– Przepraszam, Sookie. Niestety Bill nie ma zadnego wirusa. Jest naprawde, naprawde martwy.

* * *

Umylam twarz i dwukrotnie wyszczotkowalam zeby. Usiadlam na krawedzi lozka, zbyt zmeczona na jakiekolwiek dzialanie. Moj szef usiadl obok mnie. Otoczyl mnie ramieniem dla pocieszenia, a ja po chwili przysunelam sie blizej i wtulilam policzek w zaglebienie przy jego szyi.

– Wiesz, sluchalam NPR – rzucilam, z pozoru bez zwiazku. – Nadawali program o kriogenice. Podobno wiele osob decyduje sie zamrozic sobie tylko glowe, gdyz jest to znacznie tansze od zamrozenia calego ciala.

– Hmm…?

– Zgadnij, jaka piosenke zagrali na koniec?

– Jaka, Sookie?

– Poloz glowe na moim ramieniu.

Moj szef prychnal wesolo, po czym zaczal sie skrecac ze smiechu.

– Sluchaj, Sam – oswiadczylam, gdy ucichl. – Slyszalam, co powiedziales, musze jednak omowic te kwestie z Billem. Kocham go i jestem wobec niego lojalna. A nie ma go tutaj, by przedstawil mi swoj punkt widzenia.

– Och, nie probuje zabiegac o twoje wzgledy, korzystajac z nieobecnosci Billa. Chociaz byloby wspaniale. – Usmiechnal sie swoim rzadkim, pieknym usmiechem. Wydawal sie w moim towarzystwie znacznie bardziej odprezony – teraz, kiedy znalam jego sekret.

– O co ci w takim razie chodzi?

– Chronie cie do czasu zatrzymania mordercy.

– I dlatego obudziles sie nagi w moim lozku? Dla mojej ochrony?

Wyraznie go zawstydzilam.

– Coz, powinienem wszystko lepiej zaplanowac. Ale naprawde sadzilem, ze potrzebujesz kogos w domu. Arlene powiedziala mi, ze Bill wyjechal. Wiedzialem, ze nie pozwolisz mi spedzic nocy tutaj, jesli zachowam ludzka postac.

– Pewnie czujesz ulge, wiedzac, ze nocami domu pilnuje Bubba?

– Wampiry sa silne i okrutne – przyznal Sam. – Domyslam sie, ze ten Bubba ma jakis dlug wobec Billa, w przeciwnym razie nie wyswiadczylby mu tej przyslugi. Wampiry niechetnie to robia. Choc maja tez swego rodzaju hierarchie.

Moze trzeba bylo zwrocic dokladniejsza uwage na to, co mowi Sam, pomyslalam jednak, ze lepiej nie wyjasniac mu pochodzenia Bubby.

– Jesli istnieja takie stworzenia jak ty i Bill, domyslam sie, ze na swiecie jest mnostwo innych nadnaturalnych istot i zjawisk – zauwazylam, uswiadamiajac sobie, ile kwestii mam do rozwazenia. Odkad spotkalam Billa, nie czulam zbytniej potrzeby glebokich przemyslen, nigdy wszakze nie zawadzi byc na wszystko przygotowanym. – Bedziesz musial mi kiedys opowiedziec. – Wielka Stopa? Potwor z Loch Ness? Zawsze wierzylam w potwora z Loch Ness.

– No coz, chyba lepiej wroce juz do domu – powiedzial Sam. Popatrzyl na mnie pogodnie. Nadal byl nagi.

– Tak, mysle, ze powinienes. Ale… o cholera… do diaska… ty… – Poszlam na gore poszukac jakiegos ubrania. Wydawalo mi sie, ze Jason zostawil na wszelki wypadek kilka rzeczy w szafie na pietrze.

I rzeczywiscie. W pierwszej sypialni na gorze znalazlam pare dzinsow i robocza koszule.

Na gorze, pod cynowym dachem, bylo goraco, poniewaz pietro ogrzewal oddzielny termostat. Wrocilam na dol, z radoscia oddychajac ponownie chlodnym, klimatyzowanym powietrzem.

– Prosze – powiedzialam, wreczajac Samowi ubranie. – Mam nadzieje, ze beda na ciebie pasowac. – Spojrzal, jakby chcial ciagnac rozmowe, teraz jednak zdawalam sobie sprawe z tego, ze mam na sobie tylko cienka, nylonowa koszule nocna, a moj szef jest calkiem nagi. – Wloz te rzeczy – polecilam stanowczym tonem. – Ubierz sie w salonie.

Wyprosilam go i zamknelam za nim drzwi. Myslalam, ze moglby sie obrazic, slyszac przekrecany klucz, nie zrobilam wiec tego. Przebralam sie, wlozylam swieza bielizne, dzinsowa spodnice i zolty podkoszulek, ktory mialam ubieglej nocy. Nalozylam makijaz oraz kolczyki i zaczesalam wlosy w konski ogon, na gumke dodalam zolta ozdobe. Humor mi sie poprawil, kiedy spojrzalam w lustro, lecz minute pozniej moj usmiech zmienil sie w marsowa mine, gdyz wydalo mi sie, ze slysze samochod wjezdzajacy na frontowe podworko.

Wypadlam z sypialni, jakby mnie ktos wystrzelil z armaty. Mialam cholerna nadzieje, ze Sam zdazyl sie ubrac i ukryc. Ale on zrobil cos lepszego. Zmienil sie ponownie w psa. Ubrania lezaly rozrzucone na podlodze, zebralam je wiec i wepchnelam do szafy w korytarzu.

– Dobry piesek! – powiedzialam z entuzjazmem i podrapalam zwierze za uszami. W odpowiedzi Dean wetknal zimny czarny nos pod moja spodnice. – Natychmiast przestan – nakazalam mu i wyjrzalam przez okno od frontu. – To Andy Bellefleur.

Detektyw wyskoczyl ze swojego dodge’a rama, przeciagal sie przez dluga chwile, po czym ruszyl do drzwi. Otworzylam je. Dean stal przy moim boku.

Przypatrzylam sie policjantowi z zaciekawieniem.

– Wygladasz, jakbys byl na nogach przez cala noc, Andy. Moze zaparze ci kawy?

Pies ruszyl sie niespokojnie.

– Byloby wspaniale – odparl. – Moge wejsc?

– Pewnie. – Odsunelam sie. Dean warknal.

– Masz tu dobrego psa strozujacego. No, maly, chodz do mnie. – Bellefleur kucnal i wyciagnal reke do owczarka szkockiego, o ktorym po prostu nie potrafilam myslec jako o Samie. Dean powachal Andy’emu reke, ale jej nie polizal. Trzymal sie przez caly czas miedzy mna i detektywem.

– Chodz do kuchni – powiedzialam. Andy podniosl sie i ruszyl za mna. Kawa parzyla sie. Wlozylam tez chleb do tostera. Kolejne kilka minut przygotowywalam smietanke, cukier, lyzeczki i kubki, potem jednak musialam wrocic do detektywa. Twarz mial wymizerowana, wygladal na dziesiec lat starszego. Czulam, ze nie wpadl po prostu z wizyta towarzyska.

– Sookie, bylas tu ubieglej nocy? Nie pracowalas?

– Nie bylo mnie w domu. To znaczy bylam… z wyjatkiem krotkiej podrozy do „Merlotte’a”.

– Bill cie odwiedzil chocby na chwile?

– Nie, Bill jest w Nowym Orleanie. Zatrzymal sie w nowym hotelu w French Quarter, tym wylacznie dla wampirow.

– Jestes pewna, ze wlasnie tam przebywa?

– Tak.- Tym niemniej rysy mi stwardnialy. Przewidywalam zla wiadomosc.

– Bylem na nogach cala noc – wyjasnil Andy.

– Tak?

– Wlasnie jade z kolejnego miejsca zbrodni.

– Tak. – Od razu weszlam do jego umyslu. – Amy Burley? – Gapilam mu sie w oczy, probujac sie upewnic. – Amy, ktora pracowala w barze Good Times? – Nazwisko ze szczytu wczorajszego stosu potencjalnych barmanek, nazwisko, ktore zasugerowalam Samowi! Spojrzalam na psa. Lezal na podlodze z pyskiem miedzy lapami. Wygladal na tak smutnego i ogluszonego, jak ja sie czulam. Nawet zaskowyczal zalosnie.

Brazowe oczy Andy’ego wwiercily sie w moje.

– Skad wiesz?

– Daj spokoj z bzdurami, Andy, wiesz, ze potrafie czytac w myslach. Czuje sie strasznie. Biedna Amy. Czy zginela tak jak inne?

– Tak – odpowiedzial. – Identycznie. Lecz slady ugryzien byly swiezsze.

Przypomniala mi sie noc, gdy Bill i ja jechalismy do Shreveport, wezwani przez Erica. Czy Bill skorzystal wtedy z krwi Amy? Nie potrafilam policzyc, ile dni temu mial miejsce ten wyjazd; tak wiele dziwnych i strasznych rzeczy zdarzylo sie w ostatnich kilku tygodniach.

Usiadlam ciezko na taborecie w kuchni i przez kilka minut potrzasalam nieobecnie glowa, zdziwiona obrotem, jaki przybralo moje zycie.

W zyciu Amy Burley nic sie juz nie zmieni. Otrzasnelam sie z szoku i apatii, podnioslam sie i nalalam kawy.

– Billa nie bylo tutaj od przedwczorajszej nocy – oznajmilam.

Вы читаете Martwy Az Do Zmroku
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату