sie ryk motoru.
Poszla do domu i napuscila wody do wanny. Lezala w goracej wodzie i mowila sobie, ze przez cale zycie wykorzystywala przeciwko Tomaszowi swoja slabosc. Wszyscy jestesmy sklonni uwazac silnego za winowajce, a slabego za niewinna ofiare. Ale teraz Teresa uswiadomila sobie, ze w ich przypadku bylo odwrotnie! Rowniez w swych snach, jak gdyby wiedziala o jedynej slabosci tego silnego mezczyzny, demonstracyjnie pokazywala mu swe cierpienie, zeby zmusic go do odwrotu. Jej slabosc byla agresywna i zmuszala go do nieustannej kapitulacji, az wreszcie przestal byc silny i przemienil sie w zajaczka w jej objeciach. Wciaz myslala o tym snie.
Wstala z wanny i szukala sukienki, w ktora moglaby sie ubrac. Chciala zalozyc najlepsza sukienke, zeby mu sie spodobac, zeby sprawic mu przyjemnosc.
Ledwo zdazyla zapiac ostatni guziczek, Tomasz halasliwie wtargnal do domu razem z przewodniczacym spoldzielni i nienaturalnie bladym mlodym chlopem.
– Szybko – krzyczal Tomasz – Jakas mocna wodke!
Teresa biegiem przyniosla butelke sliwowicy. Napelnila kieliszek i mlody czlowiek lapczywie wypil.
W miedzyczasie dowiedziala sie, co zaszlo: mlodzieniec wywichnal sobie podczas pracy reke w ramieniu i wyl z bolu. Nikt nie wiedzial, co poczac, wiec zawolali Tomasza, ktory jednym ruchem mu ja nastawil.
Mlodzieniec wychylil jeszcze jeden kieliszek i powiedzial do Tomasza:
– Twoja pani jest dzis cholernie piekna.
– Durniu – powiedzial przewodniczacy. – Pani Teresa jest zawsze piekna.
– Wiem, ze jest zawsze piekna – powiedzial mlodzieniec. – Ale dzisiaj sie do tego pieknie ubrala. Nigdy pani nie widzialem w takiej sukni. Wybieracie sie gdzies?
– Nie, nigdzie. Ubralam sie tak dla Tomasza.
– Doktorku, pan sie ma! – smial sie przewodniczacy. – Moja stara nigdy sie dla mnie specjalnie nie ubiera.
No, bo ty chodzisz na spacery z prosieciem, a nie z zona – powiedzial mlodzieniec i smial sie dlugo.
– A co porabia Mefisto? – spytal Tomasz. – Juz go nie widzialem przynajmniej… przynajmniej od godziny.
– Teskni do mnie – powiedzial przewodniczacy.
– Jak tak pania widze w tej sukni, zbiera mnie ochota zeby z pania zatanczyc – powiedzial mlodzieniec do Teresy. – Puscilbys ja ze mna na tance, doktorze?
– Wszyscy pojedziemy na tance – powiedziala Teresa.
– Pojechalbys? – spytal mlodzieniec Tomasza.
– Ale dokad? – spytal Tomasz.
Rolnik wymienil sasiednie miasteczko, w ktorym jest bar w hotelu z dancingiem.
– Pojedziesz z nami – rozkazujaco oznajmil mlodzieniec przewodniczacemu i poniewaz mial juz w brzuchu trzeci kieliszek sliwowicy, dodal:
– Jesli Mefisto bedzie tesknil, zabierzemy go ze soba! Zawieziemy im dwa ryje! Wszystkie baby sie przewroca na plecy, jak zobacza dwa ryje! – i znow dlugo sie smial.
Jezeli nie bedziecie sie wstydzic za Mefista, pojade z wami – powiedzial przewodniczacy i wszyscy wsiedli do ciezarowki Tomasza. Tomasz usiadl za kierownica, Teresa obok niego, a obydwaj chlopi siedzieli za nimi z niedopita butelka sliwowicy. Dopiero za wsia przewodniczacy spostrzegl, ze zostawil Mefista w domu. Krzyczal do Tomasza, zeby zawracal.
– Nie trzeba, jeden ryj wystarczy – powiedzial mlodzieniec i to uspokoilo przewodniczacego.
Zmierzchalo. Droga prowadzila serpentynami w gore.
Dojechali do miasta i zatrzymali sie przed hotelem. Teresa i Tomasz nigdy tu jeszcze nie byli. Zeszli po schodach do sutereny, w ktorej miescil sie bar, taneczny parkiet i kilka stolikow. Mniej wiecej szescdziesiecioletni mezczyzna gral na pianinie, a rownie stara kobieta na skrzypcach. Grali szlagiery sprzed czterdziestu lat. Na parkiecie tanczylo jakies piec par.
Mlodzieniec rozejrzal sie i powiedzial:
– Nie ma tu zadnej dla mnie – i od razu zaprosil do tanca Terese.
Przewodniczacy usiadl z Tomaszem przy wolnym stoliku i zamowil butelke wina.
– Nie moge pic. Prowadze! – przypomnial Tomasz.
– Glupstwo – powiedzial przewodniczacy. – Zostaniemy tu na noc. I poszedl do recepcji zamowic dwa pokoje.
Potem Teresa z mlodziencem wrocili z parkietu, przewodniczacy zaprosil ja do nastepnego tanca i dopiero na koncu zatanczyla z Tomaszem.
W tancu powiedziala mu:
– Tomasz, wszystko, co zle w twoim zyciu, pochodzi ode mnie. Przeze mnie dotarles az tutaj. Tak nisko, ze nie mozesz juz byc nizej.
– Co ty pleciesz – odpowiedzial Tomasz. – O jakim niskim ty mowisz?
– Gdybys zostal w Zurychu, moglbys operowac swoich pacjentow.
– A ty bys fotografowala.
– To glupie porownanie – powiedziala Teresa. – Dla ciebie praca znaczyla wszystko, a ja moglam robic cokolwiek i bylo mi to kompletnie obojetne. Ja me stracilam w ogole nic. Ty straciles wszystko.
– Tereso – powiedzial Tomasz – czy nie zauwazylas, ze jestem tu szczesliwy?
– Twoim powolaniem bylo operowac – powiedziala.
– Tereso, powolanie to glupota. Nie mam zadnego powolania. Nikt nie ma zadnego powolania. To wielka ulga zrozumiec, ze jestes wolny, ze nie masz zadnego powolania.
Nie mozna bylo nie wierzyc szczerosci jego glosu. Przypomnial jej sie obraz z dzisiejszego popoludnia: zobaczyla jak reperuje ciezarowke i wydal jej sie stary. Doszla tam, gdzie chciala: zawsze przeciez pragnela, zeby byl stary. Znow przypomnial jej sie zajaczek, ktorego tulila do twarzy w swym pokoju dziecinnym.
Co to oznacza – stac sie zajaczkiem? To oznacza stracic jakakolwiek sile. To oznacza, ze jeden nie jest juz silniejszy od drugiego.
Posuwali sie tanecznym krokiem w takt dzwieku fortepianu i skrzypiec i Teresa trzymala glowe na jego ramieniu. Tak samo trzymala glowe, kiedy byli razem w samolocie, ktory ich odwozil w mgle. Czula teraz takie samo dziwne szczescie i dziwny smutek jak wowczas. Ten smutek oznaczal: jestesmy na stacji docelowej. To szczescie oznaczalo: jestesmy razem. Smutek byl forma, a szczescie trescia. Szczescie wypelnialo przestrzen smutku.
Wrocili do stolu. Zatanczyla jeszcze dwa razy z przewodniczacym i raz z mlodziencem, ktory byl tak pijany, ze upadl z nia na parkiecie.
Potem wszyscy poszli na gore i rozeszli sie do swych pokojow.
Tomasz przekrecil klucz w drzwiach i zapalil lampe. Zobaczyl dwa przytulone do siebie lozka, przy jednym z nich stala szafka nocna, a na niej lampa, z ktorej abazuru, podniosla sie wyploszona swiatlem wielka cma i zaczela krazyc po pokoju. Z dolu brzmial slabiutko przytlumiony dzwiek fortepianu i skrzypiec.
Milan Kundera