pelni, lecz nie bolalo i nie przeszkadzalo mi.

W pewnej chwili spadla mi torebka, a kiedy ja podnosilam, wypadly z niej drobniaki i potoczyly sie pod kanape. Podnioslam koniec kanapy jedna reka, druga pozbieralam monety.

Jezusie!

Wyprostowalam sie i wzielam gleboki wdech. Przynajmniej swiatlo sloneczne nie ranilo moich oczu i nie mialam ochoty gryzc kazdego, kogo zobacze. Smakowal mi tost, ktorego jadlam na sniadanie i wcale nie tesknilam za sokiem pomidorowym. Nie zmienialam sie w wampira. Moze stawalam sie udoskonalona istota ludzka?

W czasach, gdy nie umawialam sie na randki, moje zycie na pewno bylo prostsze.

Dotarlam do „Merlotte’a”. Zauwazylam, ze nikt nie pokroil cytryn i limonek; podawalismy te owoce do koktajli alkoholowych i herbaty. Wzielam wiec deske do krojenia i ostry noz. Kiedy wyjmowalam z duzej lodowki cytryny, Lafayette obwiazywal sie fartuchem.

– Rozjasnilas wlosy, Sookie? – spytal. Potrzasnelam glowa. Oprocz bialego fartucha Lafayette mial na sobie symfonie kolorow: waski jasnoczerwony krawat, ciemno-fioletowe dzinsy, czerwone klapki, na powiekach zas cienie w kolorze malinowym. – Pewnie wygladaja jasniej – powiedzial sceptycznie, unoszac wyskubane brwi.

– Duzo przebywalam na sloncu – zapewnilam go. Dawn nigdy sie nie zblizyla z Lafayette’em, poniewaz byl czarny albo poniewaz byl gejem, zreszta nie wiem… moze z obu wzgledow. Arlene i Charlsie zaakceptowaly go, choc nie silily sie na przyjazny ton. Ja jednak zawsze lubilam naszego kucharza, gdyz znosil swoje prawdopodobnie trudne zyciem z werwa i wdziekiem.

Zerknelam na deske do krojenia. Wszystkie cytryny pocwiartowalam, wszystkie limonki pokroilam w plasterki. W reku trzymalam ociekajacy sokiem noz. Zrobilam to calkiem bezwiednie. W jakies trzydziesci sekund. Zamknelam oczy. Moj Boze!

Gdy je otworzylam, Lafayette przeskakiwal wzrokiem od mojej twarzy do rak.

– Powiedz mi, dziewczyno, ze po prostu tego nie widzialem – zasugerowal.

– Nie widziales tego – potwierdzilam. Glos mialam chlodny i zrownowazony, co zauwazylam z zaskoczeniem.

– Przepraszam, musze je odlozyc. – Odstawilam owoce w oddzielnych pojemnikach do duzej lodowki za barem, gdzie Sam trzymal piwo. Zamykajac drzwi, zobaczylam mojego szefa. Stal z rekoma skrzyzowanymi na piersi. Nie wygladal na szczesliwego.

– Wszystko w porzadku? – zapytal. Jego jasnoniebieskie oczy badawczo zlustrowaly mnie od glowy do stop.

– Robisz cos z wlosami? – dodal niepewnie.

Rozesmialam sie. Odkrylam, ze z latwoscia blokuje tez dzis naplyw ludzkich mysli. Proces blokowania przestal byc bolesny.

– Bylam dlugo na sloncu – wyjasnilam.

– A co ci sie stalo w reke?

Popatrzylam na swoje prawe przedramie. Przykrylam ugryzienie bandazem.

– Pies mnie ugryzl.

– Byl szczepiony?

– Pewnie.

Popatrzylam na Sama z dosc bliska i wydalo mi sie, ze jego twarde, faliste, rudoblond wlosy elektryzuja sie i lekko podnosza. Mialam wrazenie, ze slysze bicie jego serca. Czulam niepewnosc mojego szefa i jego pozadanie. Moje cialo zareagowalo natychmiast. Skupilam spojrzenie na jego waskich wargach i wciagnelam w pluca wspanialy zapach jego plynu po goleniu. Sam podszedl kilka centymetrow. Slyszalam jego oddech. Wiedzialam, ze penis mu sztywnieje.

Wtedy Charlsie Tooten weszla frontowymi drzwiami, zatrzaskujac je za soba. Ja i Sam od razu od siebie odstapilismy. „Dzieki ci, Boze, za Charlsie” – pomyslalam. Pulchna, glupia, dobroduszna i pracowita Charlsie byla wymarzona pracownica. Mieszkala z mezem Ralphem, swoim ukochanym od szkoly sredniej, ktory pracowal w przetworni drobiu. Mieli dwie corki – jedna w jedenastej klasie, druga juz zamezna. Charlsie uwielbiala prace w barze, dzieki czemu mogla wyjsc z domu i spotkac sie z ludzmi. Latwo tez radzila sobie z pijakami, ktorzy po rozmowie z nia grzecznie i bez buntu wychodzili z „Merlotte’a”.

– Czesc wam obojgu! – oswiadczyla radosnie. Ciemnobrazowe wlosy (od farby L’Oreal, jak oswiadczyl Lafayette) sciagnela gumka tak wysoko, ze z wierzcholka glowy zwisaly jej w kaskadzie lokow. Bluzke miala nieskazitelnie czysta, lecz kieszenie szortow byly na wpol otwarte, gdyz zbyt duzo do nich wlozyla. Na nogach miala gladkie rajstopy przeciwzylakowe i tenisowki marki Keds. Sztuczne paznokcie pomalowala na burgundowa czerwien.

– Moja corka spodziewa sie dziecka. Mozecie mniej juz nazywac babcia! – oznajmila. Zobaczylam, ze jest szczesliwa jak nigdy dotad. Tak jak oczekiwala, przytulilam ja, a Sam poklepal po ramieniu. Oboje cieszylismy sie z jej widoku.

– Kiedy ma sie urodzic? – spytalam, ale Charlsie juz zniknela.

Przez nastepne piec minut nie musialam sie do nikogo odzywac. Potem przyszla Arlene (z makijazem niedokladnie zakrywajacym malinki na szyi) i wysluchala calej historii. Raz tylko wymienilam spojrzenia z Samem. Po krotkiej chwili rownoczesnie odwrocilismy wzrok.

Potem zrobila sie pora lunchu, musialam obsluzyc spory tlumek i incydent z szefem popadl w zapomnienie.

O tej godzinie wiekszosc ludzi pila niewiele, najwyzej piwo lub kieliszek wina. Spora liczba zamawiala jedynie mrozona herbate albo wode. Tlum w porze lunchu skladal sie z osob, ktore akurat przypadkowo znalazly sie w poblizu „Merlotte’a”, stalych bywalcow oraz miejscowych alkoholikow, dla ktorych poludniowy drink byl juz trzecim badz czwartym. Przyjmujac zamowienia, przypomnialam sobie prosbe mojego brata.

Reszte swojej zmiany spedzilam, przysluchujac sie ludzkim myslom, co okazalo sie bardzo wyczerpujace. Nigdy nie sluchalam przez caly dzien. Nigdy nie opuscilam mojej mentalnej blokady na tak dlugi czas. Czytanie w myslach nie sprawialo mi jednak tak duzego bolu jak wczesniej i chyba chlodniej podchodzilam do tego, co slysze. Szeryf Bud Dearborn siedzial przy stoliku z burmistrzem, przyjacielem mojej babci, Sterlingiem Norrisem. Gdy przechodzilam, pan Norris wstal i poklepal mnie na ramieniu, a ja zrozumialam, ze widze go pierwszy raz od pogrzebu babci.

– Jak sobie radzisz, Sookie? – spytal tonem wspolczucia. Wygladal marnie.

– Naprawde dobrze, panie Norris. A pan?

– Coz, Sookie, jestem starcem – odparl z niepewnym usmiechem. Nawet nie czekal, az zaprotestuje. – Te morderstwa mnie zalamaly. Nie bylo zadnych zabojstw w Bon Temps, odkad Darryl Mayhew zastrzelil Sue Mayhew. A tamtej smierci nie otaczala zadna tajemnica.

– Ile to bylo… lat temu? Szesc? – spytalam szeryfa, jedynie dla przedluzenia pogawedki. Chcialam postac przy ich stoliku jeszcze chwile. Wiedzialam, ze Norris tak posmutnial na moj widok, poniewaz sadzil, iz moj brat zostanie aresztowany za morderstwo Maudette Pickens, co zdaniem burmistrza bedzie najprawdopodobniej oznaczalo, ze Jason zabil tez nasza babcie. Pochylilam glowe, ukrywajac przed nim oczy.

– Przypuszczam, ze tak. Hmm, pomyslmy… pamietam, ze ubieralismy sie wlasnie na wystep taneczny Jean- Anne… wiec bylo to… tak, masz racje, Sookie, szesc lat temu. – Szeryf kiwnal mi glowa na potwierdzenie. – Byl tu dzis Jason? – rzucil od niechcenia, jakby po namysle.

– Nie, nie widzialam go – odrzeklam. Szeryf zamowil mrozona herbate i hamburgera. Rozpamietywal dzien, w ktorym przylapal Jasona ze swoja Jean-Anne. Obsciskiwali sie na pace pikapa mojego brata.

O, rany! „Jean-Anne ma szczescie – pomyslal szeryf – ze rowniez nie zostala uduszona”. Jego kolejna mysl dotknela mnie do zywego: „Te zabite dziewczyny to i tak smiecie”.

Czytalam w myslach szeryfa Dearborna jak w ksiazce. Wyczuwalam kontekst i rozmaite niuanse jego mysli. Przemknelo mu przez glowe: „Wykonuja najgorsze prace, nie chodzily do college’u, pieprza sie z wampirami… kompletne dno”.

Nie potrafie wrecz opisac ogromu bolu i gniewu, ktore poczulam, slyszac te ocene.

Chodzilam mechanicznie od stolika do stolika, przynosilam napoje i kanapki, sprzatalam resztki, pracujac tak ciezko jak zwykle, z tym okropnym usmiechem rozciagnietym na mojej twarzy. Rozmawialam z dwudziestoma znanymi mi osobami; mysli wiekszosci z nich byly niewinne – na przyklad, ze dzisiejszy dzien jest strasznie dlugi. Wielu klientow baru rozmyslalo o pracy lub o rzeczach, ktore beda musieli zrobic w domu badz tez o drobnych problemach do rozwiazania, jak na przyklad zalatwienie fachowca, ktory naprawi zmywarke do naczyn, albo

Вы читаете Martwy Az Do Zmroku
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату