bylo. Skinalem glowa.
— Uwolnil nas stamtad przyjaciel, ktory nie nalezy do rodzaju ludzkiego. Przedtem, ten czlowiek, Hasan, zniszczyl Trupa. Tak wiec twoje sny okazaly sie zarowno prawda jak i nieprawda.
— To on jest tym wojownikiem o zoltych oczach, ktorego widzialem we snie — powiedzial.
— Wiem, ale to juz tez nalezy do przeszlosci.
— Co z Czarna Bestia?
— Ani widu, ani slychu.
— To dobrze.
Bardzo dlugo przygladalismy sie stosowi. Noc robila sie coraz ciemniejsza. Bortan kilkakrotnie nadstawial uszu i rozchylal nozdrza. George i Ellen siedzieli nieruchomo. Hasan stal z twarza bez wyrazu.
— Co teraz zrobisz, Hasanie? — zapytalem.
— Wroce na gore Sindjar — odpowiedzial — i pobede tam przez jakis czas.
— A potem? Wzruszyl ramionami.
— Przeznaczenie zdecyduje — odparl.
I wtedy do naszych uszu dotarl przerazajacy halas, podobny do jekow gigantycznego idioty, oraz trzask lamanych drzew.
Bortan zerwal sie na rowne nogi i zawyl. Zaprzegniete do furmanki osly poruszyly sie niespokojnie. Jeden z nich zaryczal.
Jason kurczowo scisnal zaostrzona tyke, ktora chwycil ze stosu, i sprezyl,sie.
I wtedy, tam na polanie, to cos nagle wylonilo sie przed nami. Wielkie, szkaradne i odpowiadajace wszystkim epitetom, jakimi zostalo kiedykolwiek obrzucone.
Pozeracz Ludzi…
Burzyciel Spokoju Ziemi…
Potezna Paskuda…
Czarna Bestia Tesalii.
Wreszcie ktos moglby ja dokladnie opisac. To znaczy, gdyby ten ktos zdolal uciec.
Z pewnoscia zapach plonacego ciala zwabil potwora.
I byl naprawde duzy. Wielkosci co najmniej slonia.
Jaka byla czwarta praca Heraklesa?
Rozprawienie sie z dzikiem z Arkadii.
Nagle zaczalem zalowac, ze ten starozytny heros nie zyje i nie moze nam pomoc.
Wielka swinia… Z ostrym grzbietem, z klami o dlugosci ludzkiego ramienia… Z malymi, czarnymi, swinskimi oczkami, ktore biegaly opetanczo w swietle ognia…
Podczas marszu zwierz powalal drzewa…
Zapiszczal jednak, kiedy Hasan wyciagnal z ogniska plonaca glownie i zgnal nia potwora w ryj, po czym okrecil sie i szybko czmychnal.
Bestia skrecila w bok, co dalo mi czas, bym capnal tyke Jasona.
Podbieglem i trafilem bydle w lewe oko.
Wtedy bestia znow skrecila w bok i zapiszczala jak przeciekajacy kociol.
Bortan uczepil sie jej barku i szarpal go.
Oba zadane przeze mnie pchniecia w gardlo bestii nie wyrzadzily jej wiekszej krzywdy. Szamotala sie, uderzajac barkiem o kiel, az w koncu strzasnela z siebie Bortana.
W tym momencie Hasan byl juz przy mnie i wymachiwal kolejna zagwia.
Bestia natarla na nas.
Gdzies z boku George wyproznil magazynek karabinu maszynowego. Hasan cisnal pochodnie. Bortan znow skoczyl na potwora, tym razem od strony z wylupionym okiem.
To wszystko spowodowalo, ze zwierz jeszcze raz zboczyl z kursu, wpadajac na furmanke, ktora teraz byla pusta, i zabijajac oba osly.
Wtedy podbieglem i wbilem tyke pod jego lewa przednia noge.
Kij zlamal sie na pol.
Bortan bez przerwy gryzl bestie, a jego warkniecia przypominaly odglos grzmotow. Za kazdym razem, gdy poczwara ciachala go klami, Bortan puszczal ja, odskakiwal na moment, po czym znow doskakiwal.
Jestem pewien, ze moja ostra jak igla, smiercionosna lanca ze stali nie zlamalaby sie. Zostala jednak na pokladzie „Vanitie”…
Hasan i ja okrazalismy bestie dzierzac w reku najostrzejsze i najdluzsze drzewce, jakie udalo nam sie znalezc. Dzgalismy ja, zeby ciagle krecila sie w kolko. Bortan probowal dobrac sie do jej gardla, ale maszkara przez caly czas trzymala leb z wielkim ryjem nisko nad ziemia. Jedno oko bestii biegalo, a drugie krwawilo. Kly niczym szable wykonywaly ciecia do przodu i do tylu, w gore i w dol. Rozszczepione kopyta wielkosci bochenkow chleba wyryly glebokie bruzdy w ziemi, kiedy bestia odwrocila sie w kierunku przeciwnym do ruchu wskazowek zegara, probujac zabic nas wszystkich naraz, w blasku pomaranczowego swiatla tanczacych plomieni.
W koncu potwor zatrzymal sie i odwrocil — zwazywszy na jego wielkosc, byl to naghy ruch — i uderzyl Bortana barkiem w bok, wskutek czego moj pies polecial obok mnie na odleglosc mniej wiecej trzech i pol metra. Hasan trzepnal go kijem po grzbiecie, a ja pchnalem tyke w kierunku jej drugiego oka, lecz chybilem.
Potem Czarna Bestia ruszyla w kierunku Bortana, ktory jeszcze nie zdazyl wstac — leb trzymala nisko pochylony, a jej kly blyszczaly.
Obrzucilem tyke na bok i skoczylem do przodu, kiedy wielka swinia zblizala sie do mojego psa. Juz opuscila leb, zeby zadac smiertelny cios.
Kiedy leb bestii prawie dosiegnal ziemi, zlapalem ja za oba kly. Naciskajac na nie z calej sily uswiadomilem sobie, ze nic nie jest w stanie powstrzymac potwora przed poderwaniem glowy do gory.
Ale probowalem i chyba to mi sie jakos udalo, w kazdym razie przez chwile…
Kiedy bowiem zostalem wyrzucony w powietrze, z poranionymi i krwawiacymi rekami, zobaczylem, ze Bortan zdolal umknac.
Upadek oszolomil mnie, bo lecialem wysoko i daleko. Uslyszalem donosny pisk wscieklej swini. Hasan wrzasnal, a z wielkiego gardla Bortana wydobyl sie jeszcze jeden ryk wyzywajacy przeciwnika do walki.
I wtedy z nieba dwukrotnie strzelil goracy, czerwony piorun Zeusa.
I wszystko znieruchomialo.
Powoli podnioslem sie.
Hasan stal przy buchajacym ogniem stosie, w nadal uniesionej rece trzymal plonaca glownie przygotowana do rzutu.
Bortan obwachiwal podrygujaca gore cielska.
Pod cyprysem, obok martwego osla, stala Cassandra. Opierala sie plecami o drzewo. Miala na sobie skorzane spodnie i niebieska bluzke koszulowa z welny, usmiechala sie slabo i trzymala w reku moja strzelbe na slonie, ktora jeszcze dymila.
— Cassandra!
Wygladala bardzo blado. Upuscila strzelbe. Zdazylem porwac zone w ramiona jeszcze zanim bron znieruchomiala na ziemi.
— Pozniej zapytam cie o mase rzeczy — powiedzialem. — Nie teraz. Teraz nic nie mowmy. Po prostu usiadzmy pod tym drzewem i popatrzmy, jak ogien sie pali.
I tak zrobilismy.
Miesiac pozniej Dos Santosa wyrugowano z Radpolu. Od tamtej pory nie bylo wiesci ani o nim, ani o Diane. Kraza plotki, ze oboje zrezygnowali z dzialalnosci w Ruchu Propagatorow Powrotu, przeniesli sie na Taler i teraz tam zyja. Mam nadzieje, ze przyczyna tego nie byly wydarzenia owych ostatnich pieciu dni. Nigdy nie dowiedzialem sie wszystkiego o Rudej Peruce i chyba nigdy sie nie dowiem. Jezeli komus sie ufa, to znaczy naprawde ufa, i na tym kims zalezy, tak jak jej mogloby zalezec na mnie, to chyba mozna by sie spodziewac, ze sie nie wyjedzie, zanim sie nie przekona, czy ten ktos mial racje. Ona jednak wyjechala i zastanawiam sie, czy tego zaluje.
Przypuszczani, ze juz nigdy jej nie zobacze.
Wkrotce po personalnych przetasowaniach w Radpolu Hasan wrocil z gory Sindjar, pobyl troche w Port, po