Przecial wiezy. Zajelo mu to dwadziescia minut, a mnie pozostala krwawa bransoletka na reku. Musialem manewrowac reka, zeby nie przecial mi tetnicy. Po pomyslnym zakonczeniu calej operacji spojrzal na mnie wyczekujaco.

— Teraz daj mi noz, a ja zajme sie reszta.

Polozyl ostrze na mojej wyciagnietej dloni.

Wzialem noz. Po chwili bylem wolny. Nastepnie uwolnilem Hasana.

Kiedy odwrocilem sie, satyra juz nie bylo. Uslyszalem odglos szalenczych uderzen kopyt w oddali.

— Diabel mi wybaczyl — powiedzial Hasan.

Jak najszybciej oddalilismy sie od Napromieniowanego Miejsca, obchodzac wioske Kouretow i zdazajac dalej na polnoc. W koncu trafilismy na szlak, ktory rozpoznalem jako droge do Wolos. Nie mialem pewnosci, czy to Bortan znalazl satyra i jakos przekabacil go, zeby do nas przyszedl, czy rogacz sam nas dostrzegl i przypomnial sobie moja osobe. Bortan jednak nie wrocil, wiec sklanialem sie raczej ku tej drugiej ewentualnosci.

Najblizszym przyjaznym miastem bylo Wolos, znajdujace sie prawdopodobnie w odleglosci dwudziestu pieciu kilometrow na wschod. Jezeli Bortan pobiegl wlasnie tam, gdzie zostalby rozpoznany przez wielu moich krewnych, to do jego powrotu musialoby uplynac jeszcze sporo czasu. Jezeli skierowal sie gdzie indziej, to nie mialem pojecia, kiedy wroci. Wiedzialem jednak, ze odnajdzie moj slad i znow podazy za mna. Szlismy w miare szybko, starajac sie pokonac jak najwieksza odleglosc.

Jednak po okolo dziesieciu kilometrach opuscily nas calkiem sily. Wiedzielismy, ze bez odpoczynku nie ujdziemy daleko, wiec rozgladalismy sie za jakims bezpiecznym miejscem do spania.

W koncu rozpoznalem strome, skaliste wzgorze, gdzie za mlodu pasalem owce. W niewielkiej pasterskiej pieczarze, do ktorej trzeba bylo sie wspiac pokonujac trzy czwarte wysokosci stoku, bylo pusto i sucho. Drewniana fasada tego schronienia zniszczala, ale grota jeszcze nadal spelniala swoja funkcje.

Nazrywalismy troche czystej trawy na poslania, zabezpieczylismy drzwi i ulozylismy sie do snu. Po chwili Hasan juz chrapal. Przez moment krecilo mi sie w glowie i uswiadomilem sobie wtedy, ze ze wszystkich przyjemnosci — lyka zimnej wody, kiedy czlowiek jest spragniony, lyka alkoholu, kiedy nie jest, seksu, papierosa po wielu dniach abstynencji — zadnej z nich nie da sie porownac ze snem. Sen jest najlepszy…

Moglbym zaryzykowac stwierdzenie, ze gdyby nasza wyprawa poszla z Lamii do Wolos dluzsza droga — wzdluz wybrzeza — wszystko mogloby przyjac zupelnie inny obrot i Phil moglby dzisiaj zyc. Ale naprawde nie jestem w stanie oceniac wszystkiego, co sie wydarzylo w naszym przypadku; nawet teraz, kiedy analizuje przeszlosc, nie potrafie powiedziec, jakie wprowadzilbym zmiany, gdyby to wszystko mialo sie odbyc jeszcze raz. Sily ostatecznego rozkladu juz kroczyly paradnie, posrod ruin, z wzniesionymi rekami…

Nazajutrz po poludniu dotarlismy do Wolos i poszlismy dalej. Kierujac sie na gore Pilion, dobrnelismy do Po-rtarii. Po drugiej stronie glebokiego jaru lezala Makrinica.

Przeszlismy przez wawoz i wreszcie znalezlismy pozostalych uczestnikow naszej wyprawy.

Phil doprowadzil ich do Makrinicy, poprosil o butelke wina oraz egzemplarz Prometeusza rozpetanego i siedzial samotnie do pozna w nocy.

Rano Diane znalazla go martwego, z usmiechem zastyglym na twarzy.

Zbudowalem dla niego stos pogrzebowy wsrod cedrow, w poblizu zrujnowanego kosciola Episkopi, poniewaz nie chcial byc pochowany w grobie. Obsypalem stos kadzidlem oraz pachnacymi ziolami i zrobil sie z niego kopiec dwa razy taki wysoki jak czlowiek. W nocy zaplonie, a ja pozegnam kolejnego przyjaciela. Kiedy teraz analizuje przeszlosc, wydaje mi sie, ze moje zycie to w przewazajacej czesci pasmo przyjazdow i wyjazdow. Mowie „dzien dobry”. Mowie „do widzenia”. Tylko Ziemia trwa niezmiennie…

Do diabla.

Tamtego popoludnia poszedlem z grupa do Pagase, portu starozytnego miasta Jolkos, usytuowanego na cyplu naprzeciwko Wolos. Stalismy w cieniu migdalowcow na wzgorzu, z ktorego dobrze widac zarowno pejzaz morski jak i pasmo skalistych wzgorz.

— To wlasnie stad Argonauci wyplyneli w poszukiwaniu zlotego runa — powiedzialem sobie a muzom.

— Kto uczestniczyl w tej wyprawie? — zapytala Ellen. — Czytalam o tym w szkole, ale juz nie pamietam.

— Miedzy innymi Herakles, Tezeusz, spiewak Orfeusz, Asklepios, synowie boga wiatru Boreasza i Jazon: kapitan, uczen centaura Chejrona, ktorego pieczara, nawiasem mowiac, znajduje sie o tam, niedaleko szczytu gory Pilion.

— Naprawde?

— Kiedys ci ja pokaze.

— Dobrze.

— A takze niedaleko stad walczyli bogowie i tytani — powiedziala Diane, podchodzac do mnie z drugiej strony. — Czy tytani nie wyrwali gory Pilion z ziemi i nie ustawili jej na szczycie Osy, zeby ta dorownywala wielkoscia Olimpowi?

— Taka krazy legenda. Ale bogowie byli laskawi i po krwawej walce przywrocili dawny porzadek.

— Zagiel — powiedzial Hasan wskazujac reka, w ktorej trzymal do polowy obrana pomarancze.

Spojrzalem na morze i dostrzeglem malenki punkcik na horyzoncie.

— Byc moze to statek z bohaterami — powiedziala Ellen — ktorzy wracaja z jakims nowym runem. I tak, co oni zrobia z tym calym runem?

— To nie runo jest wazne — wyjasnila Ruda Peruka — ale zdobywanie go. Dawniej wieidzieli o tym wszyscy dobrzy gawedziarze. Kobiety zawsze moga z niego zrobic szalowe ubranie. Przywykly do zbierania resztek po poszukiwaniach.

— Nie pasowaloby do koloru twoich wlosow, skarbie.

— Do twoich tez nie, dziecino.

— To mozna zalatwic. Oczywiscie nie tak latwo jak w twoim przypadku…

— Po drugiej stronie — powiedzialem glosno — znajduje sie zrujnowany kosciol bizantyjski Episkopi. Zaplanowalem, ze zostanie odrestaurowany za dwa lata. Jest to zgodnie z tradycja miejsce, w ktorym odbyl sie slub Pe-leusa, rowniez jednego z Argonautow, z boginka morska Tetyda. Moze znacie historie tamtego wesela? Zaproszeni zostali wszyscy, z wyjatkiem bogini niezgody, ktora i tak przyszla, i rzucila na stol zlote jablko z napisem: „Dla najpiekniejszej”. Parys przyznal je Afrodycie i los Troi zostal przypieczetowany. Kiedy po raz ostatni widziano Parysa, nie byl zbyt szczesliwy. Ach, te decyzje! Jak juz wielokrotnie powtarzalem, ten kraj to skupisko mitow.

— Jak dlugo tu pozostaniemy? — zapytala Ellen.

— Chcialbym pobyc w Makrinicy jeszcze przez kilka dni — odparlem — a potem skierujemy sie na polnoc. Powiedzmy — jeszcze jeden tydzien w Grecji, a potem wyruszymy do Rzymu.

— Nie — odezwal sie Myshtigo, ktory siedzial na skale i zapatrzony w morze dyktowal uwagi swojej automatycznej sekretarce. — Nie, wycieczka dobiegla konca. To ostatni przystanek.

— Jak to?

— Jestem usatysfakcjonowany i teraz wracam do domu.

— A co z panska ksiazka?

— Mam opowiesc.

— Jaka?

— Gdy skoncze ja pisac, przesle panu egzemplarz z autografem. Moj czas jest cenny, a mam juz caly material, o ktory mi chodzilo. W kazdym razie caly, ktory bedzie mi potrzebny. Dzis rano zadzwonilem do Port i wieczorem przysla po mnie slizgowiec. Wy sie nie krepujcie i robcie, co chcecie, ale moja podroz jest juz skonczona.

— Czy cos sie stalo?

— Nie, nic sie nie stalo, ale nadeszla pora, zebym wyjechal. Mam wiele do zrobienia. Wstal i przeciagnal sie.

— Musze sie jeszcze spakowac, wiec juz pojde. Panski kraj jest naprawde piekny, Conradzie, pomimo… Do zobaczenia na obiedzie.

Odwrocil sie i zaczal schodzic ze wzgorza.

Poszedlem za nim kawalek, obserwujac, jak sie oddala.

— Ciekaw jestem, co go do tego sklonilo? — zastanawialem sie glosno.

Uslyszalem odglos krokow.

Вы читаете Ja, niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату