alkomatu? Co czuje? Nic specjalnego nie czuje, zwlaszcza jak nic wczesniej nie wypil, nic specjalnego nie czuje, chyba, ze cos wypil – wtedy czuje strach. Tak, ale co czuje czlowiek, ktory nagle uswiadamia sobie, iz kazdego wieczoru stoi w kilkudziesiecioosobowej kolejce delirykow kolejno podchodzacych i dmuchajacych w alkomat? Otoz taki czlowiek – tak jak Fanny Kapelmeister – moze wpasc w oslupienie, moze sie w slup soli obrocic. Czaszke Fanny wypelnial tlum delirykow. Karnie stali jeden za drugim i dmuchali w alkomat z taka sila, ze zdawali sie z jej glowy wyganiac wszystkie mysli. Fanny milczala i powoli siadala, choc wiecej w tym siadaniu bylo bezwolnego osuwania sie na krzeslo niz siadania. Rownoczesnie, niczym druga szala niewidzialnej wagi, w miare opadania Fanny podnosil sie z przeciwnej strony stolu terapeuta Quasi Mojzesz alias Ja Alkohol.

Fanny Kapelmeister zamilkla jakby raz jeszcze tym razem w kamien sie obrocila. Moze chciala cos jeszcze dodac, moze chciala powiedziec, jak wazna moze byc dla deliryka chocby minute trwajaca rozmowa telefoniczna, moze chciala sie powolac na odpowiedni paragraf z karty praw pacjenta, moze chciala przypomniec cos, co mogloby byc pointa tego rozdzialu, ze mianowicie jedyny dostepny delirykom na oddziale automat dziala na od lat nieosiagalne zetony, w zwiazku z czym i tak prawie nikt z niego nie korzysta, moze miala jakies inne argumenty, ale raczej nie, a nawet z cala pewnoscia nie. Niczego w jej glowie nie bylo poza tlumem delirykow stojacych w kolejce do alkomatu.

Fanny jasno widziala stojace w tej kolejce widmo samej siebie i pomyslala, ze czlowiek, ktorego wieczornym obrzedem staje sie dmuchanie w alkomat, byc moze istotnie nie powinien miec innych praw poza prawem do wieczornego dmuchania w alkomat. Tymczasem terapeuta Quasi Mojzesz alias Ja Alkohol wstal z miejsca na dobre i rzekl bardzo cicho:

– Wedle regulaminu telefon powinien byc dostepny dla was, delirykow, pomiedzy 7-00 a 21-00. Tak bylo i tak bedzie, albo i nie bedzie, bo widze, ze trzeba rozwazyc mozliwosc calkowitej likwidacji telefonu na oddziale. Przeciez tu nie chodzi – sklonil sie lekko w strone siostry Violi – przeciez tu nie chodzi o cisze w jej, ze tak powiem, slyszalnym czy nieslyszalnym aspekcie. Wy macie sie wyciszyc wewnetrznie, macie sie ukoic. Macie ukolysac wasze skolatane nerwy nie do snu, lecz do spokojnego zycia w przyszlosci. A wszystko, co przychodzi z tamtego swiata, nawet telefon, moze was rozdraznic. Telefon, powiedzialbym, zwlaszcza telefon moze czlowieka rozdraznic, sam wiem, jak drazniace bywaja niektore telefony. Wiec, jak powiadam: od 7-00 do 21-00. Potem cisza nocna, sluchawka odwieszona, praca nad soba, wyciszanie sie. Nieskonczone, wiodace do absolutnie doskonalego wyciszenia wyciszanie sie. Tak, wyciszcie sie, wyciszcie, bo jesli sie nie wyciszycie, ja, alkohol – terapeuta Quasi Mojzesz alias Ja Alkohol dalej mowil bardzo cicho, ale szeroko rozlozyl ramiona, by nadac sobie smoczy pozor – jesli sie nie wyciszycie, ja, alkohol, was zmiazdze.

Wyciszenie sie bylo celem naszego zycia, nasza modlitwa i naszym Bogiem (ewentualnie w miejscowym narzeczu: sila wyzsza, jakkolwiek ja pojmujemy). Wyciszenie bylo nasza Ziemia Obiecana, do ktorej pod przewodnictwem terapeuty Mojzesza alias Ja Alkohol wiodly nas terapeutki. Doktor Granada prowadzil z nami filozoficzne dysputy o zyciu i smierci, siostra Viola i inne siostry czynily to, co czynia siostry: aplikowaly kroplowki, zastrzyki i witaminy, srodki kojace, zestawy do cna z mdlego ciala wyplukanych mineralow, terapeutki zas wiodly nas do Ziemi Obiecanej wyciszenia. Wszystkie terapeutki same byly od dawna niezwykle wyciszone, byly profesjonalnie wyciszone, byly wirtuozkami wyciszenia. Wystarczal im jeden rzut oka, by rozpoznac stopien naszego wyciszenia, by co do milimetra okreslic droge, ktora jeszcze dzieli nas od Ziemi Obiecanej absolutnego wyciszenia. A juz terapeuta Quasi Mojzesz alias Ja Alkohol (na pierwsza czesc imienia zasluguje z racji przywodztwa, nie z racji wyznania) byl przenikliwy do granic boskosci. Terapeuta Quasi Mojzesz alias Ja Alkohol niechybnie spotkal sie na szczycie gory z Bogiem wyciszenia i Wszechmocny przekazal mu cala wiedze na temat wyciszenia. Terapeuta Quasi Mojzesz alias Ja Alkohol spogladal na czlowieka niedostatecznie wyciszonego i mowil niedostatecznie wyciszonemu czlowiekowi: czlowieku, wycisz sie! I czlowiek natychmiast sie wyciszal.

Pamietam jak dzis, dokladnie co do dnia, moje spotkanie oko w oko z terapeuta Mojzeszem alias Ja Alkohol. Bylo to dokladnie w czwartek 6 lipca roku 2000. Pamietam dokladnie, poniewaz akurat tego dnia pisalem pierwsze akapity dziennika uczuc Najbardziej Poszukiwanego Terrorysty Swiata, w cywilu – kierowcy jezdzacych na Wschod tirow z owocami. Najbardziej Poszukiwany Terrorysta Swiata nader pobieznie opowiedzial mi historie swego zycia, mowil nieskladnie i niepodobna bylo sluchac go z uwaga, o dyktowaniu, nawet o podswiadomym dyktowaniu, nie bylo w tym wypadku mowy, o pisaniu wlasnym tym bardziej. Wzdragalem sie przed calkowitym, nie tylko mechanicznym, ale i duchowym pisaniem za niego, nie chcialem sie wcielac w postac narratora – kierowcy jezdzacych na Wschod tirow z owocami. Wzdragalem sie, ale Najbardziej Poszukiwany Terrorysta Swiata zaoferowal mi flakonik wody kolonskiej Polo Sport i nie oparlem sie pokusie. Wszelakie wody kolonskie i dezodoranty byly na oddziale delirykow surowo zakazane, mnie zas w trakcie kolejnego pobytu udreczala obsesja, ze cale cialo moje i caly moj kosztowny dres przenikniety jest zapachem oblakanczych pizam.

Wokol oddzialu delirykow wznosily sie ceglane, otoczone bujnymi dzikimi ogrodami domy oblakanych. W samo poludnie ogrody zapelnialy sie gwarnymi tlumami odzianych w pasiaste pizamy schizofrenikow i samobojcow, geste i zoltawe jak szare mydlo chmury zapachu ich bialo-niebieskich pizam i macznych cial plynely nad ogrodami; nie moglem pozbyc sie mysli, iz jeden z tych oblokow ogarnal mnie i opasal.

Przyjalem z roztrzesionych rak Najbardziej Poszukiwanego Terrorysty Swiata flakonik wody kolonskiej Polo Sport, obiecalem sobie uzywac jej bardzo dyskretnie, w kazdym razie tak, by ominal mnie niedoscigly wech siostry Violi, ktora z odleglosci kilkudziesieciu metrow (samym – podkreslam – wechem) potrafila okreslic, z jakim: spozywczym czy niespozywczym, alkoholem mialo sie (zewnetrzna czy wewnetrzna) stycznosc. Przyjalem flakonik, schowalem go w schowku, ktorego nie zdradze, i w zamian podjalem sie prowadzic dziennik cudzych uczuc.

Szostego lipca o wpol do piatej rano siedzialem za stolem w pokoju prac pisemnych i na czystej kartce formatu A4, w gornym lewym rogu, zaznaczylem date: 6 VII 2000.

“Skonczylem pierwszy tydzien pobytu, jest pol do szostej rano. Pada deszcz. Za pol godziny rozlegnie sie trabka oznajmiajaca pobudke. Siedze w pokoju ciszy i pisze dziennik uczuc. Obecnie czuje w sercu rozpacz. Jaki jest stan duszy czlowieka, ktory budzi sie na poczatku lipca na oddziale delirykow i wie, ze ma tu spedzic cale lato? Deszcz za oknem przygnebia mnie i zarazem przynosi ulge. Przygnebia mnie z tego powodu, ze jak bedzie padalo do niedzieli, to w niedziele, gdy przyjedzie moja narzeczona, nie bede wiedzial, gdzie sie z nia podziac. A ulge deszcz mi daje z tego powodu, ze gdyby byly upaly, tym bardziej byloby mi zal wykupionych i zmarnowanych przez moje opetancze picie wczasow. Ciagle wyobrazalbym sobie, jak lezymy z moja narzeczona na plazy, i moja rozpacz bylaby jeszcze wieksza.

Wczoraj na wieczornym spoleczenstwie zegnalismy odchodzacych. Zazdroscilem im i chcialem byc jednym z nich. Bezdomny Czeslaw, ktory ostatni mial wyglaszac mowe pozegnalna, zamiast mowy odczytal napisany przez siebie wiersz. Gdy skonczyl, siostra Viola powiedziala mu, ze powinien raz jeszcze cala kuracje powtorzyc od poczatku. Dobrze, ze nie umiem pisac wierszy”.

Poczulem nagle zmeczenie. Poczulem, ze pisanie za delirykow ich konfesji, wypracowan i dziennikow uczuc wyczerpuje mnie w ogolnosci, w szczegolnosci zas poczulem, ze pisanie falszywego dziennika Najbardziej Poszukiwanego Terrorysty Swiata jest ponad moje sily. Od pewnego czasu podejrzewalem, teraz zas nabralem niezbitej pewnosci, iz nieustanny trud imitowania prostackiego stylu delirykow odciska sie na mojej wykwintnej frazie. Dalsze wielogodzinne mordowanie sie nad ukladaniem kolejnych zachwianych pod wzgledem skladniowym zdan pojedynczych byloby i szkodliwe dla moich prac, i – powtarzam – nie mialem juz do tego zdrowia. Moglbym wprawdzie podniesc cene swych pisarskich uslug, ale wtedy i tak biedni jak koscielne myszy delirycy staliby sie calkowicie niewyplacalni, a w koncu oferowane przez nich czy w pieciozlotowkach, czy w papierosach, czy w czym innym honoraria byly moim jedynym zrodlem dochodu. Wybralem wyjscie szlachetniejsze, postanowilem pisac swobodnie, postanowilem nie deptac gardla wlasnej piesni i nie miarkowac mego indywidualnego rozmachu; na samym zas koncu zamierzalem poprzez odcedzenie stylistycznej wykwincji i erudycyjnych wtretow tak zredagowac tekst, by wygladal on na z trudem nagryzmolony roztrzesiona reka autentyk delirycznego manuskryptu.

“Z zawodu jestem kierowca, w ostatnich latach pracowalem w firmie ekspediujacej na Wschod tiry z owocami. Praca byla niebezpieczna, ale oplacalna. Trzeba tez bylo duzo i w rozmaitych miejscach pic. Tir z owocami nie moze czekac zbyt dlugo. Tir z owocami nie moze stac tydzien ani przy zaladunku, ani w drodze, ani przy granicy. Zeby sprawe popchnac, zeby sprawa ruszyla z miejsca, zeby prowadzony przeze mnie tir z owocami ruszyl z miejsca, musialem stawiac wodke ladowaczom, magazynierom, policjantom, celnikom i odbiorcom owocow. I stawialem, i pilem wraz z ladowaczami, magazynierami, policjantami, celnikami, pilem z Polakami i pilem z Ruskimi. Szef moj – dyspozytor firmy ekspediujacej na Wschod tiry z owocami – pieniadze, za ktore kupowalem niezbedna do przetarcia szlaku wodke, doliczal do mojej pensji. Byl to dobry czlowiek, choc w ogole

Вы читаете Pod mocnym aniolem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату