zdradza tez jego pozycje.
Wsunal karabin pod jeepa i pomknal na zachod przez krzaki, az znalazl sie dwanascie metrow od krawedzi skaly. Wyjal z kieszeni hecklera amp; kocha Alice, odbezpieczyl go i ruszyl na poludnie, oddalajac sie od jeepa, ale zblizajac do garbusa, trzymajac sie dziesiec metrow od zarosli. Deszcz walil coraz mocniej. Huk byl nieprawdopodobny. Trudno bylo sobie wyobrazic cos glosniejszego.
Znajdowal sie naprzeciwko pozycji na drugiej, kiedy z nieba blysnelo. Szybko przykucnal i spojrzal przed siebie. Niczego nie dostrzegl. Gdzie ona jest? Przywarla gdzies do krawedzi plyty, przerazona jak jeszcze nigdy w zyciu.
Drugi piorun blysnal trzy minuty pozniej. Reacher uniosl sie nieco i zerknal na lewo. Zauwazyl kobiete dwadziescia metrow od siebie, schowana przed deszczem na polce skalnej. Dostrzegl litery na jej czapce: FBI. Patrzyla wprost na niego, trzymajac pewnie bron. Nagle lufa rozblysla, strzelila do niego. Odglos byl ledwie slyszalny, gdyz zagluszyla go burza.
Chybila. Blyskawica przygasla i znow wszystko pograzylo sie w calkowitym mroku. Reacher strzelil w jej kierunku i nastawil uszu. Nic. Pewnie chybilem. Potem rozlegl sie grzmot. Ogluszajacy grzechot rozszedl sie echem po ziemi. Zostalo mu jeszcze dziewiec naboi. Postanowil zastosowac podwojny blef. Bedzie myslala, ze zmienie pozycje, a ja tego nie zrobie. Nie ruszyl sie z miejsca. Czekal na kolejna blyskawice. Dzieki niej przekona sie o jej umiejetnosciach. Amatorka oddalilaby sie od niego. Prawdziwa profesjonalistka rowniez zastosowalaby podwojny blef i nie ruszala sie z miejsca.
Kolejny piorun trafil blizej. Kobieta przysunela sie, wciaz przykra wedzi plyty. Dobrze, ale nie wzorowo. Strzelila do niego i chybila o metr. Teraz on strzelil do niej. Nie byl pewny, czy trafil.
I znow kalkulacje. Co ona zrobi? Jak sadzi, co ja zrobie? Ostatnim razem sie pomylila. Wiec tym razem pomysli, ze sie przyblize. Zatem i ona sie zblizy.
Pozostal przykucniety dokladnie w tym samym miejscu. Potrojny blef. Przesunal pistoletem wzdluz hipotetycznej drogi jej przemieszczania sie. Oczekiwal na blyskawice. Blysnelo szybciej, niz sie spodziewal. Wytezyl wzrok. Kobieta znikla. Gwaltownie obrocil sie w lewo i dostrzegl wyrazna granatowa smuge oddalajaca sie w przeciwnym kierunku. Instynktownie wystrzelil przed nia i blyskawica zgasla.
Skoczyl na rowne nogi i puscil sie pedem w tyl na lewo, lamiac po drodze krzewy i rozpryskujac kaluze. Bylo mu wszystko jedno, ile halasu przy tym czynil. I tak niczego nie bylo slychac z odleglosci jednego metra. Musial uzyskac nad nia przewage przed kolejnym piorunem.
Biegl wielkim lukiem, potem zwolnil i przystanal przy wapiennej krawedzi okolo pieciu metrow na polnoc od miejsca, gdzie zauwazyl ja pierwszy raz. Przemiescila sie na poludnie, a potem z powrotem, wiec teraz powinna znow isc na poludnie. Powinna byc jakies dziesiec metrow z przodu. Wprost przed nim. Podazal w slad za nia, starajac sie wczuc w rytm blyskawic, gotow w kazdej chwili pasc na mokra ziemie.
Kolejny blysk pioruna rozswietlil cala okolice. Reacher gwaltownie przykucnal i wytezyl wzrok. Nie ma jej tam. Padl na brzuch w bloto i lezal nieruchomo. Moze poszla w strone jeepa.
Przy kolejnym rozblysku zrobilo sie jasno jak w dzien, grzmot byt potezny, a blyskawica podswietlila spod chmur, jak flara oswietlajaca pole walki. Jeep byt daleko. Zdecydowanie za daleko. Obrocil sie, wiec i poczolgal na poludnie. Poruszal sie powoli na czworaka. Trzy metry, szesc, osiem. Nagle poczul won perfum.
Byla intensywniejsza od zapachu deszczu. Czy to aby na pewno perfumy? A moze zapach natury, na przyklad jakis nocny kwiat, ktory gwaltownie zakwita w czasie burzy? Nie, to perfumy. Lezal bez ruchu.
W ktora strone jest zwrocona? Jesli spoglada na polnoc, to patrzy prosto na mnie, tyle, ze mnie nie widzi. Zbyt ciemno. Uniosl sie na lewym przedramieniu i wycelowal pistolet. Wstrzymal oddech.
Na ulamek sekundy niebo sie rozdarto i wielka blyskawica oswietlila pustynie jasniej niz slonce. Kobieta znajdowala sie metr od niego. Lezala twarza do ziemi, nogi miala ugiete w kolanach, pistolet upadl obok ramienia, zanurzony do polowy w blocie. W ostatniej chwili, nim zapadla ciemnosc, wymacal jej szyje. Nie wyczul pulsu. Cialo zdazylo juz troche ostygnac. Strzelanie z wyprzedzeniem. To musial byc trzeci pocisk, ktory instynktownie wycelowal tuz przed nia, kiedy kobieta sie przemieszczala. Wyskoczyla kuli naprzeciw. Nastepny piorun blysnal swiatlem mniej wyraznym, rozproszonym w przestrzeni. Reacher przewrocil kobiete na plecy, rozerwal kurtke i koszule. Tak, trafil ja w lewa pache. Kula przeszla na wylot drugim bokiem tulowia. Prawdopodobnie przestrzelil jej serce, pluca oraz kregoslup.
Byla sredniej postury. Wlosy blond, nasiakniete woda i utytlane blotem, tam gdzie wymykaly sie spod czapki FBI. Twarz wydala mu sie skads znajoma. Bar. Mrozona cola. Wzial ich wtedy za zespol handlowcow. Kolejny blad.
Wlozyl do kieszeni pistolet Alice i wrocil do jeepa. Bylo tak ciemno, a dodatkowo deszcz zalewal mu oczy, ze doslownie wpadl na samochod. Macajac reka po masce, dotarl do drzwi kierowcy i wsiadl do srodka.
Wlaczyl dlugie swiatla, uruchomil naped czterokolowy i buksowal, poki przednie opony nie odzyskaly przyczepnosci, po czym wjechal pod gorke. Potem szerokim lukiem podjechal do stanowiska na siodmej. Zatrabil dwa razy, na co Alice wynurzyla sie niepewnie zza krzaka jadloszynu i podbiegla do drzwi pasazera.
– Nic ci nie jest? – spytal.
– Co sie stalo?
Ruszyl bez slowa, jechal zygzakiem, by przeczesac reflektorami cala plyte. Dziesiec metrow przed zniszczonym garbusem znalazl cialo mezczyzny. Byl wysoki i potezny, dostal kula z winchestera w brzuch. Reacher przypomnial sobie scene w barze. Kobieta i dwoch mezczyzn.
– Dwa trupy – powiedzial. – To sie stalo. Ale kierowca uciekl. Rozpoznalas go? Potrzasnela glowa.
– Nie, przykro mi. Bieglam, a swiatla palily sie raptem sekunde czy dwie.
– Widzialem juz tych ludzi. – Zastanowil sie chwile. – W piatek na skrzyzowaniu. Pewnie wkrotce po zabojstwie Eugene’a. Byla ich trojka. Kobieta, zwalisty facet i drobny brunet. Moge odfajkowac kobiete i tego wielkoluda. Ale czy drobny brunet byl dzis ich kierowca?
– Niewiele widzialam. A ty?
– Patrzyl sie w przeciwnym kierunku, tam skad ty strzelilas. Rozblysk byl potezny. Potem ja strzelalem, a po chwili uciekl. Ale chyba nie byl maly.
Kiwnela glowa.
– Tez mam przeczucie, ze nie byl mikrusem. Ani brunetem. Mignal mi tylko, ale sadze, ze byl dosc duzy. Mial chyba jasne wlosy.
– To by sie zgadzalo – rzekl Reacher. – Zostawili tego bruneta, ze by pilnowal Ellie.
– Wiec kto siedzial za kolkiem?
– Ich klient. Facet, ktory ich wynajal. Tak przypuszczam.
– Uciekl.
Reacher usmiechnal sie.
– Moze sobie uciekac, ale sie nie ukryje.
PRZYJRZELI sie garbusowi. Nie nadawal sie juz do niczego. Alice wzruszyla tylko ramionami i obrocila sie na piecie. Reacher wyjal ze schowka mapy, nawrocil jeepem i ruszyl z powrotem do Czerwone go Domu. Deszcz przeszedl teraz w mzawke.
Reacher gwaltownie wyminal garaz i dostrzegl nikle swiatelka pelgajace w oknach domu.
– Pala swieczki – powiedzial.
– Pewnie wysiadl prad – zauwazyla Alice.
Tak ustawil jeepa, ze wnetrze garazu znalazlo sie w swietle jego reflektorow.
– Rozpoznajesz? – spytal.
Pick-up Bobby’ego znow stal na swoim miejscu, ale byl mokry i umazany blotem. Z tylu skapywala woda. Reacher obrocil glowe i obserwowal droge na polnocy.
– Ktos sie zbliza – zauwazyl.
Gdzies w oddali widac bylo nikle swiatla samochodu.
– Przywitajmy sie z Greerami – zaproponowal.
Weszli po schodkach na ganek, pchnal drzwi i wprowadzil Alice do salonu. Lampa naftowa stala na komodce, syczala, plonac jasno.
Choc byla trzecia w nocy, Bobby siedzial z matka przy stole. Rusty byla ubrana w dzinsy i koszule. Bobby zajmowal miejsce obok niej ze wzrokiem utkwionym w pustke.
– Czyz to nie romantyczna sceneria? – odezwal sie Reacher.