kontrole imigracyjna. Klopotu nie nastreczyly rowniez odciski starannie wypielegnowanych palcow sprawdzone w czytniku elektronicznym. Siedemnascie minut po rozpieciu pasow facet stanal pod rozjarzonym swiatlami nocnym nowojorskim niebem i ruszyl energicznym krokiem w strone oczekujacych taksowek.

13

O szostej rano Reacher udal sie do apartamentu Neagley. Okazalo sie, ze Frances wlasnie bierze prysznic. Reacher pomyslal, ze pewnie wczesniej cwiczyla godzine w swoim pokoju albo w hotelowej silowni. Moze wyszla, aby pobiegac w okolicy hotelu. Wygladala elegancko, na pelna energii i zycia, co wskazywalo, ze w jej zylach krazy duzo natlenionej krwi.

Zamowili sniadanie do pokoju, czas oczekiwania poswiecajac na bezowocne proby nawiazania kontaktu telefonicznego z przyjaciolmi. Zadnej odpowiedzi ze wschodniego Los Angeles, Nevady, Nowego Jorku czy dystryktu Kolumbii. Tym razem nie nagrali zadnej wiadomosci ani nie wykrecili ponownie numeru. Siedzieli w milczeniu, oczekujac na przybycie kelnera. Nastepnie zjedli sniadanie zlozone z jajek, nalesnikow i bekonu, popijajac to wszystko kawa. Po sniadaniu Neagley zadzwonila do obslugi parkingu i poprosila o podstawienie swojego wozu.

– Najpierw do Franza? – zapytala. Reacher skinal glowa.

– Franz odgrywa w tej sprawie kluczowa role. Zjechali winda, wsiedli do mustanga i mszyli na poludnie bulwarem La Cienega w kierunku poczty w Culver City.

***

Zaparkowali przy zdemolowanym biurze Franza, a nastepnie przeszli obok pralni chemicznej, salonu kosmetycznego i apteki. Na poczcie nie bylo nikogo. Znak umieszczony na drzwiach informowal, ze urzad jest otwarty od pol godziny. Najwyrazniej pierwsi interesanci zalatwili juz swoje sprawy.

– Nie mozemy tego zrobic, gdy w srodku nie ma nikogo – rzekl Reacher.

– W takim razie poszukajmy wlasciciela pawilonow – zaproponowala Neagley.

Zapytali o niego w aptece. Starszy mezczyzna w krotkim bialym fartuchu stal pod stara kamera przemyslowa obok lady, na ktorej kladziono leki. Powiedzial, ze wlascicielem jest facet prowadzacy pralnie chemiczna. Wyrazal sie o nim z pelna rezerwy wrogoscia, w typowy sposob, w jaki najemcy mowia o ludziach, ktorym musza wysylac co miesiac czek. Przedstawil im skrocona wersje opowiesci o sukcesie. Jego sasiad przyjechal tu z Korei i wykorzystal dochody z prowadzenia pralni do wykupienia pozostalych pomieszczen. Prawdziwy amerykanski sen. Reacher i Neagley podziekowali mu, przeszli obok salonu kosmetycznego, zapukali do pralni chemicznej i natychmiast odnalezli faceta, o ktorego chodzilo. Mezczyzna krazyl po zatloczonym pomieszczeniu, w ktorym unosila sie won chemikaliow. W glebi wirowalo osiem duzych pralek bebnowych. Stoly do prasowania syczaly para. Kosze z ubraniami krazyly nad glowa, przesuwane na przenosniku tasmowym. Facet byl spocony. Ciezka robota. Wygladalo, ze zaslugiwal na dwa rzedy pawilonow, nawet trzy. Moze juz byl ich wlascicielem. Mogl nawet miec ich wiecej.

Reacher od razu przeszedl do rzeczy.

– Kiedy ostatni raz widziales Calvina Franza? – zapytal.

– Prawie go nie widywalem – odparl tamten. – Nie moglem. Zamalowal okna, gdy tylko sie wprowadzil. – Powiedzial to tak, jakby to go irytowalo. Jakby wiedzial, ze bedzie musial zdrapywac farbe, zanim ponownie wynajmie pomieszczenie.

– Musiales widziec, jak wchodzi i wychodzi. Zaloze sie, ze nikt nie pracuje tu tak dlugo jak ty.

– Czasami sie widywalismy – przytaknal.

– Kiedy ostatnio zatrzymales sie, aby z nim pogadac?

– Trzy, cztery tygodnie temu.

– Na krotko przedtem, nim przyszli tamci faceci i poprosili o klucz?

– Jacy faceci?

– Ci, ktorym dales jego klucz.

– To byli gliniarze.

– Gliniarzami byli ci, ktorzy przyszli po nich.

– Pierwsi tez.

– Pokazali ci odznake?

– Oczywiscie.

– Oczywiscie, ze tego nie zrobili – odparl Reacher. – Jestem pewien, ze zamiast niej pokazali ci studolarowy banknot. Moze dwa lub trzy.

– Co z tego? To moj klucz i moj budynek.

– Jak wygladali?

– Dlaczego mialbym wam powiedziec?

– Poniewaz bylismy przyjaciolmi pana Franza.

– Byliscie.

– Franz nie zyje. Ktos wyrzucil go z pokladu helikoptera. Wlasciciel pralni wzruszyl ramionami.

– Nie pamietam, jak wygladali.

– Zniszczyli twoj pawilon – rzekl Reacher. – Nie wiem, ile ci zaplacili za klucz, lecz nie pokryje to wyrzadzonych szkod.

– Zajme sie naprawa. To moj pawilon.

– Wyobraz sobie, ze twoja firma zamieni sie w dymiace zgliszcza. Ze wroce tutaj w nocy i spale wszystko.

– Pojdziesz do wiezienia.

– Nie sadze. Czlowiek, ktory ma tak kiepska pamiec jak ty, nie powiedzialby nic policji.

Facet skinal glowa.

– Byli biali. Dwoch. Ubrani w granatowe garnitury. Wysiedli z nowego samochodu. Wygladali calkiem przecietnie.

– To wszystko?

– Zwyczajni biali mezczyzni. Nie byli glinami. Zbyt czysci i bogaci.- Nie zauwazyles nic szczegolnego.

– Powiedzialbym wam. Zniszczyli moj pawilon.

– W porzadku.

– Przykro mi z powodu waszego przyjaciela. Wydawal rownym gosciem.

– Byl nim – odpowiedzial Reacher.

14

Wrocili na poczte. Poczta okazala sie malym brudnym pomieszczeniem urzadzonym w sposob typowy dla instytucji panstwowej. W srodku panowal umiarkowany ruch. Zwyczajna poranna krzatanina. Do jednego z okienek ustawila sie krotka kolejka interesantow. Neagley wreczyla Reacherowi kluczyki Franza i stanela na koncu ogonka. Reacher podszedl do waskiego kontuaru w tylnej czesci sali i siegnal po pierwszy lepszy druczek. Bylo to potwierdzenie odbioru przesylki. Pochylil sie nad kontuarem, wzial dlugopis na lancuszku i udal, ze je wypelnia. Oparl sie na lokciu i zaslonil cialem, pozorujac pisanie. Spojrzal na Neagley. Za trzy minuty znajdzie sie na czele kolejki. Wykorzystal ten czas, aby rzucic okiem na rzad skrytek.

Skrytki wypelnialy jedna ze scian pomieszczenia. Mialy trzy rozmiary: maly, sredni i duzy. Szesc rzedow malych, cztery rzedy srednich i trzy rzedy duzych, tuz obok drzwi. W sumie sto osiemdziesiat malych, dziewiecdziesiat srednich i piecdziesiat cztery duze. Razem sto trzydziesci skrytek.

Ktora nalezala do Franza?

Na pewno jedna z duzych. Franz prowadzil firme, na ktorej adres na pewno przychodzilo duzo korespondencji. Niektore przesylki musialy zawierac grube pliki dokumentow duzego formatu. Raporty kredytowe, informacje

Вы читаете Elita Zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату