– Co masz zamiar zrobic, Fred? – spytala zona z oczami rozszerzonymi strachem, przyciskajac mocno do siebie dziesiecioletnia corke. – Rozbili sie tym samochodem na dole?

– Nie wiem. Chcieli, zebym wezwal policje.

– Zrobisz to?

– Nic nie zaszkodzi, jak zadzwonie. Odsunal zone, wszedl do bawialni i zblizyl sie do stojacego na kredensie telefonu.

– Keith! – zawolal do dorastajacego syna – zastaw czyms drzwi, czyms ciezkim.

Odlozyl lom i schylil sie nad telefonem, oswietlajac swieczka tarcze.

Wsluchiwal sie w sygnal przez pelne dwie minuty, zanim odlozyl sluchawke.

– Uwierzylabys? – powiedzial zdziwiony do zony, ktora weszla za nim do pokoju. – Caly czas, cholera, zajete. Ale musza do nich dzwonic. Chyba ze maja popsute telefony.

Pokiwal z zalem glowa.

– Wyglada na to, ze te biedaczyska sa zdane tylko na siebie.

ROZDZIAL DWUDZIESTY DZIEWIATY

Dotarli dopiero do szostego lub siodmego pietra – Bishop stracil juz rachube – kiedy uslyszeli kroki na schodach w dole.

Oparl sie o porecz, lapiac oddech i nasluchujac. Dzwigal teraz Kuleka na plecach jak wprawny ratownik i z kazdym krokiem niewidomy mezczyzna wydawal mu sie ciezszy.

– Sa w budynku.

Popatrzyl w ciemnosc pod nimi, ale niczego nie dostrzegl. Gryzacy dym z plonacego wraku wypelnial klatke, choc wydawalo sie, ze pozar juz sie konczy.

Edith Metlock skierowala latarke w dol i zobaczyli biale, niewyrazne ksztalty, przesuwajace sie po poreczy; po chwili zorientowali sie, ze to rece wchodzacych ludzi, reszte ich sylwetek zaslanialy schody. Widok byl makabryczny, rece, jakby oderwane od cial, przypominaly koszmarna armie maszerujacych szponow.

– Nigdy sie nam nie uda! – krzyknela Jessica. – Dopadna nas, nim dojdziemy na gore!

– Nie, posuwaja sie bardzo wolno, jeszcze mamy szanse. Bishop ponownie sie wyprostowal, poprawiajac opartego na jego ramieniu na wpol przytomnego mezczyzne.

– Wyjmij mi z kieszeni pistolet, Jessico. Jesli za bardzo sie zbliza, strzelaj!

Poszli dalej za Edith, ktora latarka oswietlala droge. Bishop czul, jak szybko slabna mu nogi, jak opada z sil pod przygniatajacym ciezarem Kuleka. Z wysilku zagryzl dolna warge, miesnie na plecach protestowaly przeciw tej udrece. Gdy weszli na nastepne pietro, Bishop z oslabienia opadl na kolana. Kulek zeslizgnal mu sie z ramion, lecz Jessica zdazyla zlapac ojca, zanim upadl na beton. Piers Bishopa unosila sie ciezkim oddechem. Oparl o balustrade spocona twarz.

– Jak daleko sa od nas? – spytal sapiac. Edith raz jeszcze poswiecila w dol latarka.

– Trzy pietra nizej – powiedziala cicho. Chwycil sie poreczy i znow stanal na nogach.

– Pomozcie mi – poprosil, schylajac sie po Kuleka.

– Nie. – Kulek mial otwarte oczy i probowal usiasc. – Moge isc sam. Tylko podniescie mnie.

Bishop byl bardziej zaniepokojony tym, ze Kulek raz traci, raz odzyskuje przytomnosc, niz gdyby pozostawal nieprzytomny caly czas. Gdy stawiali go na nogi, Kulek jeknal glosno i chwycil sie za zoladek. Z trudem sie wyprostowal.

– Nic mi nie bedzie – zapewnil podtrzymujaca go Jessike. Po chwili drzaca reka dotknal Bishopa. – Gdybys tylko pomogl mi isc – powiedzial.

Bishop zarzucil sobie reke mezczyzny na szyje i zaczeli wchodzic na nastepna kondygnacje. Widzial, jak przy kazdym stopniu Kulek krzywi sie z bolu.

– Juz niedaleko, Jacob – zapewnil go. – Jestesmy prawie na samej gorze.

Kulek nie mial sily odpowiedziec.

– ZOSTAW GO BISHOP, TERAZ NIC CI PO NIM! – Zamarli, gdy dobiegly do nich te slowa. Bishop wiedzial, ze glos ten nalezy do wysokiej kobiety imieniem Lillian.

– Nie widzisz, ze on umiera? – Nie krzyczala juz, na klatce odbil sie echem syczacy szept. – Po co zawracacie sobie glowe trupem? Zostawcie go, inaczej nigdy nam nie uciekniecie. Nie chcemy ciebie, Bishop, tylko jego.

Bishop patrzyl w dol, w nieprzenikniony mrok, i wiedzial, ze zewszad otacza ich Ciemnosc, unoszaca sie w nocnym powietrzu jak niewidoczny pasozyt. Czul, jak swoim chlodem piesci jego cialo, zamieniajac krople potu w kuleczki lodu. Zobaczyl biale, niewyrazne twarze w czarnym szybie klatki schodowej pod nimi.

– Zostaw go. Zostaw go. – Dudnily mu w glowie inne glosy. – Na co ci on. Tylko ci zawadza. Martwy ciezar. Umrzesz, jesli bedziesz go trzymal przy sobie.

Mocniej scisnal porecz. Bez Kuleka moze sie uratowac. Moze wydostac sie na dach. Tam go nie dostana. Bedzie mogl ich powstrzymac.

Czyjas szorstka reka chwycila go za wlosy.

– Nie sluchaj, Chris – ostro powiedziala Edith Metlock, swiecac mu w oczy latarka. – Slysze glosy. One tez chca, abym im pomogla. Nie rozumiesz? To Ciemnosc, glosy probuja zamacic nam w glowach. Musimy isc, Chris.

– Slysze je – powiedziala Jessica. – Chca, abym cie zastrzelila, Chris. Ciagle powtarzaja, ze sciagasz na ojca jeszcze wieksze niebezpieczenstwo.

– BISHOP, JESZCZE NIE JEST ZA POZNO, MOZESZ PRZYLACZYC SIE DO NAS – wrzeszczala wysoka kobieta. – MOZESZ STAC SIE JEDNYM Z NAS!

– Przestan swiecic mi w oczy, Edith – powiedzial, odwracajac sie od poreczy.

Obie kobiety odetchnely z ulga i raz jeszcze podjeli zmudna wspinaczke. Tupot nog stawal sie szybszy, coraz glosniejszy. Bishop juz tylko sila woli przyspieszyl kroku, nieomal przenosil rannego mezczyzne nad schodami, ciagnac go do gory. Doszli do wyzszego pietra, skrecili i zaczeli wchodzic na nastepna kondygnacje, ale kroki zblizaly sie, biegnac, szybko wdrapujac sie po schodach, towarzyszyly im halasy, dzwieki, jakie moga wydawac tylko dzikie zwierzeta. Byli teraz pietro nizej, wybiegajac z ciemnosci niczym stwory wylaniajace sie z piekla.

Jessica oslabla z przerazenia. Oparla sie plecami o sciane i probowala wspinac sie dalej, ale ledwo mogla poruszac nogami. Wyciagnela sztywno reke, celujac w strone dochodzacych ja odglosow szurajacych nog, ktore zblizaly sie coraz bardziej.

Nagle miedzy nia a ciagnacym tlumem rozblyslo swiatlo, coraz silniejsze, wypelniajace ciemnosc na zakrecie schodow. Z podestu powialo zimnym powietrzem, gdy ktos otworzyl wahadlowe drzwi i nagle uslyszeli glosy i zobaczyli jeszcze wiecej swiatel.

– Kto jest na dole? – zapytal gruby glos.

– Spojrz, Harry, ktos stoi na gorze na schodach – powiedzial inny glos.

Nagle Jessike oblalo jaskrawe swiatlo.

– O Jezu! Ona ma pistolet! – krzyknal ten sam glos.

Edith schowana za zakretem schodow szybko zeszla pare stopni w dol i oswietlila latarka miejsce, skad dochodzily glosy.

Grupa mezczyzn i kobiet stala przy wejsciu na polpietro, przygladajac sie jej i Jessice. Bez watpienia byli to sasiedzi, ktorzy dla wiekszego bezpieczenstwa skrzykneli sie razem, gdy odcieto prad.

– Idzcie stad – zawolala do nich Edith. – Dla wlasnego bezpieczenstwa wracajcie do swoich mieszkan i pozamykajcie dobrze drzwi.

Ktos przepchnal sie obok stojacego w przejsciu mezczyzny.

– Ale najpierw nam pani powie, co sie tutaj dzieje. Jego latarka rzucala szeroki i silny snop swiatla.

– Po co tej dziewczynie pistolet?

– Musza miec cos wspolnego z tym wypadkiem na dole – zamruczal inny glos.

Bishop stal blisko Edith, ale ludzie na dole w dalszym ciagu go nie widzieli.

– Poswiec latarka na schody, Edith – wyszeptal. – Pokaz im ten tlum.

Edith przechylila sie przez porecz i oswietlila przyczajone w dole postacie.

– Tam jest ich wiecej!

Вы читаете Ciemnosc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату