Krzyk ginacych zolnierzy zagluszyla druga eksplozja, kiedy maszyny uderzyly o ziemie. Rozpalone kawalki metalu i plonaca benzyna trysnely na niczym nie oslonietych ludzi.
Trzeci pilot mial wiecej szczescia, gdyz udalo mu sie wyprowadzic maszyne nad puste ulice i dopiero tam stracil nad nia panowanie. Helikopter roztrzaskal sie o ziemie, ale ani pilot, ani jego towarzysz nie odniesli ciezkich obrazen. Wyskakujac ze zniszczonej maszyny, nie zauwazyli nawet zblizajacych sie do nich w ciemnosciach ludzi.
Bishop zdjal maske z twarzy; plac oswietlaly teraz slabe swiatla z wykopu i czerwona poswiata pozaru z odleglej drogi. Po policzkach splywaly mu lzy wscieklosci, bezradnosci; na nowo opanowal go strach. Wokol wybuchaly mniejsze pozary, wywolywane przez plonace czesci rozbitych w gorze helikopterow. Poniewaz maszyny spadaly z duzej wysokosci, doszlo do znacznego rozprzestrzenienia sie ognia.
Edith Metlock byla ledwie widoczna w slabym swietle dochodzacym z wykopu. Wciaz stala z wyciagnietymi rekami, a z jej ust ciagle wydobywaly sie krzyki. Bishop probowal sie podniesc, ale znow poczul przygniatajacy ciezar, przykuwajacy go do ziemi, miazdzacy mu rece i nogi. Czarne zjawy krazyly wokol niego, wylaniajac sie z ciemnosci; zblizajac sie nabieraly wyraznych ksztaltow. Cos go uderzylo i upadl na ziemie, powalony bardziej przerazeniem niz ciosem. Uniosl sie na lokciu, ale nic wokol siebie nie zauwazyl. Poczul na czole kolejne uderzenie; skora piekla go tak, jakby ktos tarl ja lodem. Pojawil sie przed nim mezczyzna. To byl Pryszlak. Zlosc na jego twarzy widac bylo nawet w panujacych ciemnosciach. Wysunal glowe, zionac cuchnacym oddechem, pokazujac czarne zeby w usmiechu, na widok ktorego Bishop krzyknal i probowal zaslonic oczy. Z Pryszlakiem byli inni – znajome twarze, znieksztalcone wlasnym zepsuciem. Mezczyzna, ktory probowal go zastrzelic. Brodaty mezczyzna z wizji w Beechwood. Wysoka kobieta z plonacymi triumfalna nienawiscia oczami. I jej niska towarzyszka szyderczo chichoczaca. Innych nie rozpoznawal. Jedna z tych twarzy przypominala Lynn, lecz byla tak znieksztalcona, ze nie mial pewnosci. Podchodzili do niego, dotykajac go, poszturchujac. Ale jego wzrok przenikal przez nich; widzial Edith, slyszal jej krzyki, widzial przycmione swiatlo z wykopu.
Nagle wybuchly znajdujace sie w dole urzadzenia swietlne, w gore polecialo szklo, wystrzelily iskry i plomienie; maszyny zniszczylo cos, co nie znalo ograniczen, cos, co roslo w sile. W powietrzu zawirowalo szklo – skorupy blyskaly czerwonym swiatlem, obracajac sie, odbijajac odlegly pozar – ogromne plyty specjalnie wzmocnione dla ochrony znajdujacych sie pod nimi delikatnych, lecz poteznych wlokien zarzenia. Bishop widzial, jak jeden z takich kawalow leci w kierunku Edith, jego blyszczaca powierzchnia wielkosci drzwi przecina jej cialo na pol i zamknal oczy, zanim jej nogi, ktore nie podpieraly juz ciala, z wolna sie przewrocily.
Rece zacisnely mu sie na gardle i zdawalo sie, ze kazda z postaci ma udzial w tym uscisku, ich twarze plynely przed nim, masa, ktora byla umyslem ich wszystkich, wciagala jego umysl, nie sondujac juz, nie szukajac, lecz wyciagajac to, czego potrzebowala, by dalej istniec i szerzyc zlo. Jeszcze nim zapanowala calkowita ciemnosc, zobaczyl tlumy wdzierajace sie na plac: skrzeczacych szalencow, ktorzy atakowali kazdego, kto nie byl jednym z nich. Ku niemu biegla Jessica, ledwo widoczna w mroku. Opadla zaslona i nic juz nie bylo widac. Zamknal oczy przed Ciemnoscia.
A potem je otworzyl, zastanawiajac sie, skad pochodzi oslepiajace biale swiatlo, ktore bilo znikad i omiatalo teren, na ktorym kiedys bylo Beechwood; oslepiajacymi promieniami oczyszczalo kazde wyzlobienie, wspaniala, intensywna jasnosc wyzwalala z cienia kazda cegle, kazdy kamien, wypedzajac Ciemnosc.
Swiatlo przeszylo jego oczy, mimo ze zamknal je raz jeszcze.
…Senne koszmary opuscily mnie, czas zatarl groze tamtych straszliwych dni. Nawet Jessica nie boi sie juz nocy. Jestesmy teraz razem, jeszcze nie jako maz i zona, ale i na to przyjdzie czas. Musimy najpierw sie przyzwyczaic do naszego nowego zycia, formalna ceremonia nastapi pozniej.
Po dwoch latach wciaz pamietamy te noc w Beechwood, tak jakby to bylo wczoraj. O tych wydarzeniach wiele dyskutowano, analizowano je i opisywano, ale nikomu nie udalo sie wyjasnic zjawiska, ktorego bylismy swiadkami. Kosciol oczywiscie probuje; naukowcy gotowi sa nas wysluchac i rozwazyc to, co mamy im do powiedzenia, gdyz okazalo sie, ze to oni sie mylili, i to oni uswiadomili sobie, ze zlo jest potega ducha, a nie biologicznym uszkodzeniem mozgu. Jacob Kulek bylby zadowolony – jest zadowolony – ze zostala nawiazana prawdziwa, pozbawiona dawnej niecheci, wspolpraca miedzy naukowcami i parapsychologami, przymierze otwierajace nowe mozliwosci naszego samopoznania. Wlasnie do tego dazyl Jacob przez cale zycie, ale dopiero jego smierc umozliwila realizacje tych zamierzen. Jessica czesto kontaktuje sie z nim i ja powoli ucze sie tego. Edith pomaga mi, jest moim przewodnikiem.
Rozmawiala z moja corka Lucy i obiecala, ze wkrotce mi ja sprowadzi. Mowi, ze Lucy jest bardzo szczesliwa. Edith wraz ze swa smiercia znalazla spokoj.
Ciemnosc nigdy juz nie powrocila, ale Jacob ostrzegl nas, ze nie zostala do konca pokonana. Mowi, ze dopoty bedzie istniala, dopoki zlo nie opusci ludzkich umyslow. Przypuszczam, ze pewnego dnia Ciemnosc znowu sie pojawi.
Teraz wielu z nas zdaje sobie z tego sprawe. Ci wszyscy, ktorzy byli w Beechwood i widzieli, jak tworzyla sie i narastala Swiatlosc, az jej blask zniszczyl wszystkie cienie, zdobyli rzadka zdolnosc pozazmyslowego postrzegania. Cierpia tylko ci, ktorzy nie potrafia poradzic sobie z ta nowa sila, ktora na nich splynela. Ich umysly odwrocily sie bowiem od niej, zamknely w sobie, tak ze nie moga juz funkcjonowac jak inni ludzie. Naukowiec Marinker jest jednym z nich. Ale zaopiekowano sie nimi, nie dziela losu ofiar Ciemnosci, ludzi, ktorzy sa wypaleni od srodka i samotni, a ich ciala staly sie anemicznymi powlokami, ktorych medycyna nie moze juz uratowac od ruiny i smierci. Niektorzy z obecnych na placu tej nocy mowia, ze Swiatlosc przypominala kule ognia, nowe slonce, wschodzace z ziemi, inni twierdza, ze nie miala zadnego ksztaltu, zadnej widocznej postaci, byla natomiast rozrzedzonym gazem, uchodzacym w naglych blyskach, wypelniajacych powietrze wlasnymi wyladowaniami. Paru utrzymuje, ze Swiatlosc, nasilajac sie, przybierala ksztalt krzyza, ktory zniknal, gdy blask stal sie zbyt intensywny. Ja pamietam, ze widzialem tylko jasnosc, bez ksztaltu, bez struktury, tylko wspaniale swiatlo zalewajace moj umysl.
Slyszelismy doniesienia, ze Swiatlosc widziano pozniej w roznych czesciach swiata, tam gdzie panuje przemoc. Jessica twierdzi, ze Jacob nie chce z nia rozmawiac na ten temat. Pytala go rowniez o to, jaki jest udzial Boga w tym wszystkim, ale takze na to pytanie Jacob nie chcial odpowiedziec. Wyjasnil jej, ze nasze postrzeganie jest jeszcze zbyt slabe, abysmy mogli to zrozumiec, nawet umierajac uczymy sie jeszcze. Prawda nie jest nam w pelni dana.
Tej nocy, na dachu, Jacob wiedzial, ze umiera z wewnetrznych obrazen, ale wiedzial takze, iz musi zachowac sprawnosc umyslu, dopoki smierc nie zdlawi w nim zycia. Ciemnosc, ze swoja narastajaca sila, chciala wypelnic go, gdy umieral, opanowac jego mysli, zniszczyc wole ducha; szybka smierc uchronila go przed tym. Te czarne, niematerialne istoty wiedzialy, ze kiedy umiera cialo, istniejaca w kazdym wola, zasadnicza tresc kazdej jednostki, zanika takze, ale tylko po to, aby sie odrodzic, ponownie obudzic, kiedy pekna cienkie nici, ktorymi jest zwiazana z ziemska powloka. Ta metamorfoza w naszym pojeciu trwa trzy dni. Ale Jacob nie pozwolil, aby powolna smierc zniszczyla jego wole; panowal nad swoja duchowa sila w ostatnich sekundach zycia. Swiadom swego odrodzenia, odgrywal W nim czynna role. Tak jak Boris Pryszlak. Kazdy z nich jednak wybral inna droge.
Jacob znalazl sie we wzbudzajacym groze krolestwie energii, w nowym wymiarze, ktory czesciowo byl jeszcze tym swiatem, ale ostatecznie prowadzil do czegos wiekszego, czegos, co mozna zobaczyc, nie mozna jednak w pelni zrozumiec. Byl zdezorientowany, zagubiony, ale nie samotny. Oczekiwali go inni.
Stal sie ich czescia, wlaczyl sie w fale, ktora nigdy nie przestaje narastac, plynac, lecz ktora w naszych kategoriach jest nierealna. W koncu czesc tej fali wraca do swego zrodla i walczy z przeciwna energia, ktora zagrozila jej plodowi. My jestesmy tym plodem. Ciemnosc jest ta wroga energia. Swiatlosc jest potega, ktora sie staniemy.
Nikt z nas, kto widzial Swiatlosc, nie oburza sie na ulomnosc, jaka nas dotknela, gdyz slepota nie jest ciezarem, lecz uwolnieniem od niemoznosci widzenia. Jessica nosi nasze dziecko i oboje wiemy, ze syn – to bedzie chlopiec – tak jak my, bedzie niewidomy. Cieszymy sie z tego, gdyz wiemy, ze bedzie mogl widziec w taki sam sposob jak my.