wszystkiego, co sie w zyciu robilo, i zadne szorowanie go nie usunie. Identyfikujemy cie dzieki jedzeniu, ktore spozyles, ubraniu, ktore nosiles, i miejscom, w ktorych byles; zadna ocena wzrokowa nie jest pewniejsza.

Sadze, ze giganta, ktory mnie wyjal z kojca (nie rozporzadzalem jeszcze wowczas pojeciem „czlowiek”), czuc bylo tytoniem, trunkami, tlustym jedzeniem i zapachem – ktory, jak stwierdzilem, jest obecny zawsze i wszedzie – seksu. Zapachy te byly dla mnie wtedy calkowicie nowe i, jak powiedzialem, przerazajace. Nieprzyjemne, lecz interesujace. Jedyna znajoma wonia byl uspokajajacy zapach psa, ktorego uczepilem sie, by czerpac zen otuche. Ujrzalem, jak mi sie wydawalo, miliony dwunogich istot snujacych sie ulica w jedna i druga strone. Wydawane przez nie halasy ranily mi uszy i napelnialy przerazeniem. Oczywiscie bylem na ulicznym targu i nawet wowczas, w tym wczesnym stadium zycia, niejasno to rozpoznawalem. Miejsce to bylo mi jakby znajome. Gdzies blisko mego ucha rozlegly sie chrapliwe, burkliwe dzwieki. Nerwowo rzucilem lbem w te strone. Dzwieki wydobywaly sie z ust trzymajacej mnie istoty. Nie twierdze, ze rozpoznalem slowa, ale ogolnie pojalem, o co chodzi mowiacemu.

Tuz obok uslyszalem drugi glos. Zostalem wepchniety w inne rece. Ich won byla calkowicie odmienna. Zdaje mi sie, ze i tu obecne byly zapachy jedzenia i picia, brak jednak bylo fetoru nikotyny. Bylo tez cos jeszcze – sprawiajaca wrazenie perfum lagodnosc. Won ta nie jest ciekawa, ale kojaca. Nie bylo jej wiele, lecz w porownaniu z dlonmi, ktore mnie wlasnie puscily, poczulem sie tak, jakbym zostal skapany w najdelikatniejszym pachnidle. Zaczalem lizac te dlonie, wciaz bowiem czuc bylo na nich zapach jedzenia. Cudownie jest lizac ludzkie rece i twarze. Wydzielany przez pory na calym ciele pot zawiera zapach ostatnio spozywanego jedzenia, a sol dodaje mu wyjatkowego smaku. Smak jest subtelny i ulotny, ale aromat ten w polaczeniu z ekscytujacym laskotaniem jezyka o skore wywoluje uwielbiana przez kazdego psa przyjemnosc. Zrozum, to nie tyle pieszczota (choc po pewnym czasie znany smak staje sie przyjemniejszy niz nowy, a lizanie staje sie niemal dowodem milosci), ile rozkoszne doznanie dla kubkow smakowych.

Olbrzym przyciskal mnie do piersi. Jego reka przesunela sie po moim lbie i delikatnie poskrobala za uszami. Przyprawilo mnie to niemal o drgawki; sprobowalem skubnac go w nos. Przekrzywil glowe z odglosem, ktory zdolalem zinterpretowac jako pomruk czystego zadowolenia, wiec nasililem wysilki, by jeszcze raz dostac sie do tej sterczacej barylkowatej cechy jego fizjonomii. W koncu udalo mi sie polizac jego szorstki podbrodek. Zaskoczony chropowatoscia odsunalem sie na chwile, przemogla jednak ekscytacja i ponowilem atak. Tym razem zostalem zdecydowanie powstrzymany i z powrotem wlozony do kojca. Natychmiast wspialem sie w gore, starajac sie dostac do przyjaznego olbrzyma. Oparlem sie przednimi lapami o drewniana barierke kojca. Przylaczyla sie do mnie biala istota, ktora probowala zepchnac mnie z zajetego stanowiska. Udalo mi sie ja odsunac. Kiedy zobaczylem, ze kilka zielonych kawalkow papieru powedrowalo do rumianej, szorstkiej dloni olbrzyma trzymajacego mnie w kojcu, poczulem, ze za chwile zdarzy sie cos milego. I faktycznie. Po chwili znow sie znalazlem wysoko w powietrzu i przyjemnie pachnacy olbrzym przycisnal mnie do piersi. Zaskomlalem cicho i probowalem polizac mu wielka twarz. Instynkt mi podpowiadal, ze lepiej bedzie wyzwolic sie spod opieki rumianego olbrzyma – wlasciciela kojca – poniewaz z jego cielska saczyla sie zlosc. Spojrzawszy na pozostale klebki w kojcu, poczulem odrobine zalu; w koncu byli to moi bracia, moi przyjaciele. Kiedy oddalalem sie przytulony do piersi olbrzyma, przeniknelo mnie przejmujace uczucie smutku, a umysl wypelnil na moment obraz o wiele wiekszego psa, prawdopodobnie mojej matki. Na dzwiek mojego skomlenia dlon olbrzyma zaczela mnie delikatnie gladzic, a z jego ust doszlo mnie lagodne mruczenie.

Tlumy dwunogich istot wydaly mi sie jeszcze straszniejsze, kiedy zaczelismy sie miedzy nimi przeciskac. Dygotalem ze strachu. W panice wcisnalem leb w fald skory wielkiego zwierzecia, ktore mnie nioslo. Pozwolilo na to, okazujac wspolczucie wobec mego przerazenia, i staralo sie mnie uspokoic. Co jakis czas wytykalem leb, ale zgielk i rozmigotane barwy sprawialy, ze natychmiast chowalem go z powrotem. Puls bijacy w szerokiej klatce piersiowej olbrzyma uspokajal mnie. Wkrotce opuscilismy targ i wyszlismy na ulice. Uslyszalem nowe, jeszcze bardziej przerazajace dzwieki.

Wyszarpnalem leb z ukrycia. Szczeka opadla mi z przerazenia na widok olbrzymich potworow szarzujacych wprost na nas. Mijaly nas zaledwie o centymetry, pozostawiajac za soba wiry wzburzonego powietrza. Byly to nie znane mi zwierzeta, o wiele dziwniejsze niz dwunogie istoty, w jakis koszmarny sposob pozbawione wszelkich cech poza sila i wielkoscia. Wydawany przez nie odor przyprawial o mdlosci, nie czuc tez bylo od nich jadla ani potu. Nie opodal pojawil sie jeszcze okropniejszy potwor: byl caly ogniscie czerwony i cztery razy wiekszy od innych. Ledwie mialem czas dostrzec, ze mial okragle lapy, obracajace sie z niesamowita predkoscia. Pryskajac kropelkami uryny, wyskoczylem z ramion mojego pana na szary chodnik. Rzucilem sie w przeciwnym niz nadciagajaca bestia kierunku. Z tylu rozlegly sie krzyki, ale sie nie zatrzymalem. Zanurkowalem miedzy dwoma olbrzymami, ktorzy sprobowali zagrodzic mi droge. Przede mna wyciagnela sie czyjas stopa, ale przeskoczylem nad nia, nie zmieniajac nawet tempa biegu. Skrecilem w bok, gdy wyciagnely sie ku mnie z gory wielkie rece. Zeskoczylem z chodnika i wpadlem w sam srodek niknacych potworow. Uszy wypelnialy mi zgrzyty i piski, a przed oczami migaly jedynie ogromne, niewyrazne ksztalty. Wciaz jednak gnalem, nie obracajac lba na boki, nie korzystajac w ogole z nowo nabytej cechy, to znaczy z szerokiego kata widzenia. W polu widzenia mialem przed soba tylko czarna dziure. Nagle w tym momencie cos poruszylo sie w mojej pamieci: Przez chwile bylem kims innym, wysoko nad ziemia, i odczuwalem ten sam strach co teraz. Cos sie na mnie rzucilo, cos bialego i oslepiajacego. Potem nastapila eksplozja swiatla i wszystko zniknelo w bolu.

Znow bylem psem, mknacym na wprost hamujacych z piskiem opon samochodow i autobusow.

Pewnie wowczas zostaly pobudzone – ale jeszcze nie przebudzone, nie odsloniete – wspomnienia, uczucia, instynkty. Zaczely zyc na nowo, ale moj psi mozg nie byl przygotowany na ich przyjecie.

Wpadlem do sklepu i zahamowalem z poslizgiem na posadzce, starajac sie nie wpasc na cos wysokiego, na czym staly jaskrawo kolorowe przedmioty. Gdy rabnalem w to lbem, zakolysalo sie niebezpiecznie, ale przytrzymane zostalo przez rece dwunogich istot wykrzykujacych cos w podnieceniu. Wypatrzylem kolejna dziure i pomknalem ku niej, wpadajac za zakretem w przyjemny ciemny zakatek. Przycupnalem tam, dygoczac, z otwartym szeroko pyskiem i wywieszonym jak polec surowej watroby jezykiem. W zoladku mi sie kotlowalo, gdy lapczywie wciagalem w pluca powietrze. Moj azyl nie okazal sie na dlugo bezpieczny; czyjes dlonie zlapaly mnie za skore na karku i wyszarpnely z zakatka. Ciagnieto mnie po posadzce wsrod gniewnych pomrukow. Calkowicie ignorowano moje protestujace skamlanie. Kilka razy przylozono mi w leb, ale nawet nie poczulem bolu. Gdy dociagnieto mnie do progu, sprobowalem wbic pazury w nie poddajaca sie, lsniaca posadzke. Nie mialem zadnej ochoty znalezc sie znow wsrod tamtych morderczych potworow.

W drzwiach pojawil sie jakis ciemny cien. Do mych nozdrzy dotarly znajome zapachy. Wciaz nie bylem pewny, czy moge zaufac olbrzymowi, ale instynkt podpowiadal mi, ze nie mam innego wyjscia. Kiedy wiec olbrzym podszedl do mnie, bez protestu pozwolilem mu sie podniesc. Umoscilem sie na jego piersi, poszukalem uspokajajacego bicia serca i przestalem zwracac uwage na rozlegajace sie zewszad gniewne glosy. Bicie serca mialo teraz troche inny rytm, bylo nieco szybsze, mimo to stanowilo dla mnie wielka pocieche. Awantura zostala zazegnana wbrew woli dazacych do niej uczestnikow gniewnej dyskusji. Palce olbrzyma wpijaly mi sie w cialo jak stalowe kleszcze. Mojemu opiekunowi otwarly sie gruczoly potowe. Wkrotce mialem sie dowiedziec, ze swiezy pot to oznaka gniewu lub niezadowolenia. Besztajac mnie, wyszedl na ulice. Bylem nieszczesliwy.

Tempo bicia serca opiekuna stopniowo wrocilo do normy, a uscisk na moim karku sie rozluznil. Po chwili zaczal mnie glaskac i skrobac za uchem. Wkrotce nabralem tyle odwagi, by wysunac nos spod marynarki i spojrzec na niego. Gdy pochylil nade mna glowe, znow polizalem go po nosie i poczulem zapach cieplego uczucia. Jego twarz nabrala osobliwego wyrazu. Wtedy wlasnie zaczalem rozpoznawac mimike i kojarzyc ja z nastrojami. Bylo to pierwsze odkrycie, ktore odroznialo mnie od innych przedstawicieli mego gatunku. Moze wstrzas wywolany ogluszajacym halasem na ulicy obudzil we mnie wspomnienia i zaczela funkcjonowac inna swiadomosc, a moze i tak by sie to zdarzylo po jakims czasie. Wowczas jednak docieralo do mnie jedynie to, ze blyskawicznie poruszajacych sie na czterech okraglych nogach stworzen trzeba sie bac i, jesli o mnie chodzi, gardzic nimi.

Olbrzym nagle zmienil kierunek i skrecil w lewo, otwierajac przed soba wielka drewniana plyte. Buchnelo zza niej stechle powietrze. Kontrast miedzy jaskrawym swiatlem slonca na zewnatrz i zimna, mroczna, wypelniona dymem jama byl zdumiewajacy. Zamkniety w czterech scianach szmer glosow odbijal sie od nich, ohydna won byla zastala i intensywna, a nad wszystkim unosil sie wypelniajacy bez reszty zakatki pomieszczenia ciezki, gorzki zapach. Opiekun usadzil mnie miedzy swoimi nogami a gigantyczna drewniana sciana, o ktora wsparl sie tak, ze gorna polowa jego ciala zniknela po drugiej stronie. Rozejrzalem sie po wnetrzu. Staly tam grupki innych dwunogich stworzen, wydajacych z siebie zroznicowane, interesujace odglosy, o wiele mniej nieprzyjazne niz na targu. Wszyscy trzymali w dloniach przezroczyste naczynia z plynem. Podnosili je do ust i pili z nich. Byl to fascynujacy widok. Pod scianami dostrzeglem inne grupy siedzace za swego rodzaju platformami, na ktorych rozstawione byly naczynia z roznobarwnymi plynami. Znow pojawilo sie wspomnienie wywolane znajomym w

Вы читаете Fuks
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату