Zadrzalam. Bill polozyl mi reke na ramieniu i pociagnal do wlasnie zwolnionej lawy. Po drodze mijalismy rozwieszone w regularnych odstepach scienne afisze z rozwijajacymi wypowiedz Indianina napisami: „Zakazuje sie gryzc w obrebie lokalu”, „Po dotarciu na parking nalezy bezzwlocznie odjechac” czy „Wchodzisz na wlasne ryzyko”.
Moj wampir jednym palcem podwazyl wieczko butelki i wypil lyk. Probowalam nie patrzec, lecz mi sie nie udalo. Zauwazyl moja mine i potrzasnal glowa.
– Tak wyglada rzeczywistosc, Sookie – oznajmil. – Potrzebuje tego do zycia.
Mial czerwone plamy na zebach.
– Jasne – odrzeklam, usilujac podrobic neutralny ton barmana. Wzielam gleboki wdech. – Przypuszczasz, ze chce umrzec, bo przyszlam tu z toba?
– Sadze, ze raczej pragniesz sie dowiedziec, dlaczego inni ludzie umieraja – odparl. Nie bylam jednak pewna, co naprawde mysli.
Chyba jeszcze nie czul sie zagrozony. Saczylam drinka, czujac w ciele rozlewajace sie cieplo dzinu.
Do naszej lawy podeszla jakas milosniczka klow. Siedzialam wtedy wprawdzie troche zaslonieta przez Billa, lecz przeciez wszyscy goscie widzieli, ze weszlam z nim do „Fangtasii”. Dziewczyna miala krecone wlosy, byla koscista, nosila okulary, ktore, podchodzac do nas, zdjela i wepchnela do torebki. Pochylila sie nad stolem i jej wargi znalazly sie kilka centymetrow od ust Billa.
– Czesc, niebezpieczny – powiedziala glosem, ktory zapewne uwazala za uwodzicielski, po czym paznokciem pomalowanym na szkarlatne postukala w butelke z krwia. – Mam prawdziwa. – Dla podkreslenia swoich slow pogladzila sie po szyi.
Aby sie uspokoic, gleboko zaczerpnelam oddechu. W koncu to ja zaprosilam Billa do tego baru, nie on mnie. Mogl robic tu, co chcial, ja zas nie mialam prawa komentowac jego zachowania, choc przez moment zaskakujaco zywo wyobrazilam sobie wlasna dlon trzaskajaca blady, piegowaty policzek tej zuchwalej dziewuchy. Tym niemniej milczalam, nie sugerujac Billowi w zaden sposob, czego pragne.
– Mam towarzyszke – odparl lagodnie moj wampir.
– Alez ona nie ma na szyi ani jednego ugryzienia – odparowala dziewczyna, posylajac mi pogardliwe spojrzenie. Rownie dobrze mogla mnie nazwac tchorzliwym kurczakiem i zamachac rekoma jak skrzydlami. Moj gniew wzrosl i bylam o krok od wybuchu.
– Mam towarzyszke – powtorzyl Bill, tym razem twardszym tonem.
– Nie wiesz, co tracisz – zagruchala. Jej duze, jasne oczy zaiskrzyly sie z obrazy.
– Alez wiem – mruknal.
Cofnela sie, jakbym naprawde ja spoliczkowala i odeszla do swojego stolika.
Ku mojemu oburzeniu okazala sie pierwsza z czterech osob (obojga plci), ktore usilowaly nawiazac intymne kontakty z moim wampirem, calkiem odwaznie sobie w tej materii poczynajac.
Bill poradzil sobie z nimi wszystkimi ze spokojem i opanowaniem.
– Nic nie mowisz – zauwazyl, kiedy jakis czterdziestolatek odszedl, niemal zrozpaczony odrzuceniem przez Billa.
– Nie mam nic do powiedzenia – rzucilam chlodno.
– Moglabys odeslac ich wszystkich do diabla. O co ci chodzi? Mam cie zostawic w spokoju? Ktos inny przypadl ci tu do gustu? Widze, ze Dlugi Cien, nasz barman, pragnie spedzic z toba nieco czasu.
– Och nie, na litosc Boska, nie! – Nie czulabym sie bezpiecznie z zadnym innym wampirem w barze, balabym sie, czy nie jest podobny do Liama badz Diane. Bill zwrocil na mnie ciemne oczy i wydawal sie czekac, az cos dodam. – Ale musze popytac tutejszych, czy widzieli w barze Dawn lub Maudette.
– Mam z toba pojsc?
– Tak, prosze – odparlam glosem bardziej przestraszonym, niz sobie zamierzylam; chcialam przeciez poprosic Billa niedbalym tonem o jego towarzystwo.
– Tamten wampir jest dosc przystojny. Dwukrotnie badawczo ci sie przygladal. – Zastanowilam sie, czy Bill nie ugryzl sie w tym momencie w jezyk.
– Draznisz sie ze mna – odcielam sie niepewnie po chwili.
Wskazany przez niego osobnik rzeczywiscie byl przystojny. Promienna cera, blond wlosy, niebieskie oczy, wysoki wzrost, szeroka piers. Nosil kowbojki, dzinsy i trykotowy podkoszulek. Tak! Wygladal jak facet z okladki romansu. I… smiertelnie mnie przerazil.
– Na imie ma Eric – dopowiedzial Bill.
– Ile ma lat?
– Duzo. Jest najstarszy w tym barze.
– Czy jest zly?
– Wszyscy mamy w sobie spora doze niegodziwosci, Sookie. Jestesmy bardzo silni i bywamy ogromnie gwaltowni.
– Nie ty – wtracilam. Dostrzeglam, ze rysy mu tezeja. – Pragniesz sie przeciez zaadaptowac i zyc wsrod ludzi – dodalam szybko. – Nie bedziesz sie zachowywal aspolecznie.
– Ilekroc pomysle, ze taka naiwna istotka jak ty nie moze sie tu przeciez krecic sama, rzucasz jakis tekst swiadczacy o niezwyklej przebieglosci – zauwazyl powaznie, po czym krotko sie zasmial. – W porzadku, pojdziemy razem porozmawiac z Erikiem.
Eric, ktory rzeczywiscie zerknal w moja strone raz czy drugi, siedzial przy jednym ze stolikow z rownie sliczna jak on wampirzyca. Odprawili juz kilka przypochlebiajacych im sie osob. Jeden wzgardzony mlody mezczyzna podpelzl wlasnie na kolanach i pocalowal buty wampirzycy. Ta zapatrzyla sie na niego, po czym kopnela go w ramie. Odnioslam wrazenie, ze musiala sie strasznie powstrzymywac, by nie celowac w twarz. W tym momencie wielu turystow sie obruszylo, a jakas para wstala i wyszla pospiesznie, milosnicy klow jednak uznali najwidoczniej te scenke za rzecz naturalna.
Kiedy podeszlismy, Eric podniosl ku nam twarz z nachmurzona mina. Dopiero po sekundzie zdal sobie sprawe, kim jestesmy.
– Bill – powiedzial, kiwajac glowa. Wampiry chyba nie mialy zwyczaju sciskac sobie dloni.
Bill nie podszedl do samego stolika, lecz stanal w „bezpiecznej” odleglosci, a poniewaz trzymal mnie za ramie ponad lokciem, rowniez musialam sie zatrzymac. Stalismy wiec i grzecznie czekalismy.
– Kim jest twoja przyjaciolka? – spytala wampirzyca. Eric mowil z lekkim akcentem, ona natomiast jak rdzenna Amerykanka, okraglej twarzy i slodkich rysow moglaby zas jej pozazdroscic kazda panna. Wampirzyca usmiechnela sie. Wysuniete kly nieco zepsuly jej idealny wizerunek.
– Czesc, jestem Sookie Stackhouse – zagailam uprzejmie.
– Alez jestes slodziutka – zauwazyl Eric. Mialam nadzieje, ze mysli o moim charakterze.
– Nieszczegolnie – odparlam.
Zaskoczony wampir gapil sie na mnie przez chwile, potem sie rozesmial, a wampirzyca mu zawtorowala.
– Sookie, to Pam, a ja jestem Eric – przedstawil sie w koncu blondyn. Bill i Pam po wampirzemu kiwneli sobie glowami.
Zapadla cisza. Zamierzalam sie odezwac, lecz Bill scisnal moje ramie.
– Moja przyjaciolka, Sookie, chcialaby wam zadac pare pytan – oswiadczyl wreszcie.
Wampiry przy stoliku wymienily znudzone spojrzenia.
– Na przyklad jak dlugie sa nasze kly i w jakich trumnach spimy? – palnela Pam przepojonym pogarda glosem. Byly to zapewne rzucane przez turystow pytania, ktorych szczerze nienawidzila.
– Nie, moja droga – odparlam. Mialam nadzieje, ze Bill przestanie w koncu szczypac moja reke. Uwazalam, ze zachowuje sie wyjatkowo taktownie i kulturalnie. Wampirzyca gapila sie na mnie w zdumieniu. Czym ich, do diabla, tak zaskakiwalam? Ich zaszokowane spojrzenia zaczynaly mnie troche meczyc! Zanim Bill zdazy mi dac jeszcze wiecej bolesnych ostrzezen, otworzylam torebke i wyjelam zdjecia. – Chce sie dowiedziec, czy widzieliscie w barze te kobiety. – Wolalam wampirzycy nie pokazywac fotki Jasona. Jej niechybne zainteresowanie mogloby miec paskudne konsekwencje dla mojego brata.
Oboje przyjrzeli sie zdjeciom. Bill czekal z obojetna mina. W koncu Eric zerknal na mnie.
– Bylem z ta – oznajmil chlodno, stukajac w fotke Dawn. – Lubila bol.
Pam wyraznie sie zdziwila, ze Eric w ogole mi odpowiedzial. Widzialam to po jej zmarszczonym czole. Niemniej jednak poczula sie jawnie zobowiazana podazyc za jego przykladem.
– A ja pamietam je obie – powiedziala. – Chociaz nigdy z zadna nie bylam. Ta – wskazala palcem zdjecie