

Ellen jest znow w ciazy, delikatna kobieta z duzym brzuchem, i nie chce rozmawiac z nikim oprocz swojego meza. George zamierza wyprobowac jakas wymyslna embriochirurgie i chce to zrobic teraz, zanim bedzie za pozno. Chcialby, aby jego nastepne dziecko bylo przystosowane: do oddychania zarowno na ladzie jak i w wodzie, bo zafa-scynowafy go wspaniale, wielkie, dziewicze tereny pod powierzchnia oceanu, gdzie jego potomkowie mogliby przecierac szlaki, a on sam moglby zostac protoplasta nowej rasy i napisac ciekawa ksiazke na ten temat, i tak dalej… Ellen jednak nie usmiecha sie za bardzo ten pomysl, wiec cos mi sie zdaje, ze jeszcze przez jakis czas oceany pozostana dziewicze.

O tak, jakis czas temu zabralem George'a do Capi-strano, zeby zobaczyl powrot nietoperzy pajakowatych. To byl naprawde imponujacy widok, jak te stwory podczas przelotu przeslanialy niebo, jak gniezdzily sie w ruinach, jak pozeraly dziki, jak pozostawialy swoje zielone odchody na ulicach. Lorel ma mnostwo tasm z tym materialem, nagranych w trojwymiarowym kolorze i pokazuje je na kazdym przyjeciu organizowanym przez Biuro. To juz dokument historyczny, bo nietoperze pajakowate sa na wymarciu. Zgodnie ze swoim postanowieniem, George wywolal wsrod nich zaraze slishi i teraz padaja jak muchy. Nie dalej niz w zeszlym tygodniu, kiedy szedlem z butelka rumu i pudelkiem czekoladek do Mamy Julie, jeden nietoperz z wielkim piaskiem spadl na srodek ulicy. Skonal jeszcze podczas spadania. Slishi sa bardzo zdradliwe. Biedny stwor nie wie, co sie dzieje: fruwa sobie szczesliwy, szuka kogos do zjedzenia i nagle buch! — zostaje porazony i wpada komus na garden party albo do basenu.

Postanowilem na razie nie likwidowac Biura. Po zmontowaniu partii opozycyjnej, konkurujacej z Radpo-tem, na przyklad Samren — od Samodzielnych Renowatorow — albo cos w tym rodzaju, utworze jakis parlament.

Stare, dobre, ostateczne sily rozkladu… potrzebowalismy ich tutaj na Ziemi, posrod ruin.

A Cassandra — moja ksiezniczka, moj aniol, moja slicznotka — mowi, ze nawet podobam jej sie z zagojonym policzkiem. Tamta noc w Dolinie Snu zalatwila moje okaleczenie spowodowane grzybem.

Oczywiscie to ona plynela tamtym statkiem z bohaterami, ktory Hasan dostrzegl wtedy w Pagase. Nie wiozla jednak zlotego runa, tylko moja bron i tym podobne rzeczy. Byla to moja lajba „Golden Vanitie”, ktora sam zbudowalem wlasnymi rekami. Ucieszylem sie z tego, ze moj statek byl wystarczajaco mocny, by przetrzymac nawet napor fali spowodowanej tamtym trzesieniem o sile 9,6 w skali Richtera. W chwili, kiedy dno rozstapilo sie pod wyspa Kos, Cassandra znajdowala sie na pelnym morzu. Potem pozeglowala do Wolos, poniewaz wiedziala, ze w Makrinicy jest wielu moich krewnych. Jak to dobrze, ze przeczuwala jakies niebezpieczenstwo i zabrala ze soba na brzeg ciezka bron. (Dobrze tez, ze wiedziala, jak sie nia poslugiwac.) Bede musial sie nauczyc traktowac jej przeczucia powazniej.

Kupilem zaciszna wille na drugim koncu Haiti, naprzeciwko Port, od ktorego dzieli mnie teraz zaledwie jakies pietnascie minut lotu slizgowcem. Jest tam duza plaza, a wszedzie wokol rozciaga sie dzungla. Miedzy mna a cywilizacja musi byc jakas bariera, rzedu na przyklad szerokosci calej wyspy, poniewaz mam ten… coz, mysliwski problem. Niedawno wpadli do mnie prawnicy, ktorzy nie zrozumieli znaku: UWAGA PIES. Teraz rozumieja. Jeden z nich lezy na wyciagu, ale nie zaskarzy mnie o odszkodowanie, a George szybko go wyleczy. Pozostali nie doznali az takich powaznych obrazen.

Dobrze jednak, ze bylem w poblizu.

Tak wiec oto jestem, jak zwykle, w niezwyklej sytuacji. Cala planeta Ziemia zostala zakupiona od rzadu taleranskiego przez wielki i zamozny rod Shtigow. Wiekszosc emigrantow i tak wolala dostac obywatelstwo veganskie, niz pozostawac pod wladza bylego rzadu taleranskiego i pracowac w Konglomeracie jako zarejestrowani obywatele obcej cywilizacji. Bylo tak juz od dawna, wiec sprzedaz Ziemi stala sie glownie kwestia znalezienia najlepszego kupca — poniewaz z chwila uchwalenia ustawy o obywatelstwie, nasz rzad emigracyjny utracil swoja ostatnia racje bytu. Pretensje jego czlonkow byly uzasadnione, dopoki mieli obywatelstwo ziemskie, ale teraz sa Veganami i nie moga glosowac na siebie, a my tu na Ziemi z pewnoscia nie oddamy swych glosow na nich.

Stad sprzedaz wielu nieruchomosci — a jedynym uczestnikiem przetargu byl rod Shtigow.

Madry stary Tatram dopilnowal jednak, zeby rod Shtigow nie zostal wlascicielem Ziemi. Calego zakupu dokonano na nazwisko jego wnuka, zmarlego Corta Myshtigo.

A w swoim rozporzadzeniu dotyczacym rozdzialu majatku, czyli w testamencie, napisanym w veganskim stylu, Myshtigo…

…podal moje nazwisko.

W ten sposob odziedziczylem planete.

Scislej mowiac Ziemie.

No coz…

Do diabla, wcale tego nie chce. Na razie nie mam wyjscia, ale cos wymysle.

Stary Tatram skorzystal z tamtej maszyny piekielnej z wpisana Statystyka Ludnosciowa oraz czterech innych wielkich maszyn myslacych. Szukal miejscowego administratora, aby dac Ziemie w lenno i utworzyc rzad przedstawicielski, a potem, kiedy wszystko ruszy z miejsca, zrzec sie prawa wlasnosci na dosc prostej zasadzie stalego pobytu przedstawicieli na Ziemi. Potrzebowal wiec kogos, kto troche doswiadczyl w swoim zyciu, posiadal odpowiednie kwalifikacje na administratora i nie mial zamiaru zagarnac planety na wylaczna wlasnosc.

Banki informacji podaly mu, miedzy innymi, jedno z moich nazwisk, a potem nastepne, przy czym to drugie bylo opatrzone informacja „byc moze zyje”. Potem sprawdzono moje dossier, a takze informacje na temat tego drugiego faceta i wkrotce maszyna podala kilka dalszych nazwisk — wszystkie byly moje. Komputer zaczal wyodrebniac rozbieznosci i zadziwiajace podobienstwa, porownywal na biezaco dane i podal jeszcze bardziej zagadkowe odpowiedzi.

Nie zwlekajac zbyt dlugo, Tatram zdecydowal, ze lepiej bedzie mnie „sprawdzic”.

Cort przyjechal napisac ksiazke.

W rzeczywistosci chcial zobaczyc, czy jestem Dobry, Uczciwy, Szlachetny, Czysty, Lojalny, Wierny, Godny Zaufania, Bezinteresowny, Zyczliwy, Wesoly, Niezawodny i Pozbawiony Ambicji Osobistej.

Byl zezowatym szalencem, bo stwierdzil:

— Tak, ma te wszystkie cechy charakteru.

Jak sie wiec okazalo, wyprowadzilem go w pole.

Byc moze jednak nie mylil sie co do braku osobistej ambicji. Jestem dosc leniwy i za wszelka cene chcialbym uniknac klopotow udreczonej Ziemi, ktore w moim przekonaniu beda wyrastac jak grzyby po deszczu i nekac mnie codziennie.

Jezeli jednak chodzi o moja wygode osobista, chetnie pojde na pewne ustepstwa. Prawdopodobnie ogranicze sie do polrocznych wakacji.

Jeden z owych prawnikow (nie ten na wyciagu, lecz inny — z reka na temblaku) dostarczyl mi list od Niebieskiego. W skrocie jego tresc byla nastepujaca:

„Szanowny Panie o nie wiadomo jakim nazwisku:

Bardzo niezrecznie jest rozpoczynac w ten sposob list, wiec uszanuje Panskie zyczenie i bede zwracal sie do Pana per Conradzie.

Conradzie, teraz Pan juz zna prawdziwy cel mojej wizyty. Mam wrazenie, ze dokonalem wlasciwego wyboru mianujac Pana spadkobierca majatku zwanego potocznie Ziemia. Panskiego umilowania tej planety nie da sie zakwestionowac: jako Karaghiosis inspirowal pan ludzi do przelewania krwi w jej obronie; odnawia Pan jej

Вы читаете Ja, niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату