materialy od pracownika Bialego Domu. Chodzi o bardzo powazne rzeczy. A teraz spojrz na mnie i odpowiedz: jak moge nie rzucac sie w oczy, skoro swiece biala geba na mile?
– Wybacz to, co powiem, Grantham, ale wcale nie jestes taki znany, jak ci sie wydaje. Widzisz te mordy przy barze? – Przy kontuarze tloczyli sie robotnicy budowlani. – Zaloze sie o moja pensje, ze zaden z nich ani razu nie czytal “Washington Post”, nie slyszal o Grayu Granthamie i nie dba o to, co dzieje sie w Bialym Domu.
– Dobra, w porzadku. Gdzie sierzant?
– Nie czuje sie dobrze. Kazal mi cos przekazac.
Kiepsko. Tylko sierzanta Gray mogl wykorzystywac jako anonimowe zrodlo informacji. Z etycznego punktu widzenia syn informatora czy ktokolwiek inny, z ktorym ten rozmawial, nie nadawal sie.
– Co mu jest?
– Starosc. Nie mogl dzisiaj przyjsc, ale to, co ma, jest pilne… Tak powiedzial.
Grantham sluchal i czekal.
– W samochodzie lezy zaklejona koperta. Ojciec kazal mi przysiac, ze nie otworze jej pod zadnym pozorem. Powiedzial: “Oddaj ja panu Granthamowi. Sprawa nie cierpiaca zwloki”.
– Chodzmy.
Przepchneli sie do drzwi. Woz patrolowy stal nieprzepisowo na krawezniku. Cleve otworzyl drzwi od strony pasazera i wyjal koperte ze skrytki.
– Znalazl to w zachodnim skrzydle.
Grantham wsunal koperte do kieszeni. Byl to pierwszy dokument, jaki sierzant gwizdnal z Bialego Domu od poczatku znajomosci z dziennikarzem.
– Dzieki, Cleve.
– Nie zdradzil mi, co to jest… Powiedzial, ze przeczytam o tym w gazecie.
– Powiedz mu, ze go kocham.
– Lepiej nie, bo dostanie dreszczy.
Woz patrolowy odjechal, a Grantham wsiadl pospiesznie do volvo, w ktorym cuchnelo marihuana. Zamknal drzwi, zapalil lampke i rozdarl koperte. Dokument z naglowkiem “Do uzytku wewnetrznego” dotyczyl mordercy o nazwisku Khamel.
Pedzil przez miasto. Wyjechal z Brightwood na Szesnasta i skrecil na poludnie, do centrum. Dochodzilo wpol do osmej i jesli uda mu sie poskladac wszystko do kupy przez godzine, wiadomosc znajdzie sie w ostatnim wieczornym wydaniu – najwiekszym z szesciu ukazujacych sie kazdego dnia. Maszyny ruszaly o wpol do jedenastej. Dziekowal Bogu, ze mial ten cholerny telefonik w aucie. Wstydzil sie, kiedy go kupowal, ale teraz mogl zadzwonic do Smitha Keena – sekretarza redakcji w dziale krajowym – ktory wciaz tkwil w sali agencyjnej na czwartym pietrze. Zadzwonil tez do dzialu zagranicznego i poprosil pracujacego tam przyjaciela o wyciagniecie z archiwum dossier Khamela.
Grantham mial sporo watpliwosci co do autentycznosci dokumentu. Memorandum dotyczylo zbyt istotnych spraw, zeby je kolportowac na drukach wewnetrznych, niczym ostatnie zarzadzenia w sprawie kawy, wody mineralnej czy urlopow. Komus jednak zalezalo na tym, aby swiat dowiedzial sie o Khamelu. Jakis szaleniec z Bialego Domu wymarzyl sobie jego zdjecie na pierwszej stronie gazet.
Razem z Keenem skonczyli pisac artykul o dziewiatej. Wyszperali dwa stare zdjecia, na ktorych podobno byl Khamel. Podobno – bo facet na fotografiach wygladal jak dwaj rozni ludzie. Keen kazal drukowac obydwa. Dossier platnego mordercy nie wygladalo imponujaco. Khamel byl Arabem i wspolpracowal nieoficjalnie z rzadami Libii, Iraku i Iranu, nie mowiac o mniej znanych krajach. Wiekszosc materialow opierala sie jednak na pogloskach i domniemaniach. Grantham wspomnial w artykule o zamachach na papieza, brytyjskiego dyplomate i niemieckiego bankiera. Dorzucil opis zasadzki na izraelskich zolnierzy. Najwazniejsze bylo jednak to, ze wedle poufnego zrodla – bardzo odpowiedzialnego i godnego zaufania – w Bialym Domu podejrzewano Khamela o zabicie sedziow Rosenberga i Jensena.
Uplynela doba, odkad znalazla sie na ulicy, i wciaz zyla! Jesli przetrwa do rana, zacznie dzien z nowymi pomyslami na to, co robic i dokad pojsc. Teraz byla zmeczona. Siedziala w pokoju na czternastym pietrze Marriotta. Zaryglowala drzwi na wszystkie zamki i zapalila swiatla. Na lozku ulokowala strategicznie duzy pojemnik z gazem. W garderobie lezaly w papierowej torbie jej geste, kasztanowe wlosy. Ostatni raz strzygla sie sama, gdy miala trzy lata, za co mama przetrzepala jej skore.
Meczyla sie dwie godziny, zanim tepymi nozyczkami obciela wlosy i nadala fryzurze stylowy wyglad. Zreszta i tak bedzie chodzic w czapce lub w kapeluszu. Przez nastepne dwie godziny farbowala wlosy na czarno. W zasadzie mogla je utlenic i zostac blondynka, ale pomysl ten wydal sie jej zbyt oczywisty. Zakladala, ze ma do czynienia z zawodowcami, a w jej przekonaniu zawodowcy szukaja blondynek. A zreszta co za roznica! Clairol produkowal osiemdziesiat piec odcieni farb. Bedzie zmieniac kolor wlosow codziennie, az tamci zglupieja do reszty. Nazywa sie to chyba “strategia kameleona”.
Byla smiertelnie zmeczona, ale bala sie usnac. Nie spotkala po raz drugi mezczyzny z Sheratona, ale wiedziala, ze facet jest gdzies niedaleko. W dodatku nie sam. Skoro udalo im sie zamordowac Rosenberga z Jensenem i wysadzic w powietrze Callahana, to coz dla nich znaczy sprzatnac studentke prawa?
Nie miala zamiaru zblizac sie do swojej hondy i nie mogla wypozyczyc auta. W wypozyczalniach spisuja dane. A tamci tylko na to czekaja. Samoloty tez nie wchodzily w rachube, bo przesladowcy obserwuja takze lotniska. Autobus? Tak, to bylo jakies wyjscie.
W chwili gdy zdali sobie sprawe, ze uszla z zyciem, na pewno rozpoczeli poszukiwania. Chca ja zaszczuc jak dzikie zwierze, bo w koncu kim ona byla…? Przestraszona dziewczynka z college’u, ktorej peklo serce po rozerwaniu na strzepy i usmazeniu resztek kochanego przez nia mezczyzny. Wpadnie w panike, bedzie probowala uciec z miasta, a wtedy ja dopadna, predzej czy pozniej.
Dlatego na razie wolala tu zostac. W miescie byly tysiace pokoi hotelowych, miliony zaulkow, spelunek i barow. Po Bourbon, Chartres, Dauphine i Royale zawsze przetaczaly sie tlumy. Dobrze znala Nowy Orlean, szczegolnie Dzielnice Francuska, gdzie mozna bylo spokojnie przezyc zycie nie wytykajac nosa poza swoj kwartal. Kilka dni musi przemieszkac w hotelach. Pozostawalo pytanie: jak dlugo? Tego niestety nie potrafila przewidziec. I nie wiedziala tez, dlaczego tak jest bezpieczniej. W tych okolicznosciach czeste zmiany miejsca wydaly sie jej po prostu czyms rozsadnym. Rankami bedzie sie trzymala z daleka od ulic. Moze wtedy spac. Nie wolno jej zapomniec o zmianie ubran, nakryc glowy i okularow. Bedzie przenosic sie, dopoki starczy jej sil, potem moze wyjedzie. Strach nie byl niczym zlym. Kazal jej myslec. I tylko dzieki temu przetrwa.
Zastanawiala sie, czy nie zglosic sie na policje, ale uznala, ze jest na to za wczesnie. Policjanci spisuja dane i sporzadzaja raporty, a to moze byc niebezpieczne. Rozwazala, czy nie zadzwonic do brata Thomasa do Mobile, ale czy ten biedak moglby jej pomoc? Pomyslala o dziekanie, ale jak wyjasni mu swoj zwiazek z Callahanem, raport, znajomosc z Verheekiem, FBI, zamach bombowy, smierc Rosenberga i Jensena? Nie, dziekan odpada. Poza tym nie lubila go. A moze zadzwonic do przyjaciol z wydzialu? Ale czy mozna na nich polegac? Za duzo paplaja, a tamci na pewno licza na to, ze ktos szepnie im slowko o dziewczynie nieszczesnego Callahana. Mimo to chciala porozmawiac z Alice Stark, swoja najlepsza przyjaciolka. Alice na pewno bardzo sie martwi i kto wie, czy nie zglosila na policji zaginiecia Darby Shaw. Tak, jutro zadzwoni do Alice.
Wykrecila numer recepcji i zamowila meksykanska salatke i butelke czerwonego wina. Wypije wszystko, a potem usiadzie w fotelu trzymajac w reku pojemnik z gazem i bedzie pilnowac drzwi. Dopoki nie usnie.
ROZDZIAL 18
Limuzyna zawrocila z piskiem opon na Canal, lamiac przepisy ruchu drogowego, i zatrzymala sie gwaltownie przed Sheratonem. Odskoczyly mocno popchniete tylne drzwi i z samochodu wyskoczyl Gminski, a za nim trzech doradcow z teczkami i aktowkami.
Zblizala sie druga nad ranem i dyrektorowi bardzo sie spieszylo. Nie spojrzal nawet w kierunku recepcji i pomaszerowal prosto do windy. Towarzyszacy mu ludzie otworzyli przed nim drzwi i wszyscy w milczeniu pojechali na piate pietro.
W naroznym pokoju czekalo trzech agentow. Jeden z nich otworzyl drzwi i Gminski wszedl do srodka, z nikim