W ostatnim okresie Marlena wyklarowala sobie pojecie „chlopca” — a przynajmniej tak wydawalo sie Insygnie. Pomoglo jej w tym ciagle pozeranie ksiazek i ogladanie filmow — niektore z nich znacznie przerastaly jej zdolnosci poznawcze. Jednak Orinel takze wydoroslal, hormony zywiej krazyly w jego ciele i przestaly wystarczac mu dzieciece zarty i docinki.
Tego wieczoru przy obiedzie Insygna zapytala:
— Kochanie, jak spedzilas dzien?
— Spokojnie. Orinel przyszedl mnie szukac i chyba zameldowal ci, gdzie bylam. Przykro mi, ze musisz mnie scigac. Insygna westchnela.
— Alez Marleno, czasami wydaje mi sie, ze jestes nieszczesliwa, i nic nie poradze na to, ze martwie sie toba. Zbyt czesto przebywasz sama.
— Lubie byc sama.
— Nie widac tego po tobie. Nie jestes szczesliwa bedac sama. Wielu ludzi chcialoby okazac ci swoja przyjazn i byloby ci lepiej, gdybys im na to pozwolila. Orinel jest jednym z nich.
— Byl. Teraz jest zajety innymi ludzmi. Dzisiaj bylo to szczegolnie widoczne. Wscieklam sie. Wyobraz sobie, jak bardzo wil sie w mojej obecnosci myslac o Doloret.
— Nie mozesz go obwiniac — powiedziala Insygna. — Doloret jest w jego wieku.
— Fizycznie — dodala Marlena. — Poza tym to oslica.
— W jego wieku strona fizyczna bardzo sie liczy.
— Widac to po nim. On takze powoli staje sie oslem. Im wiecej umizguje sie do Doloret, tym bardziej pusta jest jego glowa. Wiem o tym.
— On wydorosleje, Marleno, i kiedy bedzie odrobine starszy, zrozumie, co jest naprawde wazne w zyciu. Ty takze wydoroslejesz…
Marlena rzucila zagadkowe spojrzenie na Insygne, a potem powiedziala:
— Przestan, mamo. Sama nie wierzysz w to, co mowisz. Nie wierzysz w to nawet odrobine.
Insygna zaczerwienila sie. Przyszlo jej do glowy, ze Marlena nie zgaduje — ona wie. Ale jak? Starala sie mowic niezwykle szczerze, starala sie czuc szczera. Marlena przejrzala jej gre bez wysilku. I to nie po raz pierwszy. Czyzby rozwazala kazde zalamanie glosu, kazdy moment niepewnosci, kazde slowo i dowiadywala sie w ten sposob o tym, co pragnelo sie przed nia ukryc? Insygna bala sie spostrzegawczosci Marleny. Nikt nie chce byc przezroczysty, wystawiony na wrogie spojrzenia innych.
Skad, na przyklad, Marlena wie o zagladzie Ziemi? Wyczula to w jej glosie? Nalezy porozmawiac o tej sprawie. Insygna nagle-poczula sie zmeczona. Jesli nie mozna przechytrzyc Marleny, po co w ogole probowac?
— No coz — zaczela. — Przejdzmy do rzeczy, kochanie. Powiedz mi, czego naprawde chcesz?
— Widze, ze rzeczywiscie chcesz wiedziec, wiec ci powiem: chce stad uciec.
— Uciec? — Insygna nie mogla zrozumiec najprostszych slow wypowiedzianych przez corke. — Dokad chcesz uciec?
— Rotor to nie wszystko, mamo.
— Oczywiscie, ze nie. Ale jest wszystkim, co mamy w promieniu dwoch lat swietlnych.
— Nie, nie jest tak jak mowisz. Mniej niz dwa tysiace kilometrow stad jest Erytro.
— Erytro sie nie liczy. Nie mozna tam mieszkac.
— Ale tam mieszkaja ludzie.
— Tak, w Kopule. Grupa naukowcow i inzynierow, ktorzy prowadza badania naukowe. Kopula jest znacznie mniejsza niz Rotor. Jesli jest ci za ciasno tutaj, to jak bedziesz sie czula tam?
— Poza Kopula jest caly swiat, mamo. Ktoregos dnia ludzie zamieszkaja na tym swiecie.
— Byc moze. Nie jest to takie pewne.
— Ja wiem, ze tak bedzie.
— Nawet, jesli tak bedzie, zajmie to wieki.
— Ale kiedys trzeba zaczac. Chcialabym byc jedna z tych, ktorzy to zrobia.
— Nie badz smieszna, Marleno. Masz tutaj wygodny dom. Kiedy to sie zaczelo?
Martena zacisnela usta.
— Nie jestem pewna — odpowiedziala. — Kilka miesiecy temu, ale jest coraz gorzej. Nie moge wytrzymac na Rotorze.
Insygna spojrzala na Marlene z niezadowoleniem. Czuje, ze stracila Orinela — pomyslala. Ma zlamane serce na zawsze. Odejdzie i ukarze go. Wybrala zeslanie na pustynnym swiecie, a on jeszcze pozaluje… Tak, to bylo mozliwe. Insygna przypomniala sobie swoje pietnascie lat. W tym wieku serca sa tak kruche, ze lamia sie przy najlzejszym dotyku. Na szczescie czas leczy rany — w co oczywiscie nie jest w stanie uwierzyc zaden nastolatek. Pietnascie lat! To pozniej, pozniej niz…
Nie ma sensu o tym myslec!
— Dlaczego tak bardzo pociaga cie Erytro, Marleno? — zapytala.
— Nie wiem. To duzy swiat. To chyba naturalne, ze pragnie sie duzego swiata — zawahala sie przez moment, po czym dodala trzy ostatnie slowa, ktore wypowiedziala przelykajac — takiego jak Ziemia.
— Jak Ziemia! — Insygna nie mogla powstrzymac gniewu. -Nigdy nie bylas na Ziemi! I nie masz najmniejszego pojecia, jak tam jest!
— Wiele widzialam, mamo. W bibliotekach jest pelno filmow o Ziemi.
(Tak, to prawda. Jednak od jakiegos czasu Pitt byl zdania, ze nalezy je zakwestionowac lub zniszczyc. Twierdzil, ze zerwanie z Ukladem Slonecznym oznacza wlasnie zerwanie. Nie mozna popierac sztucznie wywolanego romantyzmu i sentymentow do Ziemi. Insygna mocno oponowala, teraz jednak zrozumiala, ze Pitt mial racje).
— Marleno — powiedziala — nie mozesz sugerowac sie filmami. Filmy idealizuja rzeczywistosc. Poza tym w wiekszosci mowia o przeszlosci, kiedy zycie na Ziemi wygladalo znacznie lepiej, lecz nawet wtedy nie bylo takie, jak pokazuja to filmy.
— Nawet wtedy?
— Tak, nawet wtedy. Chcesz wiedziec, jak wyglada Ziemia? Jest rynsztokiem, w ktorym trudno zyc. Dlatego wlasnie ludzie opuscili ja po to, by zalozyc Osiedla. Uciekli od wielkiego, okropnego swiata do malych, cywilizowanych Osiedli. I jakos nikt nie chce wracac.
— Ale na Ziemi zostaly miliardy ludzi.
— Dlatego wlasnie Ziemia jest rynsztokiem. Ci, ktorzy tam mieszkaja, korzystaja z pierwszej sposobnosci, by uciec. Dlatego zbudowano tyle Osiedli i rowniez dlatego sa one tak zatloczone. Z te-i powodu takze my opuscilismy Uklad
Sloneczny i przylecielismy tutaj, kochanie.
— Ojciec byl Ziemianinem — powiedziala Marlena niskim glosem. — Nie opuscil Ziemi, chociaz mogl.
— Nie, nie opuscil. Zostal — odpowiedziala z niezadowoleniem, starajac sie panowac nad glosem.
— Dlaczego, mamo?
— Przestan, Marleno. Rozmawialysmy o tym. Wielu ludzi zostalo w domu. Nie chcieli porzucac znajomych miejsc. Niemal kazda rodzina na Rotorze zostawiala kogos na Ziemi. Wiesz o tym bardzo dobrze. Czy chcesz powrocic na Ziemie? O to ci chodzi?
— Nie, zupelnie nie o to, mamo.
— Nawet gdybys chciala wrocic na Ziemie, jest to niemozliwe. jestesmy oddaleni od niej o dwa lata swietlne — chyba zdajesz sobie z tego sprawe?
— Oczywiscie, ze tak. Ja chcialam jedynie pokazac ci, ze mamy druga Ziemie tuz obok. Erytro. Tam chce pojechac, pragne pojechac.
Insygna nie mogla sie pohamowac. Ku wlasnemu przerazeniu slyszala wypowiadane przez siebie slowa:
— Chcesz opuscic mnie, tak jak zrobil to twoj ojciec. — Marlena cofnela sie, lecz po chwili oprzytomniala.
— Czy naprawde sadzisz, ze on cie opuscil? Byc moze staloby sie inaczej, gdybys ty byla inna — reszte wypowiedziala tak cicho, jak gdyby oznajmiala o zakonczonym posilku. — To ty go wypedzilas, mamo.