— Mowisz prawde, mamo, ale prosze uwierz mi, ze jestem bezpieczna. Jestem szczesliwa, odkad znalazlysmy sie na Erytro. Na Rotorze nigdy nie bylam szczesliwa.
— A dlaczego czujesz sie szczesliwa? — zapytal Genarr.
— Nie wiem, wujku Sieverze. Gdy jest sie szczesliwym, nie trzeba pytac dlaczego.
— Wygladasz na zmeczona, Eugenio — powiedzial Genarr.
— Fizycznie czuje sie swietnie, Sieverze. Zmeczyly mnie natomiast wewnetrznie dwa miesiace obliczen. Nie wiem, jak pracowali ci wszyscy starozytni astronomowie, majac do pomocy wylacznie komputery. A Kepler!
Obliczal ruchy planet na suwaku logarytmicznym, a i tak mial duzo szczescia, ze wlasnie go wynaleziono.
— Wybacz nieastronomowi, ale wydawalo mi sie, ze obecnie zlecacie instrumentom obliczenia, idziecie spac, a po kilku godzinach wszystko czeka ladnie wydrukowane na biurku.
— Chcialabym, zeby bylo tak, jak mowisz. Czy wiesz, z jaka dokladnoscia musialam obliczyc rzeczywista szybkosc Nemezis i Slonca w stosunku do siebie, by wiedziec, gdzie i kiedy nastapi ich najwieksze zblizenie? Czy wiesz, ze nawet najmniejszy blad wystarczylby, bysmy byli pewni, ze Nemezis bezpiecznie ominie Uklad, podczas gdy w rzeczywistosci zniszczylaby go, i odwrotnie? Cala sprawa — kontynuowala Insygna — wygladalaby wystarczajaco zle nawet wtedy, gdyby Nemezis i Slonce byly jedynymi cialami we Wszechswiecie, sa jednak jeszcze inne pobliskie gwiazdy i wszystkie znajduja sie w ciaglym ruchu. Przynajmniej tuzin z nich jest wystarczajaco duzy, by oddzialywac na Nemezis czy Slonce, czy wreszcie na obydwie gwiazdy razem. A oddzialywania tego me mozna pominac, poniewaz powstalby blad idacy w miliony kilometrow, w te czy inna strone. Trzeba wiec znac dokladna mase kazdej gwiazdy, razem z jej pozycja i szybkoscia.
— Mowie tutaj, Sieverze, o pietnastu cialach i jest to, wierz mi, niezwykle skomplikowane. A jesli chodzi o Nemezis, to przeleci ona przez sam Uklad Sloneczny i zakloci ruch kilku planet. Wiele bedzie zalezalo od pozycji kazdej planety na orbicie w momencie przejscia Nemezis, a takze od tego, o ile planety przesuna sie pod wplywem sil grawitacyjnych Nemezis i jak to przesuniecie wplynie na inne ciala. Nie mozna takze pominac oddzialywania Megasa.
Genarr sluchal z ponura mina.
— I czym to sie skonczy, Eugenio?
— Mysle, ze orbita Ziemi stanie sie bardziej ekscentryczna niz obecnie, a os semimajoralna zmniejszy sie w stosunku do obecnej.
— A to oznacza…
— A to oznacza, ze Ziemia stanie sie zbyt goraca, by mozna bylo na niej mieszkac.
— A co stanie sie z Megasem i Erytro? — Nic wielkiego. System Nemezis jest znacznie mniejszy od Ukladu Slonecznego i w zwiazku z tym latwiej mu bedzie zachowac pierwotny ksztalt. Tutaj nic sie specjalnie nie zmieni, w przeciwienstwie do Ziemi.
— I kiedy to sie stanie?
— Za piec tysiecy dwadziescia cztery lata, plus minus pietnascie Nemezis znajdzie sie w punkcie najwiekszego zblizenia. Caly proces rozciagnie sie jednak na dwadziescia do trzydziestu lat, poniewaz tyle bedzie trwalo zblizanie sie i oddalanie Slonca i Nemezis.
— Czy beda jakies zderzenia lub cos w tym rodzaju?
— Szanse na to sa niemal zerowe. Zadnych zderzen pomiedzy duzymi cialami. Oczywiscie moze sie zdarzyc, ze sloneczny asteroid uderzy w Erytro lub asteroid z Nemezis uderzy w Ziemie. Prawdopodobienstwo jest minimalne, chociaz skutki moglyby okazac sie katastrofalne dla Ziemi. Nie ma jednak mozliwosci obliczenia takich zderzen, a przynajmniej dopoty, dopoki gwiazdy nie zbliza sie do siebie.
— Tak czy inaczej, Ziemie nalezy ewakuowac, prawda?
— O tak.
— Maja na to piec tysiecy lat.
— Piec tysiecy lat to wcale nie jest za duzo na ewakuowanie osmiu miliardow ludzi. Powinnismy ich ostrzec.
— Czy nie zdolaja sami przekonac sie o niebezpieczenstwie, nawet gdybysmy ich nie ostrzegli?
— Zdolaja, lecz kto wie kiedy? A nawet gdyby zorientowali sie juz wkrotce, to i tak powinnismy przekazac im technologie hiperwspomagania. Musza ja miec.
— Jestem pewny, ze sami ja odkryja, i to bardzo szybko.
— A jesli nie?
— Mysle, ze za sto lat, a moze wczesniej, nawiazemy lacznosc z Ziemia. Majac hiperwspomaganie sluzace do transportu, juz wkrotce zastosujemy je do srodkow lacznosci. Zawsze tez mozemy wyslac na Ziemie jedno Osiedle.
Czasu mamy dosyc.
— Mowisz jak Pitt. Genarr chrzaknal.
— Pitt nie zawsze sie myli.
— Ale on nie bedzie chcial nawiazywac lacznosci. Ja to wiem.
— Nie zawsze musi byc tak, jak on chce. Mamy Kopule na Erytro, chociaz sprzeciwial sie temu. A nawet jesli nie zdolamy go przekonac, to przeciez kiedys umrze. Naprawde, Eugenio, nie warto teraz przejmowac sie za bardzo Ziemia. Mamy blizsze zmartwienia. Czy Martena wie, ze juz prawie skonczylas?
— Jakze by mogloby byc inaczej? Bez watpienia, efekt mojej pracy widoczny jest w sposobie, w jaki podciagam rekawy czy czesze wlosy.
— Zdaje sie, ze Martena potrafi coraz wiecej, prawda?
— Tak. Ty tez to zauwazyles?
— Owszem. Dostrzegam zmiany, mimo ze znam ja bardzo krotko.
— Przypuszczam, ze to nasila sie z wiekiem. Jej umiejetnosci rosna tak, jak rosna jej piersi. Poza tym do tej pory musiala ukrywac przed swiatem swoj talent. Nie wiedziala, co ma z nim zrobic, poniewaz czesto wpedzal ja w klopoty. Teraz nie boi sie niczego i jej talent rosnie i rozwija sie.
— Czy nie sadzisz, ze ma to jakis zwiazek z przyjemnoscia, jaka sprawia jej pobyt na Erytro? Byc moze poczucie szczescia wplywa dodatnio na jej zdolnosci poznawcze?
— Zastanawialam sie nad tym, Sieverze — odpowiedziala Insygna. — Ale nie chcialabym obarczac cie moimi zmartwieniami. A jest ich duzo: boje sie o Marlene, o Ziemie, o wszystko… Czy przypuszczasz, ze Erytro ma na nia jakis wplyw? Oczywiscie posredni? Myslisz, ze jej zwiekszone zdolnosci poznawcze moga oznaczac poczatek choroby… Plagi?
— Nie wiem, jak odpowiedziec na to pytanie, Eugenio, a jesli jej zwiekszona percepcja jest wynikiem Plagi, to choroba ta nie wplywa na jej rownowage psychiczna. Moge powiedziec ci jedno — nikt, kto zapadl tutaj na Plage, nie wykazywal nawet w przyblizeniu takich zdolnosci, jakie posiada Marlena.
Insygna westchnela.
— Dziekuje ci. Pocieszyles mnie. Musze ci takze podziekowac za delikatnosc i przyjazn dla Marleny.
Usta Genarra wykrzywil niepewny usmiech.
— To nic wielkiego. Bardzo ja lubie.
— Mowisz to tak normalnie. Marlene trudno jest lubic. Wiem to. A jestem przeciez jej matka.
— Lubie ja… moze dlatego, ze zawsze cenilem w kobietach umysl, a nie urode — chyba ze mialy i jedno, i drugie, tak jak ty, Eugenio.
— Moze dwadziescia lat temu — odpowiedziala Eugenia z kolejnym westchnieciem.
— W takim razie moje oczy zestarzaly sie wraz z twoim cialem. Nie widze zadnej roznicy. Dla mnie nie jest wazne, ze Marlena nie grzeszy uroda. Jest niesamowicie inteligentna, pominawszy nawet jej niezwykly talent.
— Tak, masz racje. Pocieszam sie tym, gdy daje mi sie we znaki.
— Obawiam sie, ze Marlena moze byc jeszcze bardziej klopotliwa.
Insygna rzucila mu ostre spojrzenie.
— Dlaczego?
— Dala mi wyraznie do zrozumienia, ze nie wystarcza jej pobyt w Kopule. Chce wyjsc, chce stapac po prawdziwej ziemi Erytro, gdy tylko skonczysz prace. Nalega!
Spojrzenie Insygny wyrazalo przerazenie.