cialo na jej oczach szybko sie zmniejszalo. Bylo to tak niewiarygodne, ze zastygla jak przykuta. Cialo Tomasza bylo coraz mniejsze i mniejsze, w ogole juz nie przypominalo Tomasza, pozostalo z niego cos calkiem malenkiego i ta mala rzecz zaczela sie poruszac, rzucila sie do ucieczki i biegla szybko po plycie lotniska. Mezczyzna, ktory wystrzelil, zdjal maske i usmiechnal sie milo do Teresy. Potem odwrocil sie i zaczal gonic te mala rzecz, ktora biegala w poplochu zakosami, jak gdyby uskakiwala przed kims i poszukiwala rozpaczliwie kryjowki. Przez chwile obaj biegli, az nagle mezczyzna rzucil sie na ziemie i pogon zakonczyla sie.
Wstal i wracal do Teresy. Niosl jej w rece ten przedmiot. Przedmiot drzal z przerazenia. Byl to zajac. Podal go Teresie. W tym momencie jej lek i smutek opuscily ja i poczula szczescie, ze trzyma zwierzatko w objeciach i ze moze przytulic je do siebie. Rozplakala sie ze szczescia. Plakala i plakala, nic nie widziala poprzez lzy i niosla zajaczka do domu, przekonana, ze teraz jest juz u celu, ze jest tam. gdzie chcial byc, skad juz nie trzeba uciekac.
Szla praskimi ulicami i bez trudu odnalazla swoj dom. Mieszkala tu z mama i tata, kiedy byla mala. Ale mamy i taty nie bylo. Przywitalo ja dwoje staruszkow, ktorych nigdy nie widziala, ale o ktorych wiedziala, ze sa jej prababcia i pradziadkiem. Obydwoje mieli pomarszczone jak kora drzewa twarze i Teresa ucieszyla sie, ze bedzie z nimi mieszkac. Ale teraz pragnela pozostac sama ze swoim zwierzatkiem. Bez trudu znalazla swoj pokoj, w ktorym mieszkala do piatego roku zycia, kiedy to rodzice zadecydowali, ze jest juz dosc duza, by miec wlasny pokoj. Stal tam tapczan, stolik i krzesla. Na stoliku stala zapalona lampa, ktora czekala na nia przez caly ten czas Na lampie siedzial motyl z rozpostartymi skrzydlami, na ktorych namalowane byly wielkie oczy. Teresa wiedziala, ze jest u celu. Polozyla sie na tapczanie i tulila zajaczka do swego policzka.
7.
Siedzial za biurkiem, gdzie zwykle czytal ksiazke. Przed nim lezala otwarta koperta z listem. Powiedzial do Teresy:
– Dostaje od czasu do czasu listy, o ktorych nie chcialem ci mowic. Pisze do mnie moj syn. Staralem sie, zeby jego i moje zycie nigdy sie nie spotkaly. I spojrz tylko, jak los sie na mnie zemscil. Juz przed kilku laty wyrzucono go z uczelni. Pracuje jako traktorzysta w jakiejs wsi. Moje i jego zycie nie stykaja sie co prawda, ale biegna obok siebie tym samym torem jak dwie rownolegle.
– Ale dlaczego nie chciales mi o tych listach powiedziec? – spytala Teresa czujac wielka ulge.
– Nie wiem. Bylo to dla mnie jakos nieprzyjemne.
– Pisze ci czesto?
– Od czasu do czasu.
– A o czym?
– O sobie.
– I to ciekawe?
– Tak. Matka, jak wiesz, byla namietna komunistka. Dawno juz z nia zerwal kontakty. Zaprzyjaznil sie z ludzmi, ktorzy znalezli sie w takiej samej sytuacji jak my. Starali sie dzialac politycznie. Niektorzy z nich sa dzis w wiezieniu. Ale z nimi rozszedl sie rowniez. Mowi o nich z dystansem jako o „wiecznych rewolucjonistach”.
– A on pogodzil sie z tym rezymem?
– Nie, w ogole nie. Wierzy w Boga i mysli, ze w tym lezy klucz do wszystkiego. Podobno wszyscy w zyciu codziennym mamy realizowac normy religii i nie przyjmowac rezymu do wiadomosci.
Ignorowac go. Jesli wierzymy w Boga, mozemy ponoc w kazdej sytuacji stworzyc poprzez nasze zachowanie to, co on nazywa „krolestwem bozym na ziemi”. Wyjasnia mi, ze Kosciol jest w naszym kraju jedyna dobrowolna spolecznoscia ludzi, ktora wymyka sie spod kontroli panstwa. Ciekawi mnie, czy zwiazal sie z Kosciolem, zeby lepiej walczyc z rezymem, czy tez naprawde wierzy w Boga.
– To go o to zapytaj! Tomasz ciagnal:
– Zawsze podziwialem wierzacych. Myslalem, ze maja jakis szczegolny dar nadzmyslowego postrzegania, ktory mnie zostal odjety. Cos w rodzaju jasnowidzenia. Ale teraz na przykladzie swego syna widze, ze wierzyc jest bardzo latwo. Kiedy mu bylo najgorzej, zaopiekowali sie nim katolicy i juz mial wiare. Mozliwe, ze zdecydowal sie uwierzyc z wdziecznosci. Ludzkie decyzje sa przerazajaco latwe.
– Nigdy mu nie odpowiedziales na jego listy?
– Nie podal mi adresu zwrotnego. Ale potem dodal:
– Na stemplu pocztowym jest nazwa gminy. Wystarczyloby poslac list na adres tamtejszej spoldzielni.
Teresa wstydzila sie teraz przed Tomaszem za swe podejrzenia i chciala naprawic wine szczegolna serdecznoscia w stosunku do jego syna:
– To czemu do niego nie napiszesz? Czemu go nie zaprosisz?
– Jest do mnie podobny – odpowiedzial Tomasz. – Kiedy mowi, krzywi gorna warge zupelnie tak samo jak ja. To mi sie wydaje zbyt dziwaczne: widok mojej wlasnej wargi mowiacej o Panu Bogu.
Teresa rozesmiala sie.
Tomasz smial sie wraz z nia.
Teresa powiedziala:
– Tomasz, nie badz dziecinny. Przeciez to juz taka stara historia. Ty i twoja pierwsza zona. Coz go obchodzi ta historia? Co on ma z nia wspolnego? Dlaczego mialbys kogos krzywdzic, tylko dlatego, ze miales w mlodosci zly gust?
– Jesli mam byc szczery, mam treme przed tym spotkaniem. To glowny powod, dla ktorego do niego nie ciagne. Nie wiem, dlaczego jestem taki uparty. Czlowiek czasem podejmie jakas decyzje, sam nie wie w jaki sposob i ta decyzja trwa sila rozpedu. Z roku na rok coraz trudniej ja zmienic.
– Zapros go – powiedziala.
Tego samego dnia po poludniu wracajac z obory uslyszala glosy na szosie. Kiedy zblizala sie, zobaczyla ciezarowke Tomasza. Tomasz schylal sie i zdejmowal kolo. Kilku chlopow stalo przy nim i czekalo, az skonczy naprawe.
Stanela i nie mogla oderwac od niego wzroku: Tomasz wygladal jak stary czlowiek. Wlosy mu posiwialy i niezrecznosc, z jaka ruszal sie kolo wozu, nie byla niezrecznoscia lekarza, ktory zostal szoferem, ale niezrecznoscia czlowieka, ktory juz nie jest mlody.
Przypomniala sobie niedawna rozmowe z przewodniczacym. Powiedzial jej, ze samochod Tomasza jest w mizernym stanie. Powiedzial to zartem, nie byla to pretensja, ale troska.
– Tomasz lepiej sie zna na tym, co jest w srodku ciala, niz na tym, co jest w srodku motoru – smial sie.
Potem przyznal, ze kilka razy jezdzil do roznych urzedow z prosba, zeby pozwolili Tomaszowi w tutejszej gminie prowadzic praktyke lekarska. Stwierdzil, ze policja nigdy sie na to nie zgodzi. Schowala sie za pien drzewa, zeby jej nikt z tych ludzi wokol auta nie zobaczyl i nie przestawala mu sie przygladac. Serce sciskalo jej sie, pelne wyrzutow sumienia: przez nia odjechal z Zurychu do Pragi. Przez nia porzucil Prage. I tutaj rowniez nie dala mu spokoju i dreczyla go podejrzeniami nawet nad umierajacym Kareninem.
Zawsze zarzucala mu w duchu, ze nie dosyc ja kocha. Swa wlasna milosc uwazala za cos, czego nie mozna opisac, a jego za rodzaj zwyklej poblazliwosci.
Teraz widzi, ze byla niesprawiedliwa: gdyby naprawde kochala Tomasza wielka miloscia, zostalaby z nim za granica! Tam Tomasz bylby zadowolony, tam sie przed nim otwieralo nowe zycie! A ona uciekla mu stamtad! Prawda, przekonywala sama siebie, ze robi to z wielkodusznosci, ze nie chce mu byc ciezarem. Ale czy ta wielkodusznosc nie byla tylko wymowka? W rzeczywistosci wiedziala, ze wroci za nia. Wabila go coraz nizej i nizej, tak jak lesne nimfy mamia w bagna wiesniaka, po to, by go utopic. Wykorzystala moment jego ataku skurczow zoladka, zeby wymusic na nim obietnice, ze przeprowadza sie na wies! Jak umiala byc przewrotna! Wabila go za soba, jak gdyby wciaz chciala wystawic na probe jego milosc, wabila tak dlugo, az znalazl sie tutaj: siwy i zmeczony, z na wpol kalekimi rekami, ktore nigdy juz nie beda mogly ujac chirurgicznego skalpela.
Znalezli sie w miejscu, z ktorego juz nie ma powrotu. Dokad by mogli jeszcze odejsc? Za granice juz ich nie wypuszcza. Do Pragi sie juz nie dostana, nikt nie da im pracy. Nie maja zadnego powodu, zeby przeprowadzic sie do innej wsi.
Moj Boze, czyz bylo trzeba naprawde dojsc az tutaj, aby mogla uwierzyc, ze ja kocha?
Wreszcie udalo mu sie zamontowac kolo. Usiadl za kierownica, chlopi wskoczyli na burte ciezarowki, rozlegl