– Musze ci sie zwierzyc, ze ucieszylam sie, gdy to powiedziales, choc nie jestem pewna konsekwencji, jakie niesie z soba taka przynaleznosc do ciebie – stwierdzilam ostroznie. – I nie przypominam sobie, zebys mnie pytal o zgode.
– Wszystko jest prawdopodobnie lepsze niz zabawa z Malcolmem, Liamem i Diane.
Nie zamierzal odpowiedziec mi wprost.
– Zabierzesz mnie do tego baru?
– Kiedy masz nastepna wolna noc?
– Za dwa dni.
– W takim razie wtedy. Przyjade o zachodzie slonca.
– Masz samochod?
– A jak twoim zdaniem przemieszczam sie z miejsca na miejsce? – Prawdopodobnie jego lsniaca twarz rozjasnial usmiech. Bill obrocil sie i zaczaj znikac w ciemnym lesie. Przez ramie rzucil: – Sookie, spraw, zebym poczul sie dumny.
Zostalam z otwartymi ustami.
Ja mam sprawic, zeby on poczul sie dumny! Tez cos.
ROZDZIAL CZWARTY
Polowa gosci baru „U Merlotte’a” uwazala, ze Bill Compton mial swoj udzial w sladach znalezionych na cialach obu zamordowanych kobiet. Drugie piecdziesiat procent sadzilo, ze to obce wampiry z wiekszych miasteczek lub miast pogryzly Maudette i Dawn, gdy dziewczyny wloczyly sie po barach. W dodatku ludzie twierdzili, ze obie zasluzyly sobie na taki koniec, skoro sypialy z wampirami. Jedni mysleli, ze dziewczyny udusil wampir, inni uznawali ich smierc po prostu za konsekwencje rozwiazlego zycia.
Doslownie wszystkie osoby wchodzace do „Merlotte’a” martwily sie, ze niedlugo zginie kolejna kobieta. Nie zlicze, ile razy zalecano mi ostroznosc. Mialam nie ufac mojemu przyjacielowi, wampirowi Billowi, dobrze zamykac za soba drzwi frontowe i nie wpuszczac nikogo do domu… Jakbym normalnie nie robila tego wszystkiego…
Jason stal sie przedmiotem wspolczucia, ale i podejrzen – spotykal sie w koncu z obiema kobietami. Przyszedl do naszego domu pewnego dnia i przez dobra godzine narzekal na swoja sytuacje. Babcia i ja usilowalysmy go przekonac, ze powinien zyc i pracowac jak dotad. Tak przeciez postapilby kazdy niewinny czlowiek. Po raz pierwszy, odkad pamietam, moj przystojny brat naprawde sie martwil. Nie cieszylam sie oczywiscie z jego klopotow, lecz nie potrafilam mu takze wspolczuc. Wiem, ze to z mojej strony malostkowe i paskudne…
Nie jestem jednak idealna.
W dodatku jestem tak niedoskonala, ze chociaz slyszalam o dwoch zabitych kobietach, spedzilam mnostwo czasu na probie odgadniecia, jak mam uczynic Billa… dumnym. Nie wiedzialam, jaki stroj jest odpowiedni na wizyte w wampirzym barze. Nie chcialam wkladac glupich kostiumow, ktore podobno nosza w barach niektore dziewczyny.
Bylam pewna, ze nie znam nikogo, kogo moglabym spytac.
Nie bylam wystarczajaco wysoka ani tak szczupla, by ubrac obcisly stroj ze spandeksu, jaki widzialam na Diane.
Ostatecznie wyciagnelam z tylu szafy kiecke, w ktorej chodzilam bardzo rzadko, gdyz byla to ladna sukienka „randkowa”, a ja przeciez niemal nigdy sie nie umawialam. Wygladalam w niej atrakcyjnie i podniecajaco. Dosc przylegajaca, bez rekawow, ze sporym dekoltem. Biala, zdobiona nielicznymi jaanoczerwonymi kwiatami na dlugich zielonych lodyzkach. Swietnie podkreslala moja opalenizne. Przebijaly spod niej sutki. Dodalam pokryte czerwona emalia kolczyki, czerwone buty na wysokich obcasach i mala czerwona slomkowa torebke. Nalozylam tez makijaz i rozpuscilam moje krecone, siegajace lopatek wlosy.
Gdy wyszlam ze swojego pokoju, babcia otworzyla szeroko oczy.
– Pieknie wygladasz, kochanie – powiedziala. – Nie bedzie ci troche zimno w tej sukience?
Usmiechnelam sie.
– Nie, babciu, mysle, ze nie. Na dworze jest dosc cieplo.
– Moze zarzucilabys na nia mily, bialy sweterek?
– Nie, chyba nie. – Rozesmialam sie. Staralam sie nie myslec o innych paskudnych wampirach, wiec seksowny wyglad nie wydawal mi sie niczym zdroznym. Ekscytowala mnie perspektywa randki, chociaz z pozoru traktowalam te wyprawe bardziej jak misje rozpoznawcza. O tym fakcie rowniez probowalam zapomniec. Chcialam sie tylko dobrze bawic.
Zadzwonil Sam i przypomnial mi, ze mam do odebrania pensje w postaci comiesiecznego czeku. Spytal, czy po niego przyjade. Tak zwykle postepowalam, jesli nazajutrz mialam dzien wolny.
Pojechalam do „Merlotte’a”, choc nieco niepokoila mnie ewentualna reakcja ludzi na moj szykowny wyglad.
Kiedy weszlam, w barze doslownie zapadla pelna zdumienia cisza. Wprawdzie Sam stal odwrocony do mnie plecami, ale Lafayette wygladal przez okienko do wydawania posilkow. Przy stolikach siedzieli Rene i JB. Niestety, przy stoliku siedzial tez moj brat, Jason, ktory chcial sprawdzic, na co sie gapi Rene i… na moj widok wybaluszyl oczy.
– Swietnie wygladasz, dziewczyno! – zawolal entuzjastycznym tonem Lafayette. – Skad wzielas taka sukienke?
– Och, mam te staroc od zawsze – odparowalam drwiaco, a kucharz sie rozesmial.
Moj szef obrocil sie, pragnac zobaczyc, o czym mowi Lafayette i rowniez wytrzeszczyl oczy.
– Boze wszechmogacy – sapnal. Oniesmielona podeszlam, by spytac o czek. – Wejdz do biura, Sookie – poprosil.
Poszlam za Samem do jego malego pokoiku przy magazynie. Rene, gdy go mijalam, scisnal moje ramie, JB zas pocalowal mnie w policzek.
Moj szef przeszukal stosy papierow na biurku i w koncu znalazl czek dla mnie. Nie podal mi go jednak.
– Idziesz na jakies wyjatkowe spotkanie? – spytal prawie z niechecia.
– Mam randke – odparlam, silac sie na obojetny ton.
– Cudownie wygladasz – ocenil cicho. Dostrzeglam, ze nerwowo przelyka sline. Oczy mu plonely.
– Dziekuje. Hmm… Sam, moge juz wziac czek?
– Pewnie.
Podal mi, a ja wrzucilam go do torebki.
– Do widzenia, zatem.
– Do zobaczenia. – Zamiast jednak zasugerowac, ze powinnam wyjsc, Sam podszedl i… obwachal mnie niczym pies. Przysunal twarz blisko mojej szyi i wciagnal moj zapach. Jego wspaniale niebieskie oczy zamknely sie na krotko, jakby mezczyzna pragnal go oszacowac. Po chwili powoli wypuscil powietrze, a jego goracy oddech owial moja naga skore.
Wyszlam z pomieszczenia i opuscilam bar, zaintrygowana i zainteresowana zachowaniem Sama Merlotte’a.
Przed moim domem stal zaparkowany nieznany mi samochod – czarny cadillac, blyszczacy, jakby byl ze szkla. Auto Billa! Skad wampiry maja pieniadze na takie samochody? Potrzasajac glowa, wspielam sie po schodach na ganek i weszlam do srodka. Bill wyczekujaco odwrocil sie do drzwi; siedzial na kanapie i gawedzil z babcia, ktora przysiadla na oparciu starego fotela.
Kiedy moj wampir na mnie spojrzal, bylam pewna, ze przedobrzylam i ze jest naprawde rozgniewany moim strojem. Jego rysy osobliwie zastygly, oczy plonely, palce zagiely sie, jakby Bill cos nimi nabieral.
– Wszystko w porzadku? – spytalam z niepokojem. Czulam, ze do policzkow naplywa mi krew.
– Tak – przyznal w koncu, lecz ta pauza wystarczyla, by rozgniewac moja babcie.
– Kazdy, kto ma choc troche rozumu w glowie, powinien przyznac, ze Sookie jest jedna z najladniejszych dziewczyn w okolicy – obwiescila staruszka glosem z pozoru przyjaznym, ale pod spodem lodowatym niczym stal.
– Och, tak – zgodzil sie, jednak z osobliwym brakiem przekonania.
Hmm… pieprzyc go! Chociaz tak bardzo sie staralam. Wyprostowalam sie dumnie i rzucilam: