porabany i niezdolny do przeprowadzenia tak skomplikowanej akcji, jednak nalezalo go sprawdzic. Do Lane’a oddelegowal szesciu agentow.
Lista podejrzanych obejmowala dziesiec pozycji. Do kazdej grupy lub pojedynczego nazwiska oddelegowano od szesciu do dwudziestu najlepszych agentow specjalnych FBI. Na czele brygad sledczych stali szefowie, ktorzy dwa razy dziennie mieli meldowac Eastowi o postepach w pracy. Z kolei East rano i po poludniu mial skladac raporty dyrektorowi. W sumie ponad stu agentow skierowano do roznych miast i na prowincje w poszukiwaniu sladow.
Voyles nakazal zachowanie absolutnej tajemnicy sluzbowej. Media pojda tropem FBI jak sfora psow gonczych, dlatego sledztwo musi miec calkowicie poufny charakter. Prasa zajmie sie sam dyrektor, ktory jak zwykle nie bedzie mial zbyt wiele do powiedzenia.
Voyles usiadl. Glos zabral K.O. Lewis i wyglosil nudna przemowe o pogrzebach, bezpieczenstwie i prosbie prezesa Runyana o umozliwienie przedstawicielom Sadu udzialu w sledztwie.
Eric East pil zimna kawe i wpatrywal sie w liste.
Przez trzydziesci cztery lata sprawowania urzedu w Sadzie Najwyzszym Abraham Rosenberg sporzadzil nie mniej niz tysiac dwiescie orzeczen wraz z uzasadnieniami. Naukowcy badajacy prawo konstytucyjne podziwiali go za pracowitosc i rzetelnosc. Sedzia dosyc niechetnie zabieral sie do nudnych spraw antymonopolowych czy apelacji podatkowych, lecz jesli w jakiejs rozpatrywanej przez Najwyzszy Trybunal kwestii pojawil sie chocby cien watpliwosci, Rosenberg rzucal sie w wir pracy. Pisal orzeczenia wiekszosci, wnioski o podtrzymanie orzeczen wiekszosci, wnioski o podtrzymanie glosow sprzeciwu i przede wszystkim same uzasadnienia swych licznych
Darby nie poszla w czwartek na zajecia i spedzila caly dzien w czytelni. Na podlodze obok stolu lezaly porzadnie ulozone wydruki komputerowe. Wszystkie ksiazki Rosenberga byly otwarte, interesujace ja stronice pozaznaczane, a calosc poukladana grzbietami na dol w jednej stercie.
Morderstw dokonano nie bez powodu. W wypadku Rosenberga wystarczajacym motywem mogla byc chec zemsty. Lecz jesli do rownania dodalo sie Jensena, motyw zemsty i nienawisci tracil sens. Oczywiscie Jensen dal sie niektorym we znaki, lecz jego dzialalnosc nie wzbudzala takich namietnosci jak chocby to, co robil Yount czy nawet Manning.
Darby nie znalazla zadnych opracowan krytycznych pism sedziego Glenna Jensena. Przez szesc lat sprawowania urzedu sporzadzil jedynie dwadziescia osiem orzeczen wiekszosci, co pod wzgledem ilosciowym stawialo go na ostatnim miejscu wsrod dziewiatki sprawiedliwych. Napisal takze kilka glosow sprzeciwu i podpisal sie pod paroma wnioskami o podtrzymanie orzeczen, lecz, ogolnie rzecz biorac, nie przepracowywal sie nad miare. Jego pisma sprawialy na ogol wrazenie bezladnych, zalosnych wypocin aplikanta.
Mimo to Darby pilnie studiowala orzeczenia Jensena, ktory niemal co roku radykalnie zmienial poglady. Najmlodszy sedzia byl dosyc konsekwentny w obronie praw oskarzonych w sprawach kryminalnych, lecz czesto zdarzalo mu sie odchodzic od swego stanowiska, co z pewnoscia musialo zdumiewac badaczy prawa. Na siedem rozpatrywanych przez Sad spraw mniejszosci rdzennych Amerykanow w pieciu wypadkach wzial strone Indian. Trzy napisane przez niego orzeczenia wiekszosci dotyczyly ochrony srodowiska. I byl nad wyraz konsekwentny w popieraniu bojownikow o mniejsze podatki.
Nigdzie jednak nie znalazla najmniejszego sladu wskazujacego na motyw zbrodni. Jensen zbyt czesto zmienial zdanie, by traktowac go powaznie. W porownaniu z pozostala osemka byl nieszkodliwy.
Dopila kolejny kubek cieplej kawy i odlozyla na chwile notatki o Jensenie. Schowala zegarek do szuflady. Nie miala pojecia, ktora jest godzina. Callahan wytrzezwial i zaprosil ja na pozny obiad w restauracji Mr. B’s w Dzielnicy Francuskiej. Musi do niego zadzwonic.
Dick Mabry – pelniacy w Bialym Domu funkcje autora przemowien i urzedowego czarodzieja slow – siedzial na krzesle obok biurka i przygladal sie, jak Fletcher Coal i prezydent czytaja trzecia wersje mowy pogrzebowej. Coal odrzucil dwie pierwsze propozycje, a Mabry wciaz nie wiedzial, o co im wlasciwie chodzi. Coal mowil jedno, a prezydent chcial czegos innego. Wczesniej szef gabinetu w ogole zrezygnowal z mowy, poniewaz – jak twierdzil – nie wezmie udzialu w pogrzebie Jensena. Potem zadzwonil sam prezydent i poprosil go o przygotowanie kilku slow, bo Glenn nalezal do jego przyjaciol i chociaz byl pedalem, zawsze mozna bylo na nim polegac.
Mabry wiedzial, ze Jensen nie przyjaznil sie z prezydentem. Byl natomiast ofiara glosnego morderstwa; czlowiekiem, ktorego pogrzeb sciagnie uwage calego narodu.
Wreszcie po raz drugi zadzwonil Coal i poinformowal go, ze nie jest pewny, czy prezydent pojedzie na pogrzeb. Jednoczesnie zlecil mu napisanie mowy na wszelki wypadek. Biuro Mabry’ego miescilo sie w budynku starej kancelarii, tuz obok Bialego Domu. Pracujacy tam ludzie robili w ciagu dnia zaklady o to, czy prezydent wezmie udzial w pogrzebie osoby o odmiennej orientacji seksualnej. Stawiano trzy do jednego, ze nie wezmie.
– Poprawiles sie, Dick – rzucil Coal, skladajac kartke.
– Mnie sie tez podoba – dodal prezydent.
Mabry juz wczesniej zauwazyl, ze glowa panstwa czeka na opinie Coala, zanim wyrazi swoj podziw lub dezaprobate.
– Moge sprobowac jeszcze raz – zaproponowal Mabry wstajac.
– Nie, wystarczy – stwierdzil stanowczo Coal. – W tym tekscie jest to, czego nam trzeba… ta glebia… Podoba mi sie.
Odprowadzil Mabry’ego do drzwi i zamknal je starannie.
– Co o tym myslisz? – spytal prezydent.
– Odwolajmy to. Mam zle przeczucia. Co prawda zyskalibysmy dodatkowa reklame, ale nie wolno nam zapominac, ze musialby pan wyglosic swoja przepiekna mowe nad cialem czlowieka zamordowanego w kinie porno dla pedalow. Zbyt ryzykowne.
– Taaak. Uwazam, ze masz…
– To nasz kryzys, szefie. Mamy coraz wieksze poparcie w spoleczenstwie i nie chcialbym tego zaprzepascic.
– Powinnismy jednak kogos wyslac.
– Oczywiscie. Co sadzi pan o wiceprezydencie?
– Gdzie on jest?
– Dzis wieczorem wraca z Gwatemali. – Coal nagle usmiechnal sie w duchu. – Wie pan co, szefie? To idealna sprawa dla “Wicka”: pogrzeb pedala!
– Bomba! – zachichotal prezydent.
– Mamy jednak maly problem. – Coal spowaznial i zaczal przechadzac sie przed biurkiem. – Uroczystosci pogrzebowe Rosenberga. Przewidziano je na sobote… Tylko osiem przecznic od Bialego Domu.
– Predzej mnie szlag trafi, niz tam pojade!
– Wiem. Ale panskiej nieobecnosci nie da sie latwo usprawiedliwic.
– Zglosze sie do szpitala Waltera Reeda z zapaleniem korzonkow. Kiedys juz to przecwiczylismy.
– Nie da rady, szefie. W przyszlym roku wybory. Musi pan trzymac sie z daleka od szpitali.
– Do jasnej cholery, Fletcher! – Prezydent walnal piescia w blat biurka i wstal. – Nie pojde na ten pogrzeb, bo umarlbym tam ze smiechu. Dziewiecdziesiat procent Amerykanow nienawidzilo tego starego pryka. Pokochaja mnie, jesli zostane w domu.
– Protokol, szefie. Trzeba dzialac dyplomatycznie. Jesli nie wezmie pan udzialu w pogrzebie, prasa zywcem obedrze pana ze skory. Nie musi pan przemawiac. Wystarczy, ze sie pan rozluzni i spojrzy prawdziwie zasmuconym wzrokiem w obiektywy kamer. Nie zajmie nam to wiecej niz godzine.
Prezydent ujal kij do golfa i stanal nad pomaranczowa pileczka.
– W takim razie trzeba bedzie pojechac rowniez na pogrzeb Jensena – powiedzial.
– Wlasnie. Ale bez mowy pogrzebowej.