trudem.
Bishop czul zimno na odslonietej twarzy, szczypanie zamykajacych sie porow i sciagajacej sie skory. Chlod przeniknal cale jego cialo. Znow cos sie poruszylo, tym razem dojrzal jakis cien. Mignal mu przed oczami jak przezroczysty welon, znikajac, gdy usilowal skupic na nim wzrok. Towarzyszyl mu dzwiek, przypominajacy nagly poryw wiatru wokol domu. Nagle umilkl. Cisza. Swiatla przygasly.
Bishop odezwal sie w nadziei, ze mikrofon przekaze jego slowa.
– Zaczelo sie – powiedzial tylko.
Ale w centrum dowodzenia slychac bylo wylacznie irytujace trzaski. Wszyscy patrzyli przez ogromne okno na dwie biale postacie, dopoki Marinker nie powiedzial:
– Sprawdzcie te swiatla, wydaje mi sie, ze siadaja.
Technik przekrecil przelaczniki, po chwili swiatla rozblysly. Ale powoli, prawie niedostrzezenie, znow zaczely przygasac.
Edith jeknela cicho i Bishop juz mial wyciagnac do niej reke, kiedy zastygl w bezruchu. Cos go dotknelo. Cos przesuwalo reka po jego ciele.
Spojrzal na nogi i zobaczyl, ze pomarszczone faldy bialego kombinezonu wygladzaja sie, wyrownuja. Ale material sam sie poruszal, nic go nie dotykalo. Biel kombinezonu w slabym, przycmionym swietle przybrala ciemnoszary odcien. Zimno, ktore przeniknelo cialo Bishopa, zaczelo wkradac sie do jego mozgu, powodujacy dretwienie mroz szukal drog, ktorymi moglby przekradac sie dalej, a znajomy przyplyw strachu sprzyjal jego postepom. Bishop probowal cos powiedziec, ostrzec innych przed tym, co sie dzieje, ale nie mogl wydobyc glosu z zacisnietego gardla. Zstepowala ciemnosc, niewyrazna czern, ktorej moc gasila wszystkie swiatla.
Bishop chcial wstac, ale przytlaczal go ogromny ciezar, ta sama zimna reka, ktora dotknela jego ciala, rozrosla sie do nieprawdopodobnych rozmiarow i teraz wiezila go w uscisku. Zdawal sobie sprawe, ze to tylko omamy oszolomionego umyslu, kazace mu wierzyc w to, co niemozliwe, ale mimo to czul ucisk, tak jakby byl prawdziwy. Raz jeszcze sprobowal wyciagnac rece do Edith, lecz byly przycisniete do bokow, zbyt ciezkie, aby je uniesc. Zobaczyl, jak medium zaczyna osuwac sie z krzesla, a jej jek przeszedl w zalosne zawodzenie. Wtedy zaczela pojawiac sie postac.
Wewnatrz baraku Sicklemore pospiesznie wydawal dyspozycje Marinkerowi, i tylko lata sluzby w administracji panstwowej powstrzymywaly go przed podniesieniem glosu.
– Na milosc boska, czlowieku, wlacz te urzadzenia. Nie widzisz, co „sie dzieje na zewnatrz?
Marinker stracil cala pewnosc siebie, spogladal to na palace sie lampki kontrolne, to na ledwo widoczne postacie na placu.
– Bishop nie ma przeslony. Nie moge ryzykowac wlaczenia aparatury.
– Nie badz glupi, czlowieku! Zalozy maske, gdy tylko uruchomimy lampy z ultrafioletem. Zrob to natychmiast, to rozkaz!
Postacie byly tylko ciemnymi, zwiewnymi zjawami, bez okreslonego ksztaltu. Podplynely blizej, skupiajac sie wokol dwojga ludzi na srodku placu. Czarne zjawy wyplywaly z otaczajacej ich czerni jakby byly jej czescia. Zblizyly sie, majaczac nad Bishopem i Edith, mezczyzna przycisniety byl do krzesla przez niewidzialna sile, kobieta kulila sie na ziemi. Bishop z trudem chwytal powietrze, czujac sie tak, jakby tonal w gestym, szlamowatym blocie. Jego usta i nos wypelniala cuchnaca maz. Powoli podniosl rece, napinajac sciegna, jego zacisniete piesci az drzaly. Chcial chwycic niewidzialny przedmiot, ktory uciskal mu piersi, ale nic nie znalazl, zadnego ksztaltu, zadnej materii. Ale wciaz czul ucisk.
Zolnierze wokol placu, na drodze i na ulicach, trzymali gotowe do strzalu karabiny i pistolety maszynowe, wiedzac, ze skonczyla sie bezczynnosc i ostatecznie pojawilo sie niebezpieczenstwo. Policjanci byli calkowicie uzbrojeni i to zwiekszalo ich poczucie bezpieczenstwa. Z oddali dochodzily krzyki, sporadyczne strzaly; gdzies znowu cos sie zaczelo. Jessica probowala ominac metalowa tarcze i dostac sie do Bishopa i Edith, ale Peck zlapal ja za reke i zmusil do cofniecia sie.
– Zostaw ich! – powiedzial szorstko. – Nie mozesz im pomoc! Spojrz tylko!
Jessica obrzucila wzrokiem plac i zobaczyla nagla jasnosc, wydobywajaca sie z wykopu. Zapalono ultrafioletowe lampy i ich blask powoli sie rozszerzal. Zaczely mrugac inne swiatla, z kazda sekunda swiecac coraz mocniej. W gorze slychac bylo wirujace helikoptery i wkrotce niebo rozjarzylo sie bialym swiatlem.
– Chris nie ma przeslony! – krzyknela Jessica i znow sprobowala sie uwolnic.
– Zaraz ja zalozy, nie martw sie. Uspokoj sie i patrz! Jessica przestala sie szamotac i Peck ja puscil.
– Grzeczna dziewczynka. Nie wychodz tylko poza ekran.
Bishopa oslepila nagla jasnosc. Zamknal oczy i probowal opuscic przeslone. Z trudem zblizal do niej dlonie, oddychal ciezko, czarny szlam zalewal mu gardlo. Nagle zniknal przygniatajacy go ciezar; mogl swobodnie poruszac rekami. Opuscil przeslone i otworzyl oczy. Blask byl w dalszym ciagu silny, ale chlorek srebrowy w szkle fotochromowym przeslony skutecznie tlumil jasnosc, umozliwiajac mu rozejrzenie sie dookola. Edith, skulona na ziemi, patrzyla w strone wykopu, jedna reka przytrzymujac sie krzesla, druga – mimo opuszczonej przeslony, przyslaniala oczy. Bishopowi zdawalo sie, ze widzi ciemne postacie, pierzchajace pod wplywem swiatla, obrazy, ktore znikaly, jakby zdlawione przez jasnosc.
Swiatlo bylo coraz silniejsze, coraz bardziej niebieskie, zabarwialo sie na czerwono wraz ze wzrostem natezenia. Wkrotce zalalo caly plac oslepiajacym blaskiem; wlaczono inne swiatla i wszystkie cienie zniknely. Blask stapial sie ze swiatlami padajacymi z gory, helikoptery utrzymywaly pozycje, uwazajac, by nie naruszyc swoich korytarzy powietrznych.
Caly teren skapany byl w niebiesko-fioletowym swietle, w ktorym ginal kazdy cien, nawet metalowe ekrany podswietlone byly z tylu slabszym swiatlem, by nie mogla sie tam ukryc ciemnosc.
Bishop poczul, jak jego umysl oczyszcza sie i opuszcza go strach.
– Udalo im sie – krzyknal do Edith. – Odeszla, zniszczyli ja!
Naukowcy przez caly czas mieli racje: Ciemnosc byla materia, posiadala fizyczne wlasciwosci. Mozna ja bylo zniszczyc jak kazda inna substancje chemiczna, gaz czy cialo stale. Jacob, biedny Jacob, nie zdawal sobie sprawy z tego, co to jest; za daleko zaszedl w badaniach zjawisk paranormalnych, zeby zrozumiec, ze Ciemnosc byla tylko nie wyjasnionym zjawiskiem fizycznym, a nie duchowym istnieniem. Ich umysly przecenialy range tego zjawiska, kazac im widziec i wyobrazac sobie rzeczy nie istniejace. Jemu, Bishopowi, kiedy mial wizje w Beechwood, przekazala telepatycznie swe mysli Edith, ktora znala Pryszlaka, byla zwiazana z jego sekta, z jej czlonkami, znala ich zadze, ich zdegenerowanie; Bishop stal sie odbiorca jej mysli, poniewaz to on odkryl martwe i okaleczone ciala. Wszystko inne bylo szalenstwem, narzuconym przez cos, co nazwano Ciemnoscia, i ziemskim zlem tych, ktorzy byli uczniami Pryszlaka, gdy jeszcze zyl. Ta wiedza przytlaczala go, nie tylko dlatego, ze wyjasniala straszne, katastroficzne wydarzenia” ktore ostatnio mialy miejsce, ale i dlatego, ze stanowila potwierdzenie tego, w co wierzyl od lat.
Bishop podszedl do Edith i wyciagnal rece, aby jej pomoc. Pochylal sie wlasnie, probujac ja podniesc, kiedy na jej niebieskawym kombinezonie pojawil sie cien, niczym ciemna plama na swiezym sniegu.
Odsunal sie od niej, opadl na kolana i tak pozostal, maska skrywala jego przerazona twarz. Edith wstawala, patrzac na cien rozprzestrzeniajacy sie po jej ciele, podniosla sie, stanela w rozkroku i wyciagnela rece. Uniosla glowe i krzyknela w niebo.
Niebieskofioletowy blask stopniowo znikal pod wplywem szybko zapadajacej ciemnosci.
Postacie powrocily wraz z cieniami, jak wstegi czarnego dymu zwijaly sie, skrecaly ponad znajdujacymi sie w dole urzadzeniami oswietleniowymi, jakby uragajac ich sile. Jasnosc cofala sie do zrodla, jak popychana przez niewidzialna, opadajaca sciane. Generatory z jednej strony placu zaczely wydawac jekliwy dzwiek, ktory to wzmagal sie, to cichl. Technicy odskoczyli od nich, kiedy zaczely iskrzyc. Stopniowo wszystkie swiatla – i to zarowno reflektory, jak i szperacze czy reczne latarki ‘- zaczely przygasac, trzaskaly zarowki, rozpryskiwalo sie szklo. Urzadzenia pomiarowe w centrum dowodzenia zaczely szalec, igly wskazowek tanczyly niczym metronomy, przelaczniki same sie wylaczaly, jakby obslugiwaly je niewidoczne rece, z nadajnikow i odbiornikow dochodzilo buczenie. W koncu zgasly wszystkie swiatla i barak pograzyl sie w ciemnosci.
W gorze jeden z helikopterow gwaltownie oddalal sie od zamieszania na dole; jego szeroki ultrafioletowy snop swiatla zgasl z sykiem, podobnie jak swiatla innych helikopterow. Pilot poczul, ze smiglowiec pikuje gwaltownie i staral sie za wszelka cene utrzymac wysokosc, lecz nie panowal juz nad maszyna. Uderzyl w helikopter, ktory wznoszac sie do gory, przecial przez nieuwage jego korytarz powietrzny. Rozlegl sie ogluszajacy huk eksplozji, w gore uniosla sie oslepiajaca, ognista kula. Splatane maszyny spadaly na ziemie, ciagnac za soba czerwone plomienie przypominajace ogon komety. Sila wybuchu obrocila oba helikoptery, rzucajac je na zatloczona droge.