Po przejechaniu gor zaczeli rozmawiac o pieniadzach. Neagley przekazala Dixon papiery i diamenty. Uzgodnili, ze powinna zabrac je do Nowego Jorku i zamienic na gotowke. Ustalili, ze zwroca Neagley poniesione koszty, a nastepnie stworza fundusz powierniczy dla Angeli i Charliego Franza, Tammy Orozco i jej trojki dzieci oraz Mileny, przyjaciolki Sancheza. Na koniec przekaza darowizne Stowarzyszeniu na rzecz Etycznego Traktowania Zwierzat. W imieniu Maisi, suki Tony’ego Swana.
Pozniej zapanowala niezreczna cisza. Neagley nie miala nic przeciwko zatrzymaniu reszty forsy w charakterze wynagrodzenia, lecz Reacher wyczul, ze Dixon i O’Donnell maja z tym pewien problem. Odczuwali pokuse, lecz mieli watpliwosci. Czuli sie niezrecznie, by o tym powiedziec. Zrobil to za nich. Wyznal, ze jest kompletnie splukany i zasugerowal, aby podzielic to, co zostanie, na cztery czesci tytulem zaplaty. Wszyscy wyrazili zgode.
Pozniej nie rozmawiali wiele. Lamaison odszedl, Mahmoud znalazl sie w systemie, lecz zaden z ich przyjaciol nie odzyskal zycia. Reacher zaczal zadawac sobie wazne pytanie: Czy gdyby nie utkneli w korku na Dwiesciedziesiatce i dotarl do szpitala na czas, poradzilby sobie lepiej niz Dixon lub O’Donnell? Lepiej od Swana, Franza, Sancheza czy Orozca? Moze oni rowniez zadawali sobie to pytanie w odniesieniu do jego osoby? Nie znal odpowiedzi i byl zly z tego powodu.
Dwie godziny pozniej byli juz na lotnisku w Los Angeles. Porzucili honde civic na drodze pozarowej i rozeszli sie do roznych terminali, aby skorzystac z uslug roznych linii lotniczych. Zanim sie rozdzielili, po raz ostatni stukneli sie piesciami, pozegnali i obiecali, ze wkrotce znow sie zobacza. Neagley poszla do stanowiska American. Dixon wybrala America West. O’Donnell ruszyl na poszukiwanie linii United, a Reacher zostal w tlumie, obserwujac, jak sie oddalaja.
Opuscil Kalifornie z niemal dwoma tysiacami dolarow w kieszeni. Od dealerow narkotykow sprzedajacych towar za muzeum figur woskowych w Hollywood, od Saropiana w Vegas i od dwoch pracownikow New Age w Highland Park. Forsy wystarczylo mu na prawie cztery tygodnie. W koncu zatrzymal sie obok bankomatu na dworcu autobusowym w Santa Fe w Nowym Meksyku. Jak zawsze sprawdzil saldo, aby sprawdzic, czy wyliczenie banku zgadzalo sie z jego wlasnym.
Po raz drugi w zyciu cos bylo nie tak.
Maszyna poinformowala go, ze na rachunku jest o ponad sto tysiecy dolarow wiecej, niz oczekiwal. Na oko wiecej o jakies sto jedenascie tysiecy osiemset dwadziescia dwa dolary i osiemnascie centow.
Ul 822,18.
Pomyslal, ze to dzielo Dixon. Lup wojenny.
W pierwszej chwili poczul sie rozczarowany. Nie suma. Dawno nie widzial takiej forsy. Byl rozczarowany soba, poniewaz nie potrafil odkryc przeslania zawartego w tej liczbie. Byl pewien, ze Dixon zmieni ostateczna kwote o kilka dolarow w jedna lub druga strone, aby wywolac na jego twarzy cierpki usmiech. Nie zalapal, o co jej chodzilo. Nie byla to liczba pierwsza. Nie byla nawet dwukrotnie wieksza od liczby pierwszej. Miala setki dzielnikow. Jej odwrotnosc byla rownie nudna, a pierwiastek kwadratowy tworzyl dlugi i zawily szereg cyfr. Jeszcze gorszy byl pierwiastek szescienny.
111 822,18.
Powoli stawal sie coraz bardziej rozczarowany Dixon. Im dluzej rozmyslal, tym bardziej utwierdzal sie w przekonaniu, ze to naprawde nudna liczba.
Pewnie myslala o czym innym.
Zawiodla go.
Moze.
A moze nie.
Nacisnal przycisk, aby otrzymac wydruk transakcji. Z bankomatu wysunal sie maly pasek cienkiego papieru. Blady druk. Na jego rachunku bylo tylko piec operacji. Na pierwszym miejscu nadal figurowala wplata Neagley z Chicago. Kolejna pozycja byla wyplata piecdziesieciu dolarow dokonana na dworcu w Portland, w Oregonie. Na trzecim miejscu znajdowala sie oplata za bilet lotniczy z Portland do Los Angeles.
Na czwartym – nowy przelew na kwote stu jeden tysiecy osmiuset dziesieciu dolarow i osiemnastu centow.
Na piatym – zlozony tego samego dnia depozyt na kwote dokladnie dziesieciu tysiecy dwunastu dolarow.
101 810,18.
10 012.
Usmiechnal sie. Dixon nie myslala o czyms innym. Myslala dokladnie o tym co on. Pierwszy przelew zawieral uklad 10-18 powtorzony w celu dodatkowego podkreslenia. Zandarmeria uzywala takiego kodu radiowego na oznaczenie zakonczonej misji. Dwoch pomyslnie zakonczonych operacji. 10-18 i 10-18. Ona i O’Donnell uratowani lub Lamaison i Mahmoud pokonani. Albo jedno i drugie.
Niezle, Karla, pomyslal.
Drugi depozyt byl jej kodem pocztowym: 10012. Greenwich Village. Tam mieszkala. Wspolrzedna geograficzna. Wskazowka.
Pytala: Wpadniesz do Nowego Jorku, kiedy bedzie po wszystkim?
Usmiechnal sie ponownie, zgniotl pasek papieru i wrzucil do kosza. Nastepnie podjal sto dolarow i kupil bilet na pierwszy autobus, ktory zobaczyl. Nie mial pojecia, dokad jedzie.
Nie snuje planow, Karla, pomyslala