— Dlaczego wiec ja opusciles?

' — Myslalem, ze polepsze sobie warunki zycia. Nie wiedzialem, ze przyjazd na Rotora oznacza bilet donikad.

— Nie, nie donikad! — Insygna nie potrafila juz dluzej powstrzymac wybuchu, nie mogla juz dluzej znosic tych tortur.

— Gdybys wiedzial dokad lecimy, na pewno wolalbys zostac!

— Dlaczego? Dokad leci Rotor?

— Do gwiazd…

— Ku zagladzie!

Spogladali na siebie. Marlena obudzila sie i otworzywszy oczy zaczela cicho gaworzyc. Fisher spojrzal na dziecko i zaczal mowic o pol tonu ciszej:

— Eugenio, wcale nie musimy sie rozstawac. Nie chce zostawiac Marleny ani ciebie. Pojedzcie ze mna.

— Na Ziemie?

— Tak. Dlaczego nie. Mam tam przyjaciol. Nawet teraz. Ty jako moja zona i Marlena jako moje dziecko nie bedziecie mialy klopotow z wyjazdem. Ziemia nie przejmuje sie tak bardzo rownowaga ekologiczna. Zamieszkamy na olbrzymiej planecie, zamiast na malej, cuchnacej bance gdzies w kosmosie.

— Tak, na olbrzymiej bani, cuchnacej pod niebiosa. Nie, dziekuje.

— Pozwol mi wiec zabrac Marlene. Jesli ty uwierzylas, ze warto podejmowac taka podroz, poniewaz jako astronom chcesz badac kosmos, to twoja sprawa, ale dziecko powinno pozostac w Ukladzie Slonecznym, gdzie bedzie bezpieczne.

— Bezpieczne na Ziemi? Nie badz smieszny! Czy tylko o to ci chodzi? Chcesz odebrac mi moje dziecko?

— Nasze dziecko.

— Moje dziecko. Odejdz, chce, zebys odszedl, ale nie waz sie tknac mojego dziecka. Mowisz, ze znam Pitta i to jest prawda. Oznacza to, ze moge zalatwic, ze wysla cie na asteroidy czy tego chcesz czy nie, a potem mozesz sobie wracac na swoja gnijaca Ziemie. A teraz wynos sie z mojego mieszkania i znajdz sobie jakies miejsce do spania, dopoki cie nie odesla. Daj mi znac, gdzie jestes, to przesle ci twoje rzeczy. I nie mysl, ze bedziesz mogl tu wrocic. To miejsce bedzie strzezone.

W chwili, gdy to mowila — z sercem przepelnionym gorycza — rzeczywiscie wierzyla we wlasne slowa. Mogla przeciez prosic go, kusic pochlebstwami, blagac, a nawet klocic sie, ale nie zrobila tego. Odwrocila sie do niego plecami i kazala mu odejsc.

I Fisher rzeczywiscie odszedl, a ona naprawde przeslala mu jego rzeczy. I w koncu odmowil zgody na odlot na Rotorze. I odeslano go z powrotem. I mogla tylko przypuszczac, ze wrocil na Ziemie.

Odszedl na zawsze, od niej i od Marleny.

Kazala mu odejsc i odszedl na zawsze.

Rozdzial 5

DAR

Insygna siedziala zaskoczona wlasnymi slowami. Nigdy jeszcze ile opowiadala nikomu tej historii, chociaz niemal codziennie od czternastu lat przezywa ja na nowo. Nigdy nie marzyla nawet, ze bedzie ja mogla opowiedziec — wydawalo sie jej, ze zabierze ja ze toba do grobu.

Historia ta nie przynosila jej ujmy — byla po prostu bardzo osobista.

I oto opowiedziala ja — w calosci i bez wstydu — dorastajacej corce; komus, kogo az do chwili, gdy zaczela mowic, traktowala jak dziecko — jak dziwnie bezradne dziecko.

I teraz dziecko to spogladalo na nia powaznie swoimi ciemnymi oczyma — bez zmruzenia powieki, jakos tak po doroslemu i wreszcie powiedzialo:

— A wiec to ty sprawilas, ze odszedl, czyz nie tak?

— Tak, w pewnym sensie. Bylam wsciekla, a on chcial mi zabrac ciebie. Na Ziemie! — Przerwala, a potem zapytala niezobowiazujaco:

— Rozumiesz?

— Czy ty potrzebujesz mnie az tak bardzo? — zapytala Marlena.

— Oczywiscie! — odpowiedziala z oburzeniem Insygna, a potem pod spokojnym spojrzeniem tych oczu przestala myslec o rzeczach niepojetych. Czy naprawde potrzebowala Marleny?

— Oczywiscie — powtorzyla cicho. — Jakze mogloby byc inaczej? — Marlena potrzasnela glowa i na jej twarzy zagoscil przez chwile ponury cien.

— Mysle, ze nie bylam czarujacym dzieckiem. Moze on mnie potrzebowal. Czy cierpialas, dlatego, ze potrzebowal mnie bardziej niz ciebie? Czy zatrzymalas mnie tylko dlatego, ze on mnie chcial?

— To co mowisz jest potworne. Wcale tak nie bylo… — odpowiedziala Insygna, niezbyt pewna, czy wierzy we wlasne slowa. Poruszanie tego tematu w rozmowie z Marlena bylo bardzo niewygodne. Marlena coraz czesciej wgryzala sie w ten swoj okropny sposob w interesujace ja kwestie. Insygna zauwazyla to juz wczesniej, lecz wyjatkowy upor Marleny w drazeniu pewnych tematow przypisywala okazjonalnym zbiegom okolicznosci w zyciu nieszczesliwego dziecka. Teraz jednak zdarzalo sie to coraz czesciej, a Marlena celowo jatrzyla rany.

— Marleno — powiedziala po chwili — dlaczego myslisz, ze kazalam odejsc twojemu ojcu? Nigdy tego nie powiedzialam, co wiecej, nigdy nie dalam ci powodu, aby tak myslec.

— Tak naprawde nie wiem, skad wiem o roznych rzeczach, mamo. Czasami wspominasz ojca w mojej obecnosci lub w obecnosci kogos innego i za kazdym razem brzmi to tak, jak gdybys czegos zalowala, jak gdybys chciala czemus zadoscuczynic.

— Naprawde? Ja tego nie czuje.

— Tak. Za kazdym razem jest to dla mnie coraz bardziej jasne. To jak mowisz, jak patrzysz…

Insygna przygladala sie z napieciem corce, a potem powiedziala nagle:

— To co mysle?

Marlena podskoczyla i zachichotala po dziecinnemu. Nie lubila sie smiac i chichot byl wszystkim, co miala do zaprezentowania w tej dziedzinie, przynajmniej na co dzien.

— Teraz? — zapytala. — To jest latwe. Myslisz, ze ja wiem, co myslisz, ale nie masz racji. Nie czytam w umyslach. Zgaduje tylko ze slow, dzwiekow, wyrazen, ruchow. Ludzie nie potrafia ukryc tego, co mysla, a ja obserwuje ich od tak dawna…

— Dlaczego? Chodzi mi o to, dlaczego czujesz potrzebe obserwowania ludzi?

— Poniewaz gdy bylam dzieckiem wszyscy mnie oklamywali. Mowili, ze jestem slodka, albo mowili to tobie, kiedy wiedzieli, ze slucham. A na ich twarzach widnialo czarno na bialym, ze wcale tak nie mysla. Nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Na poczatku nie wierzylam, ze to jest mozliwe, a potem powiedzialam sobie: „Wydaje mi sie, ze wygodniej jest im udawac, ze mowia prawde”.

Martena przerwala i ni stad, ni zowad zapytala matke:

— Dlaczego nie powiedzialas ojcu, dokad lecimy?

— Nie moglam. To nie byl moj sekret.

— A moze gdybys powiedziala mu, zdecydowalby sie na pozostanie z nami.

Insygna potrzasnela przeczaco glowa.

— Nie, nie zostalby. Chcial wrocic na Ziemie.

— Gdybys mu powiedziala, mamo, komisarz Pitt nie pozwolilby mu odejsc, prawda? Ojciec wiedzialby za duzo.

— Pitt nie byl wtedy komisarzem — odpowiedziala Insygna, nie zwracajac uwagi, ze mowi nie na temat. A potem dodala gwaltownie:

— Nie chcialabym, zeby zostal na takich warunkach. A ty co bys zrobila na moim miejscu?

— Nie wiem. Nie wiem, jaki by byl, gdyby zostal.

Вы читаете Nemezis
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×